Pod koniec sierpnia, zaledwie kilka tygodni temu, papież Franciszek odwiedził Irlandię z okazji Światowego Spotkania Rodzin w Dublinie. Miałem przywilej uczestniczyć w tym wydarzeniu.
Była to niezwykła wizyta papieska, inna od tych, które pamiętam.


Jak ma to zazwyczaj miejsce, dni przed przybyciem Ojca Świętego pełne były negatywnych sprawozdań w mediach o problemach, przed którymi stoi Kościół, o wrogości oczekującej na Papieża, o upadku praktyki wiary, który cechuje Zachodnią Europę. Doświadczenie z innych wizyt papieskich, jak w przypadku wizyty Papieża Benedykta w Wielkiej Brytanii w 2010 roku, podpowiadało mi, że te negatywne głosy ustąpią miejsca pozytywnemu i ciepłemu powitaniu Papieża oraz radości w wierze Kościoła.
W Irlandii tak się jednak nie stało. Rozgniewany głos ofiar nadużyć i bezwzględność nadal były słyszalne. Media nadal koncentrowały się na przeszłych krzywdach, podczas gdy trwała nieustanna krytyka Kościoła, a zwłaszcza nas, biskupów. Do konsternacji i krytyki dołączyły wiadomości z Pensylwanii oraz rozwój wydarzeń wokół kardynała McCarricka. Było to niepokojące, delikatnie mówiąc.


Powoli jedna ważna prawda stała się dla mnie jasna: myliłem się mając nadzieję, że głos radości i powitania przezwycięży głosy gniewu i potępienia. Oba głosy muszą być słyszalne. Oba głosy muszą znaleźć echo w naszych sercach. Oba głosy są głosem Jezusa, wołającego dzisiaj w swoim Kościele i w świecie. Papież Franciszek objął oba te głosy w najbardziej niezwykły sposób. W jakiś sposób, w swojej osobie trzymał je razem, zwracając się do każdego, odpowiadając każdemu z nich, będąc prawdziwym wobec każdego. Był on niezwykłym świadkiem i znakiem głębokiego pokoju jego duszy, która z pewnością spoczywa głęboko w Panu.


Z naszej strony, ochoczo rozpoznajemy głos Pana w tych, którzy głoszą w radości, w darze wiary i w Kościele. Ich wspaniałe powitanie Następcy Świętego Piotra, w osobie Ojca Świętego, jest wyrazem ich wiary w Naszego Pana, o którym wiedzą, że jest On zawsze  ze swoim Kościołem. W Nim pokładają ufność. Przez Niego, z Nim i w Nim wysławiają swego Niebieskiego Ojca i starają się każdego dnia żyć swoją wiarą.


W tym wszystkim głos wiernych jest zawsze wielkim świadectwem nie tylko dla świata, ale także dla nas, ich Pasterzy.


Ale drugi głos również musi zostać usłyszany. Jest to głos cierpienia, gniewu, potępienia. To głos tych, którzy cierpieli w wyniku nadużyć i niewłaściwego traktowania w społeczności Kościoła, to głos tych, których my, pasterze, zawiedliśmy, gdyż nie udało nam się ich ochronić od wilków spośród nas. Jest to głos wielu cierpiących, których potrzeby rozpoznajemy i którym pragniemy pomóc w duchu solidarności. To także jest głos Jezusa. Jeśli ignorujemy ten głos, odmawiamy słuchania z otwartym sercem, wtedy zamykamy nasze serca na samego Pana. Kiedy ten głos jest naprawdę słyszalny w rodzinie Kościoła, my także zaczynamy poznawać to cierpienie, próbować uchwycić choć trochę jego brzemienia, dźwigając teraz ciężar naszego wstydu i smutku.


W tym wszystkim i dla wszystkich, którzy cierpią, Maryja jest naszą Matką Bolesną. Dzisiaj słyszymy, że stała Ona u stóp krzyża, w tym miejscu ogromnej boleści. Nie drgnęła. Chciała być blisko Tego, który dźwigał ból wszelkiego grzechu. Otworzyła swoje serce, które zostało przebite. I, co znamienne, w tym miejscu cierpienia i bólu zrodził się Kościół: „Niewiasto, oto  Syn Twój”. „Oto Matka twoja!”


Jednak Jan nie był synem Maryi; ani Maryja jego matką. Nie w porządku natury, ciała i krwi. Ale tutaj, u stóp krzyża, powstają nowe więzi, nowe relacje, które wychodzą poza ciało i krew. Teraz, naprawdę, w Chrystusie Maryja jest naszą Matką, a Jan jest naszym bratem. Rzeczywiście, w Jezusie jesteśmy jedną rodziną, i to rodziną ukształtowaną w bólu, w obliczu grzechu, w przezwyciężaniu zła, rodziną, w której głos cierpienia słyszy się wraz z głosem radości.


List do Hebrajczyków także prowadzi nas do tego samego miejsca: nowe życie wyłaniające się ze stawiania czoła złu, które zostało uczynione, które uczyniliśmy. Jest tylko jeden, który ma władzę, by nas zbawić; On przyszedł do nas jako Chrystus, który za nas, w naszym imieniu, ofiarowuje modlitwę i błaganie, na głos i w cichych łzach.
Dzisiaj, w święto Matki Bożej Bolesnej, pamiętajmy o wszystkich tych, którzy w naszych wspólnotach i w naszych społeczeństwach krzyczą z bólu, w gniewie i frustracji. Lista jest długa. Ich rozczarowanie głębokie. Ale ani zbyt długa, ani zbyt głębokie dla Chrystusowego dzieła zbawienia.


Dziś postanówmy otworzyć nasze serca nie tylko na radosny głos wiernych, ale także na zbolały gniew tych, którzy chcą, abyśmy słuchali; usłyszeć raz jeszcze, posłuchać raz jeszcze, bardzo wnikliwie; uważać i uczyć się. Wtedy będziemy wiedzieć, jak najlepiej zareagować. Głos Chrystusa jest ich głosem wołającym do nas na pustyni. Przed Tobą, o Panie, otwieramy nasze serca. Niech nasz płacz dotrze do Ciebie. Amen.