Wieczerza przełamuje samotność





Abp Stanisław Gądecki

Wieczerza przełamuje samotność. Uroczystość Najświętszego Ciała i Krwi Chrystusa (Poznań, Plac katedralny – 3.06.2021).

Galeria zdjęć z uroczystości.

Każda procesja Bożego Ciała - o czym wspominałem w ubiegłym roku – zmierza zawsze w kierunku świata. Dobroci Chrystusa - którego niesiemy w postaci Jego Ciała - powierzamy nasze ulice, domy, nasze życie codzienne. Jemu przedstawiamy cierpienia chorych, samotność młodych i starców, nasze pokusy, lęki, całe nasze życie, bo pragniemy, aby nasze drogi stały się Jego drogami. Aby nasze domy stały się Jego domami. Aby nasze życie codzienne zostało przeniknięte Jego obecnością.

„Ziarno życia.
Ziarno święte.
Ziarno wiary niepojęte.
Ziarnem Bóg człowieka karmi,
Ciałem swym ze wzgórz Kalwarii”

(Marek Skwarnicki, Boże Ciało – Graduał)

 

W kontekście dzisiejszej procesji rozważmy teraz wspólnie trzy sprawy: samotność Jezusa, samotność dzisiejszego człowieka oraz przezwyciężenie tej samotności przez Eucharystię.

 

1.       SAMOTNY JEZUS

Najpierw pierwsza sprawa, czyli samotność Jezusa. W czasie swego ziemskiego życia Jezus wydawał się być człowiekiem otwartym, komunikatywnym, życzliwym dla innych. Przebywał z ludźmi, wychodził do nich, w szczególności do odrzuconych przez ówczesne społeczeństwo. Podczas prowadzenia swojej misji nie chciał być sam; powołał uczniów, żeby Mu towarzyszyli i pomagali w głoszeniu królestwa Bożego.

A jednak ten sam Jezus doświadczał także samotności. Ewangelie wspominają o tym, że wychodził, aby się modlić w samotności. Był osamotniony w swoich poglądach i często spotykał się z niezrozumieniem; nawet Jego najbliżsi krewni mówili o Nim, że „odszedł od zmysłów” (Mk 3,21). Był niezrozumiany także przez apostołów, co uwidoczniło się szczególnie podczas zapowiedzi Jego męki (Mt 16,22; Łk 18,34).

Największe jednak osamotnienie nasz Zbawiciel przeżył podczas swojej męki i śmierci. W Ogrójcu - spodziewając się rychłego aresztowania i śmierci - prosił uczniów, aby czuwali wraz z Nim, lecz nie znalazł w nich oparcia. Za stan najbardziej radykalnego osamotnienia Jezusa bierzemy Jego słowa wypowiedziane z wysokości krzyża: „Około godziny dziewiątej Jezus zawołał donośnym głosem: Eli, Eli, lema sabachthani?, to znaczy: Boże mój, Boże mój, czemuś Mnie opuścił?” (Mt 27,46; por. Ps 22,2). Czyżby Ten, który twierdził: „Ja jestem w Ojcu, a Ojciec we Mnie” (J 14,11), zaprzeczał samemu sobie? Czyżby podawał w wątpliwość nawet swoje bóstwo?

Według św. Augustyna Pan Jezus na krzyżu przyjął na siebie cały grzech i słabość ludzkiej natury. Poprzez jego słowa to cała ludzkość wyraża stan, w jakim znalazła się od czasu grzechu Adama, czyli stan opuszczenia przez Boga. Dlatego słowa: „Boże mój, Boże mój, czemuś Mnie opuścił?” dotyczą każdego z nas, ponieważ każdy człowiek, jak długo trwa w grzechu, przeżywa swoje opuszczenie ze strony Boga. Jezus wypowiada te słowa w kontekście prześladowania, wypowiada je jako męczennik, tracąc swoje życie doczesne ze względu na wiarę. Wydaje się być pozbawionym jakiegokolwiek ratunku ze strony Boga, który dopuszcza jego śmierć (por. ks. Krzysztof Bardski, Samotność Ukrzyżowanego). A zatem Zbawiciel – podobnie jak człowiek w obliczu grożącej mu niesprawiedliwie wymierzonej kary śmierci – woła: „Wejrzyj na mnie i zmiłuj się nade mną, bo jestem samotny i nieszczęśliwy” (Ps 25,16).

