2008 - Bądźmy uczniami Chrystusa

BĄDŹMY UCZNIAMI CHRYSTUSA

Konferencja wygłoszona na 8 spotkaniach modlitewno-formacyjnych

 „Żywego Różańca” w terminach wiosennych 2008 roku

 

            Obecny rok duszpasterski przeżywamy pod hasłem: „Bądźmy uczniami Chrystusa”. Chrystus jest naszym Mistrzem, naszym Nauczycielem a my Jego uczniami. Dzisiaj, kiedy gromadzimy się jako wspólnota Żywego Różańca, zapytajmy się, czego spodziewa się Chrystus, nasz Mistrz, po nas, swych uczniach należących do Żywego Różańca?

 

... przez modlitwę

         Odpowiecie: liczy na naszą modlitwę różańcową. Na pewno tak. Jest to przecież modlitwa w intencjach Jego Kościoła. Te intencje są bardzo szerokie. Są to najpierw sprawy tego lokalnego Kościoła, który nazywamy parafią. A zatem modlimy się w intencjach naszej parafii, zwłaszcza o to, aby praca naszych duszpasterzy była owocna. Szczęśliwy ten proboszcz, wikariusze, katecheci, ci wszyscy, którzy są jakby na tym pierwszym froncie parafialnego duszpasterstwa, a którzy tak codziennie regularnie omodleni są przez Żywy Różaniec.

         Potem są do omodlenia sprawy Kościoła diecezjalnego. Znowu będzie tych intencji wiele, ale jedną chciałbym wam szczególnie polecić. Módlcie się o powołania kapłańskie, zakonne i misyjne, aby nam nie zabrakło nigdy szafarzy Bożego słowa i świętych sakramentów.

         Wreszcie trzeba nam się modlić w intencjach całego Kościoła, za Ojca Świętego, za biskupów, a szczególnie w intencji misji, aby Dobra Nowina o Jezusie Chrystusie dotarła do wszystkich ludzi na całym świecie. Czy pamiętacie, że początki Żywego Różańca są związane właśnie z dziełem misyjnym?

         Paulina Jaricot – Francuzka, kiedy w 1822 roku utworzyła dzieło powszechnej pomocy misjom pod nazwą Dzieła Rozkrzewiana Wiary, to już cztery lata później utworzyła dla tego dzieła wielkie modlitewne zaplecze właśnie w postaci Żywego Różańca. Paulina Jaricot chciała uczynić różaniec modlitwą wszystkich i otoczyć nią cały świat. Sama uważała siebie za „pierwszą zapałkę, którą Bóg się posłużył, aby rozpalić wieki ogień”. Zorganizowała tzw. „piętnastki”, grupy po piętnaście osób, z których każda zobowiązała się do odmawiania w intencji misji jednego dziesiątka różańca dziennie i rozważania otrzymanej tajemnicy. Taki właśnie był początek Żywego Różańca. Paulina ową piętnastkę osób przyrównała do piętnastu węgli, które nie zawsze płoną jednakowym ogniem: bywa, że kilka z nich zaledwie się tli, niektóre są już zimne, ale jeśli choć jeden z nich płonie, to z czasem rozgrzeje pozostałe i razem wybuchną wielkim ogniem. Na tym właśnie polega siła Żywego Różańca.

         „Piętnastki” założone przez Paulinę Jaricot bardzo szybko się mnożyły i wkrótce Żywy Różaniec trafił z Europy do Ameryki i Azji. W 1862 r. – w roku śmierci Pauliny – w samej tylko Francji istniało 150 tysięcy „piętnastek”. Oficjalnej aprobaty dla Żywego Różańca udzielił papież Grzegorz XVI jeszcze za życia jego założycielki. Dziś Żywy Różaniec stał się modlitwą niemal powszechną. W 2002 roku Ojciec Święty Jan Paweł II osobiście podpisał błogosławieństwo dla członków Róż Żywego Różańca w Polsce, którzy modlitwą i ofiarą duchową oraz materialną wspierają jego wysiłki misyjne.

