Trzy więzienia





Abp Stanisław Gądecki

Trzy więzienia. XIV Akademickie Gorzkie Żale (Poznań, kościół pw. św. Franciszka Serafickiego - 18.02.2024)

Nabożeństwo Gorzkich Żali odprawiane jest niemal w każdym kościele w Polsce w niedziele Wielkiego Postu. Polega ono na  śpiewanym rozmyślaniu o Męce Chrystusa oraz o cierpieniu towarzyszącej Mu Matki Bolesnej. Specyfiką Akademickich Gorzkich Żali u oo. Franciszkanów w Poznaniu jest - mówią franciszkańscy organizatorzy - by te Gorzkie Żale stały się miejscem spotkania z Bogiem kochającym człowieka. Dlatego na honorowym miejscu znajduje się On, Jezus Chrystus, pod pokorną postacią chleba a przed Nim stoi człowiek, który pragnie dotknąć Boga i odnaleźć drogę do zrozumienia siebie, z pomocą niezwykle przejmującego, kilkusetletniego tekstu oraz śpiewu i muzyki.

W tym duchu postaram się tego wieczoru poprowadzić rozważanie o trzech więzieniach; o więzieniu Jezusa, więzieniu św. Franciszka i więzieniu „bez krat” współczesnego człowieka.

1.       PAN JEZUS W WIĘZIENIU

Pierwsza sprawa to Pan Jezus w więzieniu Kajfasza. Po pojmaniu w Getsemani prześladowcy zaprowadzili Jezusa przed Sanhedryn, czyli Najwyższą Radę żydowską. Był późny wielkoczwartkowy wieczór. Jest prawdopodobne, że to nocne przesłuchanie Jezusa odbyło się w domu arcykapłana Kajfasza.

Dzisiaj na dawnych ruinach pałacu Kajfasza wznosi się kościół św. Piotra in Gallicantu, czyli O pianiu koguta. W podziemiach tego kościoła odkryto groty i cysternę na wodę. Ta cysterna była czczona - od czasów bizantyjskich - jako miejsce, w którym przetrzymywano Pana Jezusa w nocy z Wielkiego Czwartku na Wielki Piątek (w naszej polskiej tradycji miejsce to nazywamy ją „ciemnicą”). Od starożytności  nazywano ją też „dołem głębokim” [ἐν λάκκῳ κατωτάτῳ - Ps 87,7] w nawiązaniu do wersetu Psalmu 88, który jest w tym miejscu zwykle odmawiany i medytowany przez odwiedzających to miejsce pielgrzymów.  

Ten Psalm 88 jest „Najciemniejszą ze wszystkich lamentacji polemicznych” (Delitsch). „Najbardziej ponurym psalmem Psałterza” (Kirkpatrick). Jest to „krzyk opuszczenia na wzór wołania Hioba, który - w przeciwieństwie do tamtego - pozostaje bez odpowiedzi” (Durbale). Psalmista wyczuwa, że istnieją dwie wielkie choroby egzystencjalne człowieka. Pierwszą jest milczenie Boga a drugą - jego przeznaczenie człowieka na śmierć. Tego rodzaju doświadczenie może być wołaniem, w którym wielu cierpiących wszystkich czasów może siebie rozpoznać. Może być wyrazem uniwersalnego dramatu, który nie zna granic rasowych i religijnych. Dramatu zła i cierpienia, często niewytłumaczalnego i absurdalnego, tego „nadmiaru zła”, który burze wszelkie wyważone myślenie filozoficzne i teologiczne. Mogło ono być doświadczeniem samego Pana Jezusa.  

W interpretacji chrześcijańskiej Psalm ten odnosił się do Chrystusa, „męża boleści”. Jest jakby krzykiem Jezusa opuszczonego przez swojego Ojca niebieskiego. Psalm ten był odnoszony do męki Chrystusa, który - jak mówił Pascal - kona aż do końca świata w swoim Ciele, jakim jest Kościół.