Chiara Lubich pisze, że to wołanie umierającego Jezusa było objawieniem Jego solidarności z grzeszną ludzkością. Największą samotnością bowiem jest oderwanie się od źródła miłości, jakim jest Bóg, a zaraz potem odseparowanie się od drugiego człowieka. Jezus był w pełni człowiekiem i dlatego na krzyżu doświadczył podobnego osamotnienia, jakie przeżywa człowiek oddalony od miłości Boga i drugiego człowieka. Tak też należy rozumieć Jego wzięcie na siebie win nas wszystkich. Grzech jest zawsze oddaleniem od Boga, a w konsekwencji osamotnieniem człowieka. Nie chodzi więc o to, że Syn Boży był na krzyżu pozbawiony zjednoczenia ze swoim Ojcem w niebie, albo że Ojciec pozostawił Go samego w godzinie śmierci. W swoim człowieczeństwie Jezus wziął naprawdę na siebie grzechy wszystkich i konsekwencje tego grzechu, czyli osamotnienie, tzn. utratę widzenia Boga (por. Ch. Lubich, Krzyk opuszczenia).

2.       SAMOTNY CZŁOWIEK

Drugi temat to samotny człowiek. Człowiek bywa najpierw samotny wobec ogromu świata, przestrzeni i czasu i naszej w nich przemijalności. Ta metafizyczna samotność wypływa z niemożliwości pełnego przywiązania się do teraźniejszości, tęsknoty za przeszłością, pokładania nadziei w przyszłość (T. Gadacz: Samotność. w: O umiejętności życia. Kraków 2002, s. 101).

Człowiek jest następnie samotnym dlatego, ponieważ stanowi odrębną, niepowtarzalną jednostkę. Jego samotność nie jest w tym przypadku zerwaniem więzi z innymi, gdyż jest wcześniejsza od jakichkolwiek więzi. Wynika z nieprzekazywalnego związku z własnym istnieniem. Jesteśmy samotni przez to, że jesteśmy. Im kto bardziej jest „samym sobą”, tym bardziej jest „samotny”. Istnienie poszczególnych ludzi przypomina jednoosobowe łodzie, w których nikt inny już się nie zmieści. W pełni sobą każdy może być dopóty, dopóki jest sam. Takiej samotności istnienia doświadczamy szczególnie wtedy, gdy nikt nie może nas zastąpić w naszych przeżyciach i doznaniach (T. Gadacz,.., s. 105–106).

Ale w Biblii - na początku Księgi Rodzaju - padają też znamienne słowa: „Nie jest dobrze, żeby mężczyzna był sam, uczynię mu zatem odpowiednią dla niego pomoc” (Rdz 2,18). Te słowa dowodzą, że ludzka samotność jest jednocześnie trudem i cierpieniem, że człowiek nie został stworzony do życia w osamotnieniu, ale do życia pośród ludzi. Człowiek do szczęścia potrzebuje drugiego człowieka; jego obecności, jego współdziałania jego uśmiechu, jego radości. Dopiero w relacji z drugim potrafi on zrealizować samego siebie. Każda więc sytuacja osamotnienia (niekoniecznie samotności) zabiera człowiekowi to, co jest mu potrzebne do szczęścia. Pragnienie posiadania więzi z innymi jest więc najgłębszą potrzebą każdego człowieka. Nie chodzi tu  tylko o obecność fizyczną, ale o prawdziwą więź duchową. Można przecież żyć w małżeństwie i mimo to czuć się samotnym, o czym przypomina aforyzm Czechowa: „Jeśli boisz się samotności, nie żeń się!!”. Można z kolei żyć w celibacie i cieszyć się przyjaźnią i miłością wielu osób (ks. Marcin Zieliński).                          

Chyba nie ma człowieka, który w swoim życiu nie doświadczyłby samotności. Choćby człowiek był otoczony gronem kochającej rodziny albo żył we wspólnocie, połączonej duchową więzią powołania, czy też przynależał do zgranego zespołu, którego pracy przyświeca jeden cel, pojawiają się w jego życiu momenty, w których zostaje sam na sam z Bogiem lub z samym sobą. Takie momenty mogą pojawić się w obliczu krytyki, niezrozumienia, niepowodzenia podjętego przedsięwzięcia, bądź też w dramatycznych sytuacjach egzystencjalnych, takich jak choroba, wypadek lub chociażby uświadomienie sobie zbliżającej się starości i śmierci (por. ks. Krzysztof Bardski, Samotność Ukrzyżowanego).