 

 ... przez ofiarę

         Aby nasza modlitwa była bardziej skuteczna, pragniemy Bogu ofiarować razem z nią nasze cierpienia fizyczne i duchowe, to wszystko, co nas boli i smuci, co jest ciężarem, trudem obowiązków, brakiem zrozumienia, a może osamotnienia. O tym darze cierpienia ofiarowanym Bogu mówiłem podczas naszego spotkania w ubiegłym roku. Wpatrywaliśmy się wówczas w Chrystusa, który cierpi, a także w postawę sługi Bożego papieża Jana Pawła II, który jest dla nas przykładem jak trzeba Bogu ofiarować i modlitwę i cierpienie, aby to wszystko było na większą Bożą chwałę, a równocześnie z pożytkiem doczesnym i wiecznym dla nas i tych wszystkich, których Bogu polecamy.

Zwłaszcza winniśmy pamiętać o „biednych grzesznikach. W dzisiejszym świecie, kiedy tak często słyszymy w wolności i tolerancji, i to najczęściej w taki sposób, że źle się interpretuje te pojęcia, można by pomyśleć: „Co mnie tam obchodzi ich los, czy się zbawią czy nie!”. Moi drodzy, gdyby ktoś przyjął taką postawę, byłaby to postawa prawdziwie niechrześcijańska. Albowiem, jeśli Pan Bóg, moja wiara jest dla mnie tym największym skarbem, to jest także we mnie naturalne pragnienie, aby także ten „biedny grzesznik” się zbawił, aby i on kiedyś znalazł się razem ze mną w niebie. Dlatego modlę się za niego a nawet ofiarowuję w jego intencji swe cierpienie.

Tak nas uczuła Matka Boża z Fatimy a przykładem dla nas są błogosławione dzieci fatimskie Franciszek i Hiacynta Marto. Franciszek, mały mistyk, całymi godzinami adorował Pana Jezusa ukrytego w Najświętszym Sakramencie, aby Go pocieszyć i wynagrodzić Mu za tych, którzy Go obrażają. Hiacynta zapytana przez Piękną Panią czy pragnie jeszcze przez rok ofiarować swe cierpienie w intencji „biednych grzeszników”, wyraziła zgodę. I rzeczywiście był to rok cierpień, zwłaszcza, kiedy umierała w szpitalu w Lizbonie, daleko od swoich najbliższych. To wszystko ofiarowała Bogu w intencji ratowania grzeszników.

 

... przez apostolstwo

         Pan Bóg to skarb, którego nie wolno nam zatrzymać tylko dla siebie. Wręcz przeciwnie, On pragnie się darować innym. My, zatem mamy Go rozdawać innym jak bochenek chleba, z którego każdy może kawałek ułamać dla siebie. Mamy się dzielić Dobrą Nowinę, którą nam przyniósł Syn Boży. On po zmartwychwstaniu, odchodząc do Ojca, polecił swoim uczniom: „Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu. Kto uwierzy i przyjmie chrzest, będzie zbawiony” (Mk. 16, 15-16). Te słowa wypowiedział także do nas, Jego współczesnych uczniów.

         Zapytajmy: jak mamy to misyjne polecenie naszego Mistrza wypełniać? Najpierw – z całą pewnością – dając dobry przykład swoim życiem; według starej zasady: „Słowa uczą, przykłady pociągają”. Dzisiaj świat potrzebuje właśnie takich świadków Chrystusa.

Co to znaczy być świadkiem? To znaczy być autentycznym, czyli postępować tak jak się myśli, jak się kocha. A jeśli się kocha Chrystusa, to w sposób naturalny pojawia się pragnienie okazania tego na zewnątrz. I to są nasze praktyki religijne: nasza modlitwa osobista, Msza św., różne nabożeństwa dostosowane do poszczególnych okresów liturgicznych, czytanie Pisma św., czytanie książek i artykułów, które pogłębiają naszą wiarę i miłość do Boga. Więcej, jest wtedy w nas także pragnienia, aby inni czynili podobnie, aby i oni coraz bardziej przybliżali się do Boga.

