Eucharystia – przedsionek nieba
Abp Stanisław Gądecki
Eucharystia – przedsionek nieba. Święcenia diakonów i kapłanów dla Zgromadzenia Oblatów Maryi Niepokalanej (Obra – 29.05.2021).
Przewielebny Ojcze Prowincjale,
Księże Rektorze Wyższego Seminarium Duchownego w Obrze,
Moderatorzy z Ojcami Duchownymi i Profesorami,
Umiłowani Współbracia w kapłaństwie,
a w szczególności Proboszczowie parafii pochodzenia kandydatów do diakonatu i diakonów,
Bracia i Nowicjusze,
Przewielebne Siostry zakonne,
Szanowni Rodzice, Rodzeństwo, Krewni, Przyjaciele i Znajomi dzisiaj Święconych,
Drodzy Ordinandi,
Ukochani w Chrystusie Bracia i Siostry,
W dzisiejszy radosny dzień święcimy nowych diakonów i prezbiterów Zgromadzenia Oblatów Maryi Niepokalanej. Oprócz samych kandydatów do diakonatu i kapłaństwa, rodziców, krewnych, przyjaciół, znajomych i dobrodziejów, wychowawców i współbraci zakonnych – taką radość przeżywa również Założyciel Zgromadzenia Oblatów, święty Eugeniusz de Mazenod.
Gdy Kościół w Polsce rozważa w swoim programie duszpasterskim temat Eucharystii, pożytecznym będzie dla nas wszystkich przypomnienie sobie więzi św. Założyciela oblatów, Eugeniusza Mazenod z Eucharystią.
„Spoglądając na dwutysiącletnią historię Kościoła Chrystusowego, kierowaną mądrym działaniem Ducha Świętego, pełni wdzięczności podziwiamy dokonujący się w czasie rozwój form obrzędowych, poprzez które sprawujemy pamiątkę wydarzenia naszego zbawienia. Od wielorakich form pierwszych wieków, które nadal jaśnieją w obrzędach starożytnych Kościołów Wschodnich, aż po rozprzestrzenienie się obrządku rzymskiego; od jasnych wskazań Soboru Trydenckiego i mszału św. Piusa V aż po odnowę liturgiczną zamierzoną przez Sobór Watykański II: na każdym etapie historii Kościoła celebracja eucharystyczna, będąca źródłem i szczytem jego życia i misji, jaśnieje poprzez obrzęd liturgiczny z całym swym różnorodnym bogactwem” (por. Sacramentum caritatis, 3).
W te dwutysiącletnie dzieje Eucharystii wpisuje się również ten szczególny sposób przeżywania Eucharystii, jaki był bliski kapłanom w XVIII-XIX wieku, w tym także bliski dla św. Eugeniusza Mazenod. Forma kultu Eucharystii, jaka wówczas była obecna jest już dzisiaj trudna do powtórzenia. Niemniej jednak nastawienie serca, z jakim ten święty przystępował do celebrowania Eucharystii i adoracji mogą stanowić wymowny przykład także dla kapłanów naszych czasów.
1. W SEMINARIUM DUCHOWNYM
Już notatki Eugeniusza z czasów jego formacji seminaryjnej ukazują, jak kształtowała się jego zażyłość z Jezusem z Eucharystią. Skrupulatnie notował Komunie, jakie mógł przyjąć za pozwoleniem swego spowiednika, wyznaczał sobie konieczne usposobienie, aby komunię przyjmować godnie i pozwalać jej przynosić pełne owoce w swoim życiu. Rozważał też przykłady świętych, aby płonąć podobnym do nich ogniem miłości względem Eucharystii.
