2. Problemy organizacyjno-formalne współcześnie – inaczej niż w starożytności – tylko w niewielkim stopniu dotyczą definicji ludu. Przyjmuje się na ogół, że tworzy go ogół obywateli danego państwa (lub innej zbiorowości), jakkolwiek ich prawa są niekiedy różnicowane np. ze względu na wiek, narodowość, miejsce urodzenia itd. Znacznie większe trudności związane są z różnymi metodami podejmowania decyzji. Różnorodność tych metod powoduje, że systemy demokratyczne nie mają jednolitego charakteru. Najbliższa dosłownie rozumianej demokracji jest t.zw. demokracja bezpośrednia, polegająca na podejmowaniu decyzji przez wszystkich obywateli. Metoda ta najwierniej odzwierciedla ich wolę i historycznie jest najstarsza. Dotyczyć może jednak tylko niewielkich społeczności, które zebrać się mogą w jednym miejscu i są zdolne prowadzić racjonalny dialog na temat przedmiotu obrad i treści podejmowanych decyzji. Nieco inny charakter ma sposób bezpośredniego rozwiązywania problemów w formie referendum. Obywatele nie mają tu możliwości osobistego kontaktu i wymiany myśli. Mogą jedynie odpowiadać na pytania sformułowane wcześniej przez podmioty, które nie zawsze reprezentują ogół obywateli. Demokracja bezpośrednia wprawdzie znajduje się najbliżej idei ludowładztwa, jednak w skomplikowanym współczesnym świecie, wymagającym specjalistycznej wiedzy przy podejmowaniu optymalnych decyzji, może prowadzić do błędnych rozstrzygnięć.
Względy praktyczne, a w szczególności wielkość struktur, w których funkcjonują mechanizmy demokratyczne, doprowadziły do rozwoju demokracji przedstawicielskiej. Lud o wielu sprawach nie decyduje sam, lecz upoważnia do tego swoich przedstawicieli wybieranych w wyborach powszechnych. Taki mechanizm umożliwia racjonalne zarządzanie dużymi organizmami społecznymi. Wywołuje jednak dodatkowe, poważne problemy. Wątpliwości budzi na przykład zakres kompetencji i aktywność wybranych władz publicznych w porównaniu z oczekiwaniami wyborców. Nasuwa się też pytanie na ile zwycięzcy wyborów liczyć się powinni z wolą przegranych. Jest to jedna z trudniejszych kwestii wywołująca największe napięcia we współczesnych społeczeństwach głęboko zróżnicowanych światopoglądowo, religijnie, politycznie, ekonomicznie, a nawet – pod wpływem ruchów migracyjnych - etnicznie i kulturowo. Liczne kontrowersje wywołują takie techniczne sprawy, jak np. organizacja wyborów, sposób przyznawania mandatów poszczególnym organizacjom politycznym uczestniczącym w wyborach, spory wokół jednomandatowych okręgów wyborczych, sposoby prowadzenia kampanii wyborczych oraz ich finansowania itd. Do tych spraw zaliczyć można także kwestie dotyczące metod socjotechnicznych stosowanych w środkach społecznego przekazu. Metody te mogą mocno zniekształcić prawdę o kandydatach oraz siłach politycznych uczestniczących w demokratycznych wyborach. Przykładem jest tu przymiotnik „prawicowy” lub „lewicowy” dodawany sobie przez poszczególne partie polityczne, a następnie powtarzany przez dziennikarzy i opinię społeczną. Często jest to świadome zaciemnianie rzeczywistości mające na celu zyskanie poparcia mniej wyrobionych politycznie osób, dla których przymiotniki te mają istotne znaczenie. Np. nieuprawnione jest zaliczanie do partii prawicowych ugrupowań, które wprawdzie w sferze aksjologii deklarują przywiązanie m.in. do szlachetnych, tradycyjnych wartości narodowych, ale w odniesieniu do spraw społeczno-gospodarczych opowiadają się za etatyzmem i rozwiązaniami antyrynkowymi, tj. za typowymi cechami formacji socjalistycznych. Podobnie trudno byłoby określić jako lewicową partię, która głosi poglądy liberalne (libertyńskie) nie tylko w sferze wartości, ale także w odniesieniu do spraw społeczno-gospodarczych.