I stąd wspaniały zwyczaj polecenia innym dobrych książek, czasopism i artykułów, które by także im pomogły żyć bardziej po bożemu. Dobry to zwyczaj ofiarowania takiej religijnej książki czy płyty z okazji I Komunii św., imienin, urodzin albo tak po prostu – bez okazji. Podobnie może być z poleceniem komuś dobrych programów radiowych czy telewizyjnych. Myślę tu o Radiu Maryja, o naszym diecezjalnym Radiu Emaus. Myślę o telewizji Trwam i o programach katolickich w telewizji państwowej. Wiem, że wielu z was korzysta z tych możliwości współczesnej techniki. Dzisiaj środki społecznego przekazu to ogromna siła, ogromne możliwości, które mogą być wykorzystane tak w dobrym, jak też – niestety – w złym celu.

         Dzisiejszy świat coraz bardziej pozbawiony jest odniesienia do Boga. Ludzie żyją tak jakby Boga nie było. Ta „światowość” coraz bardziej wciska się do naszych umysłów, do naszych serc. I dlatego, chociażby dla samej równowagi ducha, potrzeba nam tej duchowej strawy tak na co dzień. Dobrze, że słuchamy kazań w kościele. Dobrze, że uczestniczymy w rekolekcjach – cieszę się, że coraz więcej osób bierze udział w rekolekcjach dla Żywego Różańca – ale potrzeba, abyśmy mieli taką duchową strawę jakby pod ręką. To będzie Pismo św., to będzie jakaś książka czy czasopismo religijne. Przeczytasz choćby mały fragment, a myśl zawarta w tej lekturze pójdzie za tobą i ona będzie kształtować twoje życie.

 

... przez praktykowanie miłości miłosiernej

W ten sposób po omówieniu roli modlitwy i ofiary w naszym życiu, po przedstawieniu naszych zadań ewangelizacyjnych, związanych z głoszeniem Dobrej Nowiny, pragnę przejść do kolejnego jakby zakresu życia ucznia, który naśladuje Chrystusa, swego Mistrza. Jest to czynienie dobra – angażowanie się w dzieła charytatywne – dzieła miłości miłosiernej.

         We wspólnocie Żywego Różańca często tak bywa, że ktoś, kto codziennie odmawia dziesiątkę różańca, rozważając wyznaczoną mu na dany miesiąc tajemnicę różańcową, po jakimś czasie stwierdza, że stać go na więcej: na więcej modlitwy, na zaangażowanie się w dzieła apostolstwie, a także dzieła charytatywne. I stąd te same osoby spotykamy w różnych parafialnych grupach duszpasterskich: modlitewnych, apostolskich i charytatywnych. W tym wymiarze charytatywnym najpierw winniśmy pamiętać o tych osobach chorych, starych, samotnych, które należą do naszej wspólnoty Żywego Różańca, zwłaszcza do tej samej róży; aby żadna z tych osób nie czuła się przez mas opuszczona.

Następnie musimy mieć na uwadze osoby potrzebujące pomocy z naszej parafii. Wielu członków Żywego Różańca udziela się w Parafialnych Zespołach Caritas. Inni pomagają w sposób indywidualny. Czasem z naszą pomocą trzeba wyjść także poza parafię. I tak czynimy, kiedy zdarzają się różne klęski żywiołowe, w kraju czy za granicą. Słyszałem o takich wspólnotach Żywego Różańca, które w bardzo konkretny sposób pomagają misjonarzom, a także dzieciom na misjach, np. opłacają ich naukę.

         W tej postawie czynienia dobra niech nam przyświecają słowa wypowiedziane przez św. Brata Alberta Chmielowskiego: "Powinno się być dobrym jak chleb. Powinno się być jak chleb, który dla wszystkich leży na stole, z którego każdy może kęs dla siebie ukroić i nakarmić się, jeśli jest głodny."

 

.... na wzór świętych i błogosławionych

Wspaniałymi uczniami Chrystusa byli jego święci i błogosławieni, których Kościół daje nam za wzór. Było ich bardzo wielu, z różnych ras, narodów, zawodów – kapłanów, zakonników i świeckich. Jednym z nich był św. Ojciec Pio, tak bardzo kochający Matkę Najświętszą i modlitwę różańcową. Już od najmłodszych lat zamiast bawić się z rówieśnikami, wybierał samotność, w której bez przeszkód odmawiał swój ukochany różaniec. Później jako zakonnik znany był z tego, że odmawiał różaniec praktycznie nieprzerwanie i wszędzie. Dlatego też nazwany był Apostołem Różańca.