„W swym ostatecznym wyrazie problem samotności jest problemem śmierci. Przechodzenie przez śmierć jest przechodzeniem przez absolutną samotność, przez zerwanie ze wszystkimi. Śmierć jest zerwaniem ze sferą bytu, przekreśleniem wszystkich związków, absolutną samotnością. Śmierć bez zerwania tych związków nie byłaby śmiercią. Śmierć oznacza, że nie ma już wspólnoty i związków, że samotność stała się absolutna” (M. Bierdiajew, Rozważania o egzystencji…, s. 59).                        

3.       PRZEZYWYCIĘŻENIE SAMOTNOŚCI PRZEZ EUCHARYSTIĘ

Trzeci i ostatni temat dzisiejszy brzmi: Przezwyciężenie, pokonanie samotności przez Eucharystię. W jaki sposób Eucharystia i jej doświadczenie wychodzi naprzeciw człowieka obecnych czasów w jego poczuciu samotności, w jego opuszczeniu i izolacji? Benedykt XVI wskazywał tutaj na cztery płaszczyzny.

Po pierwsze - mówi - w Eucharystii Jezus nas karmi, jednoczy z sobą, z Ojcem, z Duchem Świętym i między nami, a ta sieć jedności, ogarniająca cały świat, jest w naszych czasach zapowiedzią świata przyszłego. Będąc taką zapowiedzią Komunia staje się i jest darem pozwalającym nam wyjść z naszej samotności; z zamknięcia się w sobie i naszego oddaleniu od Boga.

Po drugie, Eucharystia wyprowadza człowieka z samotności bo daje mu udział w miłości, łączącej nas z Bogiem i między sobą. W Eucharystii została pokonana samotność człowieka wszystkich czasów. Sakrament ten jest przecież obecnością Boga pośród Jego ludu: „A oto Ja jestem z wami przez wszystkie dni, aż do skończenia świata” (Mt 28,20). Eucharystia czyni z nas „wspólnotę pomimo ich zróżnicowania ze względu na rasę, język, naród, kulturę” (XI Zwyczajne Zgromadzenie Biskupów. Instrumentum Laboris, Przedmowa). Msza święta - szczególnie świąteczna i niedzielna, ale także celebrowana w każdy dzień powszedni - jest objawieniem się wspólnoty wierzących. Ten dar jest szczególnie dostrzegalny na tle podziałów i konfliktów między poszczególnymi ludźmi, grupami i całymi narodami. „Komunia zawsze i nierozdzielnie ma znaczenie wertykalne oraz horyzontalne. Komunia z Bogiem oraz komunia z braćmi i siostrami: te dwa wymiary spotykają się tajemniczo w darze eucharystycznym. Gdzie niszczy się komunię z Bogiem, będącą komunią z Ojcem, z Synem i z Duchem Świętym, niszczy się również korzenie i źródło komunii między nami. A gdy my nie żyjemy w komunii, nie ma również żywej i prawdziwej komunii z Bogiem Trynitarnym” (por. Sacramentum caritatis, 76).

Po trzecie, Komunia jest środkiem zaradczym na zagrażającą dziś wszystkim samotność, bo daje nam poczucie, że jesteśmy umiłowani przez Boga we wspólnocie Jego ludu. Jednym z paradoksów zglobalizowanego społeczeństwa jest to, że pomimo zmniejszenia się odległości dzięki łatwo dostępnym środkom przemieszczania się, komunikacji i dostępu do informacji, ludzie zdają się w rzeczywistości oddalać od siebie, o czym świadczy choćby wzrastająca liczba rozwodów i dzieci wychowywanych przez jednego rodzica. Żadna społeczność chrześcijańska nie da się wytworzyć, jeżeli nie ma korzenia i podstawy w sprawowaniu Eucharystii; od niej zatem trzeba zacząć wszelkie wychowanie do ducha wspólnoty.

„Eucharystia – pisał kard. Stefan Wyszyński, którego beatyfikacji oczekujemy dnia 12 września - rodzi nowy rodzaj ludzki. Jest kolebką nowej ludzkości – ciężarnej Bogiem; ludzkości rodzącej Boga światu, roznoszącej Boże Ciało do wszystkich zakątków życia” (kard. Stefan Wyszyński, Stoczek, 4 czerwca 154 roku).