Przedstawione wyżej sprawy mają charakter na ogół formalno-organizacyjny, dotyczą zagadnień technicznych lub nawiązują do semantyki. Znacznie ważniejsze i trudniejsze są problemy odnoszące się do istoty i celów demokracji.
3. Dosłownie rozumiane ludowładztwo może sugerować, że jest ono samoistnym celem, tzn. że istotą demokracji ma być realizacja woli ludu. Wolę tę poznaje się na ogół w wyniku głosowania przy zastosowaniu reguły większości. Założenie, że reguła ta najpełniej wyraża wolę obywateli, może sugerować wniosek, że to ona stanowi istotę i cel demokracji, tzn. iż metoda staje się tożsama z celem. Tymczasem doświadczenie historyczne uczy, że reguła większości nie zawsze była metodą prowadzącą do dobra. Skrajnym przykładem były masowo popierane działania przywódców III Rzeszy Niemieckiej, czy rewolucja bolszewicka, wspierana przez większość ludu.
Najważniejsze jest więc określenie celu demokracji. Starożytnym twórcom ustroju demokratycznego chodziło zapewne o dobro publiczne, chociaż wyraźnie tak tego nie formułowali. Współcześnie można używać określenia „dobro wspólne”. Konstytucją RP w art. 1 stanowi, że Rzeczpospolita Polska jest dobrem wspólnym wszystkich obywateli, a w następnym artykule stwierdza, że jest ona demokratycznym państwem prawnym, urzeczywistniającym zasady sprawiedliwości społecznej. Konstytucja RP nie używa słowa lud, lecz stwierdza, że Naród sprawuje władzę zwierzchnią w Rzeczypospolitej Polskiej (art. 4). Podobnie jak w wielu innych państwach demokratycznych Konstytucja RP zawiera liczne postanowienia szczegółowe majce służyć Państwu jako dobru wspólnemu wszystkich obywateli. Mechanizmy demokratyczne, w tym zwłaszcza reguła większości, powinny być metodami możliwie najskuteczniej gwarantującymi owo dobro. Pojęcie celu i metod do niego prowadzących da się przeto wyraźnie odróżnić. W sferze materialnej dobro wspólne jako cel demokracji jest stosunkowo łatwe do określenia. Istnieją różne wskaźniki ekonomiczne pozwalające ocenić wzrost gospodarczy, czy stan zamożności obywateli lub całego państwa. Natomiast znacznie trudniej jest ocenić efektywność demokracji w dziedzinach niematerialnych, w których brakuje wymiernych kryteriów ocen.
Dlatego pojawia się pytanie, jak rozpoznać, że metody demokratyczne, odnoszące się np. do sfery aksjologii, rzeczywiście służą dobru wspólnemu oraz co zrobić, gdy pomimo konstytucyjnych gwarancji (w tym działań Trybunału Konstytucyjnego), większość parlamentarna lub – co gorsza – większość obywateli w głosowaniu referendalnym opowie się za rozwiązaniami obiektywnie szkodliwymi z punktu widzenia dobra wspólnego. Powstaje wówczas sytuacja podobna do stanu charakteryzującego ustroje autorytarne lub totalitarne, gdzie podejmowane są arbitralne decyzje, wprawdzie zgodne z wolą legalnie panującego, ale często sprzeczne z dobrem wspólnym. Taka sytuacja jest możliwa zwłaszcza wówczas, gdy władza ustawodawcza nie ma ograniczeń kompetencyjnych. Teoretycznie w systemie demokratycznym głosowaniu poddać można każdą kwestię mieszczącą się w porządku konstytucyjnym, nawet taką, której rozwiązanie nie zależy od poglądów głosujących. Chodzi tu m.in. o sprawy, których istotę stanowi prawda, np. prawda przyrodnicza, historyczna, ekonomiczna, czy prawda moralna dotycząca sensu egzystencji człowieka. Skoro jednak prawda nie zależy od poglądów większości, poddawanie takich spraw pod głosowanie jest pozbawione sensu. Może ponadto okazać się szkodliwe dla dobra wspólnego pomimo, że będzie zgodne z metodami demokratycznymi. Podobny skutek może odnieść głosowanie dotyczące zagadnień, które głosującym są nieznane lub których racjonalne rozstrzygnięcie wymaga pogłębionej wiedzy specjalistycznej.
