2010 - Wielka wartość modlitwy według św. Jana Marii Vianneya

WIELKA WARTOŚĆ MODLITWY

WEDŁUG ŚW. JANA MARII VIANNEYA

Konferencja wygłoszona na 7 spotkaniach modlitewno-formacyjnych

 „Żywego Różańca” w terminach wiosennych 2010 roku

 

 

         Przeżywamy Rok Kapłański. Szczególnym naszym przewodnikiem w tym czasie jest św. Jan Maria Vianney – patron proboszczów. Ale już niedługo – na zakończenie Roku Kapłańskiego – papież Benedykt XVI ogłosi św. Jana Vianneya patronem wszystkich kapłanów. Jest on bowiem dla nas kapłanów wzorem duszpasterza, zwłaszcza jako spowiednik. Jednak jako człowiek modlitwy może być wspaniałym przykładem dla nas wszystkich; i wiernych świeckich i kapłanów.

 

1.     Katecheza św. Jana Marii Vianneya

 

Posłuchajcie co Święty z Ars mówi na temat modlitwy:

         „Pamiętajcie, dzieci moje, skarb chrześcijanina jest w niebie, nie na ziemi. Dlatego gdzie jest wasz skarb, tam też powinny podążać wasze myśli.

         Modlitwa jest niczym innym jak zjednoczeniem z Bogiem. Jeśli ktoś ma serce czyste i zjednoczone z Bogiem, odczuwa szczęście i słodycz, które go wypełniają, doznaje światła, które nad podziw go oświeca. W tym ścisłym zjednoczeniu Bóg i dusza są jakby razem stopionymi kawałkami wosku, których już nikt nie potrafi rozdzielić. To zjednoczenie Boga z lichym stworzeniem jest czymś niezrównanym, jest szczęściem, którego nie sposób zrozumieć. Nie zasługujemy na dar modlitwy. Ale dobry Bóg pozwolił, abyśmy z Nim rozmawiali.

         Dzieci moje, wasze serce jest ciasne, ale modlitwa rozszerza je i czyni zdolnym do miłowania Boga. Modlitwa jest przedsmakiem nieba, jest jakby zstąpieniem do nas rajskiego szczęścia. Zawsze przepełnia nas słodyczą, jest miodem spływającym do duszy, który sprawia, iż wszystko staje się słodkie. W chwilach szczerej modlitwy znikają utrapienia jak śnieg pod wpływem słońca.

         Modlitwa sprawia także, iż czas mija tak szybko i tak przyjemnie, że nawet nie zauważa się jego trwania. Posłuchajcie: kiedy byłem proboszczem w Bresse, zdarzyło się, iż prawie wszyscy okoliczni proboszczowie zachorowali. Pokonywałem wówczas pieszo duże odległości, modląc się stale do Boga, i zapewniam was, wcale mi się nie dłużyło.

         Są tacy, którzy jak ryby w falach całkowicie zatapiają się w modlitwie. Dzieje się tak dlatego, że całym sercem są oddani Bogu. W ich sercu nie ma rozdwojenia. O, jakże miłuję te szlachetne dusze! Święty Franciszek z Asyżu i święta Koleta oglądali naszego Pana i rozmawiali z Nim, podobnie jak my rozmawiamy między sobą.

         My natomiast, ileż to razy przychodzimy do kościoła nie wiedząc, jak się zachować ani o co prosić? Kiedy idziemy do kogoś, wiemy dobrze, po co idziemy. Co więcej, są tacy, którzy zdają się mówić do Pana: „Powiem kilka słów, żeby mieć już spokój”. Myślę często, że gdy przychodzimy, aby pokłonić się Panu, otrzymamy wszystko, czego pragniemy, jeśli tylko poprosimy z żywą wiarą i czystym sercem.

 

2.     Św. Jan Maria Vianney – człowiek modlitwy

 

         Proboszcz z Ars tak pięknie mówił o modlitwie, ponieważ sam wiele czasu na modlitwie spędzał. Można powiedzieć, że był człowiekiem modlitwy. Już o czwartej rano wychodził z plebani i z migocącą lamp­ką w ręku przemykał przez ogród i cmentarz do kościoła. Tam klękał przed tabernakulum i modlił się dwie lub trzy godziny. Jeden z sąsiadów, widząc o świcie proboszcza ze świe­cą, ciekaw był, po co on tak wcześnie udaje się do świątyni. Zastał go tam na modlitwie, a powróciwszy do domu, powiedział: „To nie jest człowiek taki, jak in­ni". Podczas modlitwy ksiądz Vianney adorował Chrystusa obecnego w Naj­świętszym Sakramencie. O szóstej, a w zimie o siódmej rano sprawował Mszę świętą. Po konsekracji i podczas Komunii św. zastygał w bezruchu na kilka minut. Wówczas na jego twarzy pojawiało się wewnętrzne zadowolenie. Do Mszy przygotowywał się klęcząc przed oł­tarzem przez dwadzieścia minut, dłu­go też odprawiał dziękczynienie po Eucharystii. Tak­że w ciągu dnia często wstępował do kościoła na chwilę modlitwy. Wieczo­rem odmawiał różaniec, początkowo sam, a później z kilkoma kobietami i dziećmi, którzy dołączyli do niego. Po zapadnięciu zmroku modlił się jeszcze przed Najświętszym Sa­kramentem.