Pieśń psalmisty rozpoczyna się od modlitwy, w której przedstawia on swoje położenie:

„Panie, mój Boże, za dnia wołam, nocą się żalę przed Tobą.
Niech dojdzie do Ciebie moja modlitwa, nakłoń swego ucha na moje wołanie!
Bo dusza moja jest nasycona nieszczęściami, a życie moje zbliża się do Szeolu” (Ps 88,2-4).

Następnie przedstawia doświadczaną wrogość Boga wobec siebie:

„Umieściłeś mię w dole głębokim, w ciemnościach, w przepaści.
Ciąży nade mną Twoje oburzenie. Sprawiłeś, że wszystkie twe fale mnie dosięgły.
Oddaliłeś ode mnie moich znajomych, uczyniłeś mnie dla nich ohydnym,
jestem zamknięty, bez wyjścia” (Ps 88,7-9).
Potem przechodzi do prośby skierowanej do Boga:

„Moje oko słabnie od nieszczęścia,
codziennie wołam do Ciebie, Panie, do Ciebie ręce wyciągam.
Czy Twoje cuda ukazują się w ciemnościach,
a sprawiedliwość Twoja w ziemi zapomnienia? (Ps 88,10.13)

Wreszcie psalmista stawia pytanie: „dlaczego?”:

„Czemu odrzucasz mię, Panie,
ukrywasz oblicze swoje przede mną?
Ja jestem biedny i od dzieciństwa na progu śmierci,
dźwigałem grozę Twoją i mdlałem.
Nade mną przeszły Twe gniewy
i zgubiły mnie Twoje groźby.
Otaczają mnie nieustannie jak woda;
okrążają mnie wszystkie naraz.
Odsunąłeś ode mnie przyjaciół i towarzyszy:
domownikami moimi stały się ciemności” (Ps 88,15-19)

Psalm kończy się więc nutą skrajnego przygnębienia. Społeczność żywych już wykreśliła psalmistę ze swoich rejestrów: Nie znam tego człowieka - mówi swoją postawą Piotr. Psalmista opuszczony przez Boga i ludzi intonuje swój refren pożegnalny, adresowany do jedynych swoich znajomych, jakimi są ciemności. Tak więc Psalm jest zaproszeniem do życia bez fałszywego wstydu z powodu własnych kryzysów, do przedstawienia ich z całą szczerością - podobnie jak to czynili wcześniej Hiob i Jeremiasz - przed Bogiem, który wydaje się nieobecny. A jednak jest w tym Psalmie jakaś nuta oczekiwania, które świadczy o tym, iż wiara psalmisty nie umarła. Jest w nim coś podobnego do Ps 22, który rozpoczyna się od rozpaczy („Boże mój, Boże mój, czemuś mnie opuścił?” - Ps 22,2) a kończy się wyznaniem wiary:  

„A moja dusza będzie żyła dla Niego,
potomstwo moje Jemu będzie służyć” (Ps 22,30-31).

2.       FRANCISZEK W WIĘZIENIU

a.       Druga sprawa to więzienie św. Franciszka w Perugii. Św. Franciszek z Asyżu miał również dostęp do doświadczenia więziennego, podobnie jak Pan Jezus. Jego przeżywanie więzienia wydaje się jednak - według Psalmu 88 - bardzo różnić od głębi odczuć Jezusowych.

Tomasz z Celano tak opisuje - w Vita I - wcześniejsze, naganne życie Świętego: „W mieście Asyżu, położonym na krańcu doliny Spoletańskiej, żył mąż imieniem Franciszek, który od pierwszej swej młodości był wychowywany przez swych rodziców w rażącej próżności świata, a długo naśladując ich mizerne życie i obyczaje, sam stał się jeszcze bardziej próżny i zuchwały. Wszędzie u tych, co mienią się chrześcijanami, rozwielmożnił się taki bardzo zły zwyczaj i wszędzie zakorzeniła się i narzuciła taka zgubiona doktryna, żeby synów swoich od samej kołyski wychowywać bardzo niedbale i lekkomyślnie” (…). 