Największe problemy dotyczą uchwalania prawa odnoszącego się do spraw o charakterze aksjologicznym. Zgodnie z doktryną pozytywizmu prawnego, dominującego w kulturze prawnej Europy kontynentalnej, w tym także Polski, przeważa pogląd, że norm prawa stanowionego nie należy mieszać z normami moralnymi. Twierdzi się, że są to dwa różne porządki charakteryzujące się odmiennymi celami i metodami postępowania. Wyrazem tego jest zasada bezstronności władz publicznych (władzy prawodawczej, wykonawczej i sądowniczej) w sprawach światopoglądowych oraz przekonań religijnych i filozoficznych. W podobny sposób ujmuje to także Konstytucja RP (art. 25). Zasada ta ma zapobiegać konfliktom, jakie może wywoływać prawo adresowane do wszystkich obywateli mających różne światopoglądy, wyznających różne religie oraz posługujących się różnymi systemami filozoficznymi. Pozornie jest to więc słuszna zasada, która ma szlachetny cel. W rzeczywistości jednak stanowi tylko pustą deklarację niemożliwą do zrealizowania. Państwo, a zwłaszcza prawodawca regulując takie ważne dziedziny, jak np. ochrona życia ludzkiego, sprawy rodziny, wychowania, wolności sumienia i wyznania, problemy związane z pojęciem sprawiedliwości, dotyczące etyki itd. – musi stanąć na gruncie jakiegoś światopoglądu. Sterylność światopoglądowa w takich sprawach jest niemożliwa. Dlatego nie jest bezstronne, eliminowanie ze sfery publicznej przejawów światopoglądu wyrosłego z chrześcijaństwa po to, aby zastąpić go innym światopoglądem, opartym na przekonaniach materialistycznych (ateistycznych), nazywanym niekiedy, dla dodania powagi, światopoglądem naukowym. W każdym przypadku nie można więc mówić o bezstronności światopoglądowej. Nierealność tej szlachetnej zasady stanowi jeden z największych dylematów t.zw. państwa świeckiego, w którym od czasów Rewolucji Francuskiej podejmowane są beznadziejne próby oddzielenia sfery prawno-publicznej od wartości chrześcijańskich, stanowiących jeden z filarów kultury euroamerykańskiej [Rada wypowiadała się szerzej na ten temat w oświadczeniu z 10 grudnia 2010 r.]. Próby stworzenia neutralnego systemu prawnego, który odpowiadałby wszystkim obywatelom, bez ingerowania w ich systemy wartości, nasuwają porównanie z abstrakcyjną figurą kwadratury koła.
4. W państwach demokratycznych teoretycznie wyobrażalne są trzy możliwe rozwiązania dotyczące napięć pojawiających się pomiędzy normami prawa stanowionego a normami moralnymi.
Pierwsza możliwość – najradykalniejsza, ale najmniej realna – polegać by mogła na przeprowadzeniu referendum, w wyniku którego obywatele wymuszą taką aktywność władz publicznych, która byłaby zgodna z systemem wartości uznawanym przez większość. Rozwiązanie to byłoby jednak niezwykle trudne, konieczna byłaby zmiana Konstytucji, a ponadto z uwagi na duże zróżnicowanie światopoglądowe i tak nie załagodziło by napięć pomiędzy zwycięską większością a przegraną mniejszością obywateli.