Taki plan dnia realizował Jan Vianney w pierwszych latach pobytu w Ars. Gdy stał się sławny i wiele godzin spędzał w konfesjonale, nie miał tak dużo czasu na modlitwę, jednak nigdy jej nie zaniedbał. To właśnie dzięki modlitwie poznawał miłosierne oblicze Boga. Modlitwa działała na jego serce jak łagodny balsam, leczyła je i czyniła cichym i po­kornym. Święty Jan z tego spotkania z Bogiem czerpał siłę do he­roicznej pracy apostolskiej. Czerpał też światło dla pełnych mądrości kazań oraz rad, któ­rych udzielał w konfesjonale. Dzięki modlitwie rozwijał też ogromną życz­liwość i postawę otwartości wobec lu­dzi. Przykład modlitwy Proboszcza wpłynął na wielu parafian – wkrótce i oni zaczęli przychodzić do kościoła, aby adorować Boga obecnego w Naj­świętszym Sakramencie.

 

3.     Adoracja Najświętszego Sakramentu

 

Jak widzimy, szczególnie umiłowaną formą modlitwy św. Jana Vianneya była adoracja Najświętszego Sakramentu. Słyszeliśmy już jak często i długo modlił się przed tabernakulum. A jak odprawiał Mszę św.? W jednym ze świadectw czytamy: „Po konsekracji widać było tę twarz, jakby rozjaśnio­ną zadowoleniem i szczęściem, a szczególnie przed Komunią św, kiedy trzymał hostię w swych dłoniach, robił małą przerwę, spoglądając na nią z uśmiechem, że zdawać się mogło, iż widział Pana naszego oczyma ciała". I mówił: „Jakie to piękne! Po konsekracji Pan Bóg tam jest, jak w niebie... Gdy podczas Mszy trzymam Pana Boga, czy może mi czego odmówić? Już za chwi­lę, gdy będę trzymał Pana w dłoniach... proście Go jak niewidomy z Jerycha: Panie, żebym przejrzał ".

Gdy mówił o rzeczywistej obecności Pana Jezusa w Eucharystii, czynił to z ogromnym przekonaniem. Oto jego słowa: „Gdybyśmy mieli wiarę, ujrzelibyśmy Jezusa Chrystusa w Najświętszym Sakramencie, tak jak aniołowie widzą Go w niebie. On tam jest, czeka na nas". Święty Jan był prawdziwie szczęśliwym ilekroć mógł wiernym rozdawać Komunię św. Nieraz przy tej posłudze płakał z rozrzewnienia.

         Św. Jan Maria Vianney przez swoją głęboką wiarę i miłość do Eucharystii uczy nas, że przede wszystkim powinniśmy umiłować Mszę św. Nie miłuje bowiem Chrystusa ten, kto nie miłuje Mszy św., kto nie czyni wysiłków, aby przeżyć Mszę św. w skupieniu i bez pośpiechu, z pobożnością i z miłością.

         Jeżeli głęboko wierzymy, że za każdym razem, gdy odprawiana jest Msza św., odnawia się dzieło Odkupienia, wiara doprowadzi nas do stwierdzenia, że jest to najważniejszy czas w ciągu całego dnia; a dla tych, którzy uczestniczą we Mszy świętej tylko w niedzielę, że jest to najważniejsza godzina całego tygodnia. Oznacza to, że powinniśmy do Mszy świętej się dobrze przygotować, a po jej zakoń­czeniu znaleźć czas na dziękczynienie.

         Takim dobrym sposobem przygotowania do Mszy św. jest chwila skupienia i refleksji nad tym, że będziemy uczestniczyć w ofierze na Kalwarii. Możemy to uczynić dnia po­przedniego, w czasie modlitwy wieczornej, albo przychodząc wcześniej do kościoła, przed Mszą świętą; możemy też poprosić o wstawiennictwo Matkę Bożą, św. Józefa i Anioła Stróża. Dobry to zwyczaj, jaki jest w wielu parafiach, kiedy przed Mszą św. odmawiamy różaniec. Ta modlitwa, która nas tak wewnętrznie wycisza, bardzo dobrze przygotowuje też do dobrego przeżycia Mszy św.