Nie dziwi więc nas to, iż kiedy Franciszek dorósł - już z własnej chęci - popełniał coraz to gorsze czyny. „Bo ze skażonego korzenia wyrasta skażone drzewo, a co raz zostało skrzywione przez zło, bardzo trudno powraca do równowagi dobra. A kiedy wstępują w bramy młodzieńczości, jak sądzisz, jakimi się stają? Wtedy zaiste, nurzają się we wszelkiego rodzaju rozwiązłości, jakby wolno im było spełniać wszelkie zachcianki, z całym zapałem służąc rozmaitym występkom. Popadają w dobrowolną niewolę grzechu. Wszystkie swe członki wystawiają na ciosy nieprawości. Nic z religii chrześcijańskiej nie wnoszą w życie czy w obyczaje, a zachowują jedynie samo imię chrześcijanina. Nieszczęśni, najczęściej udają, że dopuścili się o wiele gorszych rzeczy, aniżeli rzeczywiście popełnili, żeby przypadkiem ich niewinność nie wydała się brakiem odwagi. (…)

„Otoczony rzeszą niegodziwców kroczył wyniosły i wielkoduszny, ciągnąc środkiem ulic Babilonu, tak długo aż Pan Bóg spojrzał na niego z nieba i ze względu na swe imię odsunął odeń swój gniew i powściągnął jego usta wędzidłem swej chwały, iżby całkiem nie zginął. Spoczęła na nim ręka Pańska i odwróciła się prawica Najwyższego, żeby poprzez niego grzesznikom dać nadzieję pokrzepienia w łaskę, a wszystkim wskazać przykład nawrócenia do Boga” (Tomasz z Celano, Vita I, 1-2).

b.       Przełom w życiu Franciszka rodził się bardzo wolno. W roku 1174 wojska cesarza niemieckiego Fryderyka Barbarossy - po podbiciu znacznej części północnych Włoch - wkroczyły do Asyżu. Na swoje przybycie cesarz kazał wznieść na rzymskich ruinach zamek, zwany Rocca Maggiore. Ale potęga tego zamku nie mogła wiele zdziałać wobec sił, które w tym czasie rodziły się w Italii. Z jednej strony był papież Innocenty III i jego kampania w środkowych Włoszech, a z drugiej - ferment instytucji miejskich, który rozprzestrzeniał się po całym terytorium. Skutkiem tego - w 1198 r. - powstanie ludowe obaliło władzę cesarską i ustanowiło w Asyżu rząd miejski z konsulami i wodzem ludu. Wtedy rozpoczyna się długa walka, w której przeciwstawiły się sobie miejskie stronnictwa  gwelfów, popieranych przez papieża oraz gibelinów, zwolenników władzy cesarskiej. Dwa miasta będące w odwiecznym konflikcie - Asyż i Perugia - jedno należące  gwelfów a drugie do gibelinów, walczyły ze sobą długo ze zmiennym szczęściem.

Gdy cztery lata później - w 12.09.1202 r. -  wybuchło powstanie w sąsiedniej Perugii, Asyż pospieszył z pomocą tamtejszym  powstańcom. Wśród nich był także 21. letni Franciszek. Wojenna przygoda skończyła się dla niego niepowodzeniem. Podczas bitwy przy moście św. Jana został on wzięty do niewoli i umieszczony w tamtejszym więzieniu, w której spędził ok. rok czasu (Loggia dei Lanari). „Jednak ze względu na szlachetność obyczajów został osadzony w więzieniu razem z rycerzami” - pisze relacja zwana Trzej towarzysze.  „Gdy zaś któregoś dnia jego współwięźniowie byli szczególnie przygnębieni, on, z natury radosny i pogodny, nie wydawał się być smutny, lecz w jakiś sposób uradowany. Z tego powodu jeden z towarzyszy karcił go jak obłąkanego, gdyż będąc w więzieniu okazuje radość. W odpowiedzi na to Franciszek żywo zawołał: – Cóż myślicie o mnie? Jeszcze będę uwielbiany przez cały świat”. Wprawdzie w więzieniu młody Franciszek odróżniał się od innych więźniów wytrzymałością i pogodą ducha, która nie przypominała smutku Chrystusa, to jednak jego siły fizyczne szybko słabły. Roczny pobyt w więzieniu wyczerpał Franciszka tak dalece, że po odzyskaniu wolności popadł w długą chorobę. Pod koniec roku zawarto pokój między wspomnianymi miastami a Franciszek - ze względu na stan zdrowia i dzięki pieniądzom ojca został zwolniony z niewoli i powrócił z pozostałymi więźniami do Asyżu (Trzej towarzysze, II,4).