„Częste przyjmowanie Ciała i Krwi Jezusa Chrystusa – pisze - nakłada na mnie obowiązek:
- życia w skupieniu, przez co rozumiem wewnętrzne całkowite skupienie na Oblubieńcu mojej duszy, który raczył w niej uczynić dla siebie trwałe mieszkanie;
- częstego powracania w pamięci do olbrzymich grzechów mojego wcześniejszego życia, aby coraz bardziej się z nich oczyszczać, coraz bardziej je znienawidzić i poprzez pokutę to wynaturzenie ofiarować Jezusowi Chrystusowi, aby On je całkowicie zniszczył, aby je bezpowrotnie pochłonął żar jego boskiej miłości, której siedzibą jest Jego godne miłości serce;
- skrupulatnego unikania wszelkiego rodzaju dobrowolnej winy, nawet jeśli byłaby mała, ona bowiem także zasmuca mojego Boga, umiłowanego mego serca, który we mnie i dla mnie uczynił tak wielkie rzeczy;
- niezadowalania się wypełnianiem podstawowych i ciągle ważnych obowiązków mego stanu, ale radosnego praktykowania wszelkich cnót i pokuty, które mogą mi pomóc w podążaniu ku doskonałości, od której tak bardzo się oddaliłem. Jednym słowem, muszę zmierzać ku doskonałości, która powinna stać się moją naturą. Muszę żyć w przekonaniu, że jakiekolwiek działania, praktyki, nawet małe, błahe, bezwartościowe, infantylne i zwyczajne, będą przydatne na drodze ku Bogu. Nie powinienem postrzegać tego jako czegoś, co jest niegodne mnie, wręcz przeciwnie, potraktować to jako środek, jaki boska i ojcowska Opatrzność mojego Boga daje mi, abym wyszedł z mego stanu letniości, i pomaga wzbić się ku Niemu.
I cóż! Do mojego serca przyjmę niepokalanego Baranka, tę Ofiarę, która została złożona dla mnie, którą On poprzez nadmiar miłości zechciał z góry zapłacić za wszystkie niewypowiedziane udręki śmierci wiecznej, na którą tak często zasługiwałem. Przyjmę Go, aby Go obarczyć zniewagą i poniżeniem, będę uważał się za wolnego względem niej od wszystkiego. Jemu powinienem oddać cześć, chwałę, miłość i wdzięczność, ponieważ w ten sposób uniknę zadania mu ostatniego ciosu, krzyżując go na nowo” (por. F. Cardi, La relation personnelle avec Jésus eucharistique selon le bienheureux de Mazenod, w: Vie Oblate Life (37-3/1978)29-35).
2. W KAPŁAŃSTWIE
W liście do swojego kierownika duchowego z seminarium św. Sulpicjusza w Paryżu – tuż po swoich święceniach kapłańskich, które przyjął w Amiens 21 grudnia 1811 roku, ks. de Mazenod wyjawia: „Mój bardzo drogi i dobry [ojcze], piszę do was, klęcząc, pochylony ku ziemi, zraniony, załamany, aby wam dać udział w tym, czego Pan, dzięki swemu niezmierzonemu i niepojętemu miłosierdziu, raczył we mnie dokonać. Jestem kapłanem Jezusa Chrystusa; już po raz pierwszy z biskupem złożyłem budzącą strach ofiarę. Tak, to ja, to oczywiście ja, nędzny grzesznik, którego niegodziwości znacie, złożyłem w ofierze Baranka bez skazy, lub raczej On samego siebie złożył dzięki mej posłudze. Och!, mój drogi ojcze, sądzę, że marzę, kiedy myślę o tym, kim jestem. Radość, strach, zaufanie, ból, miłość mieszają się w moim sercu. […]
Jestem kapłanem! Trzeba nim być, aby zrozumieć, co to znaczy. Jedynie ta myśl wprowadza mnie w poryw miłości i wdzięczności, a jeśli myślę, jakim jestem grzesznikiem, to miłość wzrasta. Już was nie nazywam sługami (J 15,15), Ty rozerwałeś moje kajdany. Tobie złożę ofiarę pochwalną (Ps 115 [Vulgata – przyp. tłum],16-17) Cóż oddam Panu za wszystko, co mi wyświadczył? (Ps 115 Vulg.,12) — te słowa są jak strzały, które w tym dniu trafiają w to tak zimne serce. Jeśli Bóg podczas Komunii świętej wprowadził mnie w ten stan, jakże będę mógł odprawić mszę świętą w noc Bożego Narodzenia? Będzie widoczne, czego Pan dokonał w głębi mej duszy. Jedna sprawa mnie zasmuca: aż do chwili obecnej życzyłem sobie — nie odważę się powiedzieć, że prosiłem — aby nie być tak dotkliwie i tak długi czas wzruszonym. Od dni poprzedzających święcenia, a zwłaszcza od święceń, wydaje mi się, że lepiej znam naszego Pana Jezusa Chrystusa. Co stałoby się, gdybym Go poznał takiego, jaki jest! Mój drogi ojcze, módlcie się gorąco za mnie, abym nie okazał się niegodny tylu łask.