Współbracia oraz świadkowie jego życia podkreślali, że to właśnie różaniec był żywą modlitwą Ojca Pio, jego zwycięską bronią nad szatanem, siłą i sekretem wielu otrzymanych łask. Był też wielkim pocieszeniem w jego życiu nieustannie ofiarowywanym za innych, a szczególnie za dusze w czyśćcu cierpiące. Wreszcie u kresu swego życia właśnie tę ukochaną modlitwę różańcową pozostawił nam niejako w swoim testamencie, mówiąc: „Kochajcie Maryję, naszą Matkę i czyńcie wszystko, by ją kochano. Zawsze odmawiajcie różaniec, róbcie to tak często, jak tylko to jest możliwe. Szatan zawsze próbuje zniszczyć tą modlitwę, lecz nigdy tego, nie osiągnie. To jest modlitwa tego, który jest Panem wszystkiego i wszystkich. A Matka Boża nauczyła nas tej modlitwy, tak jak kiedyś Pan Jezus nauczył nas Ojcze nasz”.

 

.... na wzór Maryi

Pierwszą Uczennicą Chrystusa była Jego Matka. Maryja nie tylko słuchała Jego słów, ale też je wypełniała. Ona pomagała i ciągle pomaga Chrystusowi w zbawianiu świata. Czasem nawet przychodzi do sowich dzieci na ziemię, aby im przypomnieć Bożą naukę, prosi wówczas o modlitwę i ofiarę, zwłaszcza za grzeszników. Tak było 150 lat temu w Lourdes, kiedy Matka Boża prosiła Bernadettę, a przez nią świat cały, o modlitwę i pokutę. Tak też było 91 lat temu w Fatimie, kiedy prosiła o oddanie świata Jej Niepokalanemu Sercu i o praktykowanie nabożeństwa pierwszych sobót miesiąca. Jest to jakiś znak czasu, że po śmierci sługi Bożego Jana Pawła II, która nastąpiła właśnie w pierwszą sobotę miesiąca, tak wielu wiernych – coraz więcej – praktykuje to nabożeństwo pierwszych sobót miesiąca.

Matka Boża pomaga swoim dzieciom nieustannie. Wyrażamy tę prawdę tak dobitnie, kiedy odprawiamy nowennę do Matki Bożej Nieustającej Pomocy, ufając, że Ona najlepiej przedstawi nasze prośby swemu Synowi. Wzorem dla nas niech będzie sługa Boży Jan Paweł II, który podczas spotkania z Redemptorystami w Rzymie przed oryginalnym obrazem Matki Bożej Nieustającej Pomocy w taki oto sposób mówił o swoim wielkim przywiązaniu i nabożeństwie do Matki Bożej Nieustającej Pomocy: „Muszę wrócić tu do czasów mojej młodości, kiedy w czasie wojny, podczas okupacji naszego kraju przez nazistów, mieszkałem w Krakowie i pracowałem jako robotnik w fabryce, wiele razy, wracając po pracy do domu, wstępowałem do waszego kościoła w Krakowie, gdzie znajdował się obraz Matki Bożej Nie­ustającej Pomocy. (...) Chcę gorąco podziękować Matce Bożej Nieustającej Pomocy za okazywaną mi zawsze «nieustanną pomoc» w trudnych momentach życiowych, ośmieliłbym się nawet powiedzieć, że w każdym trudnym momencie". I Jan Paweł II jeszcze dodał: „Wszystkim, którzy z wiarą i ufnością oddają cześć Matce Bożej Nieustającej Pomocy – z serca błogosławię".

         Niech Matka Najświętsza – ta pierwsza Uczennica Chrystusa – uczy nas jak być Jego uczniami przez modlitwę, przez ofiarę, przez apostolstwo, przez praktykowanie miłości miłosiernej na wzór świętych i błogosławionych a nade wszystko na wzór Jej samej.

 

Ks. Jan Glapiak

Archidiecezjalny Duszpasterz Wspólnot Żywego Różańca

Wszystkie