Więzienie, choroba a potem długa rekonwalescencja stały się prawdziwym błogosławieństwem dla niego i przyczyniły się do jego uzdrowienia duchowego. Wyszedł na światło dzienne. Asyż był ten sam, te same kręte uliczki, te same place i świątynie, pałace i ta sama dolina, ogromna i piękna, u stóp góry Subasio. Tylko on sam był już innym człowiekiem. „Umarł” dawny przywódca młodych, pełen przemiłych pomysłów, który zarażał innych swoją beztroską.

c.       Nadeszła ostatnia próba. W 1205 roku papież wzywał do czwartej krucjaty, do której Franciszek pragnął dołączyć. Dlatego wyruszył w podróż do Lecce, aby dołączyć do dworu Waltera III. Lecz pierwszej nocy - w Spoleto - miał sen: „Gdy Franciszek ujawnił swój plan, głos go zapytał: Kto może postąpić z tobą lepiej, Pan czy sługa? Franciszek Odpowiedział: Pan. A głos ów odrzekł: Dlaczego więc dla sługi opuszczasz Pana i Księcia dla poddanego? Wtedy Franciszek zapytał: Panie, co chcesz, abym czynił? Głos odpowiedział: Powróć do swojej ziemi, a tam się dowiesz, co masz czynić.

W pośpiechem i z wielką radością wybrał się o świcie w powrotną drogę do Asyżu, mając nadzieję poznania woli Bożej. „Nie pragnął już niczego innego, jak tylko dostosowania się do woli Bożej” (Relacja 3 towarzyszy, 6). W jednej chwili dostrzegł,  że droga, którą kroczył nie była wolą Bożą względem niego (por. Tadeusz Słotwiński OFM, Spoleto – „Panie, co chcesz, abym uczynił?). I tak - poprzez zaparcie się własnej woli - ze Szawła stał się Pawłem.

W tym samym roku (1205), w ruinach kościoła pw. św. Damiana z obrazu ukrzyżowanego Chrystusa usłyszał przemawiający do niego głos:  „Franciszku, idź, napraw mój dom, który, jak widzisz, cały idzie w ruinę” (Vita II, VI,10). Gdy zrozumiał, że idzie o duchową naprawę Kościoła, nie dał się długo prosić.

3.       NASZE WŁASNE WIĘZIENIE 

a.       Trzecia sprawa to nasze współczesne duchowe więzienia, w jakich się znaleźliśmy z naszego własnego wyboru. To duchowe położenie znakomicie opisuje Księga Mądrości, odnosząc to do sytuacji Egipcjan, którzy prześladowali biblijnych Izraelitów w Egipcie. Ludzie ci, będąc bałwochwalcami, zamiast Stwórcy oddawali temu, co stworzone cześć boską (Mdr 15,14-19). Bałwochwalstwo bowiem polega na ubóstwianiu tego, co nie jest Bogiem (KKK, 2113). Dzieje się tak, gdy to, co powinno nas prowadzić do Boga, samo zabiera Jego miejsce. Bałwochwalstwo pozostaje stałą pokusą wiary i tylko oddawanie boskiej czci jedynemu Bogu chroni człowieka przed duchowym rozbiciem, czego przykładem stali się dawni Egipcjanie. Księga Mądrości charakteryzuje ich w następujący sposób:  

„Ci, którzy mniemali, że się ukryją z grzechami tajemnymi pod ciemną zasłoną zapomnienia, pogrążeni zostali w ciemnościach, wielce zatrwożeni i przerażeni zjawami.
tchórzliwa bowiem jest nieprawość, gdy sama się potępia i zawsze przymnaża trudności, dręczona sumieniem. Bo strach to nic innego jak zdradziecka odmowa pomocy ze strony rozumowania.