Otrzymam ich jeszcze więcej, jeśli będzie trzeba, aby stać się wielkim świętym, wyjednajcie mi, abym nim został, proszę was: odprawcie za mnie mszę w tej intencji. Nie minie tydzień, gdy spłacę wobec was ten nowy dług itd. Ale na szczęście szczodrość naszego Mistrza skłania mnie nawet do zapłacenia itd., itd.
3. ZATWIERDZENIE KONSTYTUCJI I REGUŁ
Czekając z kolei w Rzymie na zatwierdzenie Konstytucji i Reguł Zgromadzenia Eugeniusz spędził cały dzień w kościele Santa Maria in Campitelli, uczestnicząc w dziewięciu Mszach świętych. W liście, pisanym z Rzymu do o. Tempiera (16 lutego 1826 roku) wyjawia, że aprobata Zgromadzenia przez Kościół została powierzona Chrystusowi Eucharystycznemu: „To prawda, że zawsze pokładałem całą ufność w dobroci Bożej. Jak ojcu mówiłem, codziennie składałem świętą ofiarę w tej intencji. Ustawicznie wzywałem świętej Dziewicy i wszystkich świętych, ale szczególnie najwyższego Pośrednika, na którego chwałę są poświęcone wszystkie nasze zamiary. A muszę powiedzieć, że nigdy tak się nie modliłem, nigdy również nie modliłem się z taką pociechą (skutek absolutnej, ale synowskiej ufności) do tego stopnia, że mówiłem do naszego Pana tak, jak ośmielałem się wierzyć, że robiłbym to, gdybym miał szczęście żyć wówczas, gdy On chodził po ziemi, aby na niej rozsiewać dobrodziejstwa i każdemu udzielać tego, o co prosił. Działo się to szczególnie w czasie komunii, kiedy nasz Boski Zbawiciel daje nam największy dowód Swej miłości. Pogrążałem się wówczas we wszelkich uczuciach, jakie w tym cennym momencie Jego Boska obecność i ogrom Jego miłosierdzia wzbudzały w mej nędznej duszy. Nigdy tego nie odczuwam lepiej niż wówczas, gdy widzę, że On nie pogardza takim grzesznikiem jak ja.
Te same uczucia ponawiały się, gdy pojawiałem się przed Nim, aby Go adorować czy to w godzinie mej adoracji, czy wówczas, gdy stawałem w Jego obecności, wychodząc i wracając do domu, czy też w czasie nawiedzeń, jakie staram się często robić podczas czterdziestogodzinnego nabożeństwa albo w innych kościołach, w których jest wystawiony Najświętszy Sakrament. Ale muszę zaznaczyć, że po łasce, która je inspirowała, taka ufność i wszystkie te uczucia wiązały się z myślą, że proszę o coś zgodnego z wolą Boga, odpowiedniego do przysporzenia Jego chwały, zbawienia dusz i dobra Kościoła oraz, że uważałem się za wyraziciela was wszystkich i że czułem się — aby tak rzec — wspierany modlitwami, zasługami i dziełami całego Stowarzyszenia”.
4. PODCZAS REKONWALESCENCJI
Ze Szwajcarii, gdzie Eugeniusz przebywał na rekonwalescencji po poważnej chorobie, pisze znów do o. Tempiera. Jest to czas trudny nie tylko dla Zgromadzenia ze względu na wewnętrzne tarcia, ale również dla Francji, w której nowy rząd wprowadza liberalne rządy o silnym antyklerykalnym charakterze. To wszystko wprowadza w serce Eugeniusza wiele pytań do tego stopnia, że nosi się nawet z zamiarem przeniesienia nowicjuszy i studentów teologii do Szwajcarii. W tym trudnym momencie ukojenie przychodzi dzięki Eucharystii (Fryburg, 23 sierpnia 1830 r.).
„Dziś rano przed Komunią ośmieliłem się mówić do tego dobrego Mistrza z takim samym zawierzeniem, jak bym to mógł robić, gdybym miał szczęście żyć, gdy On chodził po ziemi i gdybym się znajdował w takich samych kłopotach. Odprawiałem mszę w osobnej kaplicy, nie byłem skrępowany niczyją obecnością. Przedstawiłem Mu nasze potrzeby, prosiłem Go o Jego światło i Jego asystencję, a później całkowicie Mu zawierzyłem, nie chcąc absolutnie niczego innego niż Jego świętej woli. Następnie przyjąłem Komunię w tej dyspozycji. Skoro tylko przyjąłem najdroższą Krew, nie mogłem się obronić przed taką obfitością wewnętrznego pocieszenia, że — mimo wysiłku żeby przed bratem usługującym nie zdradzić się z tym, co działo się w mojej duszy — musiałem wzdychać i wylewać tyle łez, iż korporał i obrus były zmoczone. Żadna przykra myśl nie powodowała tego wybuchu, przeciwnie, byłem zadowolony, byłem szczęśliwy i gdybym nie był tak nędzny, uwierzyłbym, że kochałem, że byłem wdzięczny. Ten stan trwał dość długo, przedłużył się w czasie dziękczynienia, które skróciłem tylko z rozsądku”.