Przykład proboszcza Vianneya sprawił, że po dziesięciu latach jego pobytu w Ars nie było parafiani­na, któryby przechodząc obok kościoła nie wszedł tam na chwilę modlitwy. Św. Jan mówił:, „Kiedy jesteśmy przed Najświętszym Sakramentem, zamknij­my oczy i usta, otwórzmy nasze serca, a Bóg otworzy swoje; wejdziemy do Niego, On przyjdzie do nas, jedno, aby prosić, drugie, aby otrzymać; będzie to jak tchnienie z serca do serca".

         My też bardzo potrzebujemy przebywania przed Jezusem ukrytym w Naj­świętszym Sakramencie. Potrzeba nam zatrzymania się, żeby głębiej wejść w sie­bie, żeby przypomnieć sobie o Kimś, kto chce nam pomóc, kto wskaże drogę i doda otuchy. Adorowanie Pana Jezusa w Najświętszym Sakramencie to jeden ze sposobów wdzięczności wobec naszego Pana i Boga. Jak my możemy to czynić? Wcześniej przychodząc na Mszę świętą albo wstępując do kościoła po drodze. W czasie choroby natomiast możemy duchowo adorować Pana Jezusa obecnego w taber­nakulum. Gdy przejeżdżamy obok kościoła możemy również na sposób ducho­wy pokłonić się Panu Jezusowi, mówiąc np. „Panie wierzę, że jesteś tu obecny, bądź uwielbiony, bądź pochwalony”. Pan Jezus w sposób szczególny błogosławi tym, którzy oddają Mu cześć w Najświętszym Sakramencie, którzy przychodzą dzielić się z Nim swymi troskami.

 

4. Modlitwa za kapłanów i o nowe powołania kapłańskie

 

W Roku Kapłańskim tak wiele modlimy się za kapłanów i o nowe powołania kapłańskie. Modlimy się indywidualnie lub we wspólnotach. Wiele osób podjęło taką szczególną modlitwę za kapłanów w ramach tzw. Margaretek. Sam dostąpiłem takiego przywileju. Bardzo sobie to cenię i dziękuję za tę modlitwę w mojej intencji. Niech ta modlitwa za kapłanów i o nowe powołania kapłańskie towarzyszy nam także wówczas, kiedy skończy się Rok Kapłański.

         Przykładem takiej modlitewnej gorliwości niech nam będą kobiety z niewielkiej miejscowości o nazwie Lu, na północy Włoch. Tam w 1881 roku kil­ka matek noszących w sercu pragnienie, aby choć jeden z ich synów został kapłanem albo przynajmniej jedna z ich córek oddała się całkowicie na służbę Bogu, podjęło modlitwę o powołania. Na tę intencję w pierwszą niedzielę miesiąca przyjmowały Komunię św. a po Mszy św. adorowały Pana Jezusa w Najświętszym Sakramencie. Owoce tej modlitwy były niesamowite. Z tej małej miejscowości wyszło 152 kapłanów i zakonników oraz 171 sióstr zakonnych. W niektórych rodzi­nach były nawet trzy albo cztery powołania. Najbardziej znana jest rodzina Rinaldi. Pan Jezus wezwał z niej aż siedmioro dzieci. Dwie córki wstąpiły do salezjanek a pięciu chłopców zostało salezjańskimi kapłanami. Najbar­dziej znanym spośród nich jest Filip Rinaldi, który jako przełożony generalny zgromadzenia został trzecim następ­cą św. Jana Bosco – założyciela salezjanów. Jan Paweł II beatyfikował go w 1990 roku.

Błogosławiony Filip chętnie wspominał wiarę matek ze swojej ro­dzinnej miejscowości Lu, mówiąc: „Wiara, kazała mówić naszym rodzicom: Bóg dał nam dzieci i gdy On je powoła dla siebie, my oczywiście nie będziemy mogli powiedzieć «nie»".

A modlitwa, którą odmawiały kobiety z włoskiej miejscowości Lu była prosta:

„Panie, spraw, aby jeden z moich synów został kapłanem! Ja sama chcę żyć jako dobra chrześcijanka i chcę prowadzić moje dzieci do tego co dobre, aby otrzymać łaskę, że będę Ci mogła ofiarować, Panie, świętego kapłana. Amen”.

         Niech św. Jan Maria Vianney i te pobożne matki będą dla nas przykładem, a zarazem inspiracją do wytrwałej i pokornej modlitwy, zwłaszcza różańcowej, szczególnie przed Najświętszym Sakramentem. Amen.

 

Ks. Jan Glapiak

Archidiecezjalny Duszpasterz Wspólnot Żywego Różańca

Wszystkie