I tak padał każdy, gdzie się kto znajdował, i był więziony, zamknięty w więzieniu bez krat. Cały bowiem świat był zalany światłem i oddawał się pracy bez przeszkody:
tylko nad nimi uciążliwa noc się rozpostarła, obraz mroków, które miały ich ogarnąć.
A sami byli dla siebie większym ciężarem niż ciemność” (Mdr 17,3.10-11.15.19-20).

b.       Coś podobnego dzieje się z ludźmi w naszych czasach. Współczesne bałwochwalstwo przejawia się dziś w kulcie sukcesu, przyjemności, pieniądza, władzy, niczym nie ograniczonej wolności, ubóstwiania natury, środowiska. Nie ulega wątpliwości, iż świat współczesny, przez który przechodzą wielkie prądy ateistyczne, jest światem postępującego bałwochwalstwa. To glina próbuje zająć miejsce Garncarza, człowiek chce być Stwórcą, lecz wszędzie, gdzie Bóg znika z pola widzenia, tam człowiek popada w niewolę; bożki zniewalają. Sami, na własne życzenie, stajemy się więźniami „więzienia bez krat”. „Zaprawdę, zaprawdę powiadam wam: Każdy, kto popełnia grzech, jest niewolnikiem grzechu” - powie św. Jan (J 8,34).  Stąd także do nas, ludzi XXI wieku, odnosi się przestroga św. Pawła: „strzeżcie się bałwochwalstwa” (1 Kor 10,14). Błędy bałwochwalstwa muszą zostać napiętnowane, gdyż powodują one silne wyobcowanie i oddalają człowieka od jego prawdziwego przeznaczenia.

A zatem, czy istnieje dla nas jakieś wyjście z tego „więzienia bez krat?” Tak, istnieje. Jest nim Chrystus jedyny i prawdziwy Zbawiciel człowieka. Gdy Chrystus nas  wyzwoli, wtedy będziemy rzeczywiście wolni (por. J 8,36). „Tym, którzy godzą się pójść za Chrystusem, zostaje ofiarowana pełnia życia: obraz Boży zostaje w nich przywrócony, odnowiony i doprowadzony do doskonałości. Taki jest zamysł Boży wobec ludzi, „by się stali na wzór obrazu Jego Syna” (Rz 8,29). Tylko w ten sposób, w blasku tego obrazu, człowiek może dostąpić wyzwolenia z niewoli bałwochwalstwa, odbudować zerwane więzi braterstwa i odnaleźć własną tożsamość” (Evangelium Vitae, 36).

ZAKOŃCZENIE

Na koniec, wsłuchajmy się jeszcze w pierwszą poezję napisaną w języku włoskim, jaką św. Franciszek ułożył w San Damiano, „Altissimo, onnipotente, bon Signore”:  

„Najwyższy, wszechmocny i dobry Panie,
Twoje są uwielbienie, chwała, cześć i wszelkie błogosławieństwo.
Tylko Tobie, o Najwyższy, one przynależą,
I żaden śmiertelnik nie jest godzien wymieniać Twojego imienia.

Pochwalony bądź, mój Panie, ze wszystkimi Twymi stworzeniami,
nade wszystko z panem bratem Słońcem,
bo jest on lampą dnia i nim rozświetlasz naszą drogę.
Jakże on piękny, promieniejący i pełen blasku.
O Tobie, o Najwyższy, daje nam wyobrażenie” (Pieśń słoneczna).

Amen.