Druga możliwość formalnie już istnieje, jednak w rzeczywistości politycznej często stanowi fikcję. Chodzi o to, aby wyborcy mogli wybierać swoich przedstawicieli kierując się między innymi preferencjami aksjologicznymi. Jednak współczesne metody socjotechniczne stosowane w środkach masowego przekazu, znacznie utrudniają poznanie prawdy o kandydatach. Stąd wynika tak częste rozczarowanie wyborców osobami wybranymi na stanowiska publiczne. Poza tym rozwiązanie to, podobnie jak pierwsze, nie wpływa na zmniejszenie napięć pomiędzy zwycięską większością a przegraną mniejszością obywateli.
W tej sytuacji pozostaje trzecia możliwość, najbardziej realna, odnosząca się zwłaszcza do środowisk chrześcijańskich, a w Polsce głównie do ludzi związanych z Kościołem katolickim. Chodzi o metody apolityczne, pozwalające unikać wikłania się w spory międzypartyjne i konflikty z demokratycznie wybranymi władzami publicznymi, a zwłaszcza z prawodawcą. Dotyczy to przede wszystkim działalności edukacyjno-wychowawczej, którą łatwo połączyć z ewangelizacyjną misją Kościoła. Niemoralne prawo należy oczywiście krytykować i domagać się jego zmian. Równocześnie jednak trzeba uwzględniać to, że w sprawach dotyczących aksjologii prawo najczęściej nie zawiera norm nakazujących, czy zakazujących. Z reguły są to normy uprawniające, także do nieetycznych zachowań, które zostały w ten sposób zalegalizowane. Oznacza to, że adresaci takich norm nie są zobowiązani do niemoralnych zachowań nawet, jeżeli prawo może ich do tego zachęcać. Nadal jednak mogą postępować zgodnie z własną wolą. Ważne jest dlatego uświadomienie poszczególnym osobom tego, że moralnie odpowiadają za swoje postępowanie bez względu na to, czy prawo im na to pozwala. Co więcej – etyczne zachowania mają prawdziwą, głębszą wartość wtedy, gdy nie są wymuszone prawem. Oczywiście należy dążyć do tego, aby także prawo zachęcało do takich postaw. Jednak nie powinno być ono jedyną, ani nawet nie najważniejszą przyczyną moralnych zachowań [Więzień pozbawiony wolności nie ma powodów do chwalenia się tym, iż nie popełnia przestępstw]. Ponadto nie należy przeceniać siły prawa w sprawach odnoszących się do aksjologii. Warto przypomnieć, że skrajnie surowe i niegodziwe prawa połączone z agresywną indoktrynacją w okresie rządów totalitarnych nie doprowadziły do ich zwycięstwa, a wręcz przeciwnie, skończyły się klęską.
5. Przedstawione wnioski powinny uwzględniać założenie, że system demokratyczny, pomimo licznych wad, jest ustrojem, który – w porównaniu z innymi systemami politycznymi – stwarza człowiekowi najwięcej szans rozwoju w oparciu o jego rozum, wolną wolę i sumienie. Szacunek dla godności człowieka wymaga jednak od niego większej odpowiedzialność za swoje życie.
Wskazane wyżej dylematy demokracji mogą ulec złagodzeniu lub nawet całkowicie stracą znaczenie, jeżeli poszczególne osoby będą postępować etycznie według uniwersalnych zasad moralności chrześcijańskiej. Poprzez efekt sumowania może to w decydujący sposób wpłynąć na osiągnięcie celu demokracji, jakim jest dobro wspólne wszystkich obywateli.
Poznań, dnia 11 grudnia 2014 roku
Podpisali: prof. dr hab. Czesław Błaszak, dr hab. med. Szczepan Cofta, ks. prał. dr Paweł Deskur (sekretarz), prof. dr hab. med. Janusz Gadzinowski, prof. dr hab. Bohdan Gruchman (przewodniczący), prof. dr hab. Tomasz Jasiński, prof. dr hab. Andrzej Legocki, prof. dr hab. Wojciech Łączkowski, prof. dr hab. Roman Słowiński, prof. dr hab. Michał Sznajder, prof. dr hab. Jan Węglarz (wiceprzewodniczący), mgr Grażyna Ziółkowska.