Aby zaś sprawowanie Eucharystii było prawdziwe i pełne, musi prowadzić zarówno do różnych dzieł miłości i wzajemnej pomocy, jak i do akcji misyjnej, a także do różnych form świadectwa chrześcijańskiego (por. Presbyterorum ordinis, 6). Nie ma szczęścia „bez innych”, człowiek nie osiąga szczęścia sam. Eucharystia uzdalnia nas do tego, aby rozejrzeć się dokoła i odszukać ludzi, którzy mogą potrzebować naszej solidarności. W naszym najbliższym sąsiedztwie albo w kręgu znajomych mogą znajdować się  ludzie chorzy, starzy, migranci, którzy szczególnie boleśnie odczuwają swoją samotność, ubóstwo i cierpienie. Odwiedzić chorych, zdobyć żywność dla ubogiej rodziny, poświęcić kilka godzin konkretnej formie wolontariatu – wszystko to z pewnością może stać się sposobem realizacji w życiu miłości Chrystusa, zaczerpniętej przy eucharystycznym stole (Dies Domini). Bóg w Eucharystii objawia nam, że może ona stać się szansą najgłębszego sposobu ofiarowania się Bogu i drugiemu człowiekowi.

Odwrotne zjawisko, tj. odrzucanie źle się mających - chorych, starych, niepełnosprawnych, pechowców, samotnych  - niestety funkcjonuje nadal wśród ochrzczonych. Najczęściej słyszymy „Bóg cię kocha, ale ja nie chcę mieć z tobą nic do czynienia”, albo „Bóg cię kocha, ale my ciebie tu nie potrzebujemy”. Język polski dysponuje wielkim bogactwem zwrotów służących nam do spławienia z naszego otoczenia niepożądanych osób. Świadectwem tego wybiórczy charakter wielu wspólnot działających w Kościele. Nie neguję potrzeby istnienia grup towarzyskich, jednak opatrywanie ich etykietką „chrześcijańskie”, „katolickie” lub „duszpasterstwa” wydaje się poważnym nadużyciem. Wykluczanie ubogich Pana - czyli ludzi, z którymi Jezus najbardziej się utożsamiał -  albo sprowadzanie ich wyłącznie do roli obiektów cudzej dobroczynności, na pewno nie ma nic wspólnego z chrześcijaństwem ani tym bardziej z katolicyzmem. Stosunek do tajemnicy cierpienia jest tym, co odróżnia chrześcijaństwo od innych tradycji duchowych. Osiem błogosławieństw stawia na głowie porządek tego świata. Przyjęcie czegoś tak radykalnego jednoczy ludzi o wiele skuteczniej niż podobna sytuacja rodzinna, poziom wykształcenia, pozycja społeczna czy ekonomiczna. Na szczęście istnieją jednak gdzieniegdzie wspólnoty otwarte na ludzi we wszystkich możliwych sytuacjach życiowych (por. Aldona Szarypo, O samotności niewybieranej).

Po czwarte, w Eucharystii spotykamy się ze śmiercią Zbawiciela. W ten sposób perspektywa samotności - w czekającej nas naszej własnej śmierci – zostaje dzięki Eucharystii przezwyciężona. Chrystus zna bowiem drogę, która prowadzi przez dolinę śmierci. On - nawet na drodze całkowitej samotności, na której nikt nie może mi towarzyszyć - idzie ze mną i prowadzi mnie, abym ją pokonał. On sam przeszedł tę drogę i - zwyciężywszy śmierć - powrócił stamtąd, aby nam towarzyszyć (por. ks. Cezary Smuniewski, Dar komunii w świetle katechez Benedykta XVI o Kościele).

Tak, żadna społeczność chrześcijańska nie pokona samotności i nie stworzy wspólnoty, jeśli nie ma ona korzenia i podstawy w sprawowaniu Eucharystii. Od niej trzeba więc zacząć wszelkie wychowanie do ducha wspólnoty. „Eucharystia jest sercem komunii kościelnej” (XI Zgromadzenie Zwyczajne Synodu Biskupów. Instrumentum Laboris, 91).

ZAKOŃCZENIE

Pamiętaj, z Eucharystią nigdy nie jesteś sam. Wejrzyj w głąb swego serca, a przekonasz się, że nie po to został człowiek stworzony, aby mieszkała w nim pustka. Na dnie istoty, gdzie każdy jest inny, czeka na Ciebie Chrystus” (Brat Roger, Taizè).

 

Tak więc, na koniec, módlmy się:

„O, przybądź, przybądź, Boże utajony,

Z porannym brzaskiem jasnozłotych zórz;
I w sercach naszych uczyń sobie trony,
Przybytki święte pośród naszych dusz.
Niech wszystkie serca wiecznie chwalą Ciebie
Za Miłość Twą, za dar ten słodki Twój,
Za siłę życia w tym Anielskim Chlebie
Piękności wieczna, Boże mój,
Piękności wieczna, Boże mój.

(O Panie mój, przed Tobą niebo całe).

Amen.