5. W BISKUPSTWIE
Następnie trwając na rekolekcjach przed przyjęciem święceń biskupich - w liście do o Tempiera z 10 października 1832 roku – Mazenod opisuje moc modlitwy wstawienniczej Chrystusa, która dokonuje się w Eucharystii: „dobry Bóg jest dla mnie taki, jak zwykle, to znaczy jawi się taki, jaki jest: nieskończenie dobry, nieskończenie miłosierny za każdym razem, gdy przybliżam się do Niego. Oczyszcza moje serce, rozjaśnia moją słabą inteligencję, pobudza i udoskonala moją wolę. Dobrze czuję się w Jego obecności, bez względu na wrażenie, jakie czyni na mnie przesłanie Jego boskiego Ducha, którego wzywam. Zapewne domyśla się ojciec, że w tych okolicznościach czynię to z gorliwością i wytrwałością, nie ośmielam się powiedzieć, że z żarliwością. Tak więc, gdy rozważam ogrom Bożej dobroci, strzegącej mnie od dziecka i prowadzącej mnie do wykonania różnych dzieł, jakie powierzył mi On w życiu, gdy medytuję o wewnętrznych oddziaływaniach łaski, tak właściwych do pobudzenia mojej wdzięczności i miłości, gdy zastanawiam się nad moimi grzechami, moimi niezliczonymi wiarołomstwami, które poruszyłyby kamienie, a mnie pierwszego oburzają przeciw mnie samemu, czuję zawsze, że mam do czynienia z Ojcem znajdującym się w najwyższych niebiosach, mając po prawicy swego syna Jezusa Chrystusa, naszego Zbawiciela, obrońcę i mediatora, który nie przestaje prosić za nami, tą wszechmocną modlitwą mającą prawo bycia wysłuchaną i zawsze taką jest, kiedy nie stajemy jej na przeszkodzie”.
20 kwietnia 1839 roku w swoim Dzienniku Eugeniusz zapisuje informację o instalacji w jego prywatnej kaplicy tabernakulum z Najświętszym Sakramentem. To miejsce stanie się dla niego źródłem pociechy i mądrości: „Po tylu miesiącach oczekiwania w końcu ukończono remont mojej kaplicy i mogłem ku radości wszystkich mieszkańców domu umieścić tam Najświętszy Sakrament. Oby Pan raczył udzielić nam swego błogosławieństwa i otoczyć nas swą opieką. Obyśmy mogli postępować kierowani tylko przez Jego natchnienia i Jego Boską mądrość, którą będziemy czerpać u stóp tabernakulum w Jego obecności”.
Eugeniusz określa Eucharystię przedsionkiem nieba: „W czasie adoracji przed wystawionym Najświętszym Sakramentem pochłaniała mnie myśl, która nie mogła być lepsza. Czy przebywanie w obecności Jezusa Chrystusa, padanie do Jego stóp, aby Go adorować, kochać i od Jego dobroci oczekiwać na łaski, których potrzebujemy, to nie przedsmak nieba. Zgłębiając bardziej tę myśl, doszedłem do wniosku, który nigdy nie przyszedł mi na myśl. Jeśli w ostatniej chorobie będę przytomny, chciałbym mieć szczęście znosić trwogę śmierci i oddać ducha w obecności naszego boskiego Zbawiciela. Wydaje mi się, że byłby to niezawodny środek, aby zajmować się jedynie Nim, a moje serce ani na chwilę nie przestałoby być zjednoczone z Tym, który obejmowałby je swoją obecnością i wspierał w strasznej chwili przejścia z tego świata do wieczności.
Na zakończenie oktawy przebłagania za świętokradztwo, popełnione w kościele św. Teodora w Marsylii, biskup niesie Najświętszy Sakrament po ulicach miasta: „Z największą możliwą gorliwością, recytując psalmy i kantyki, poddałem się pewnemu rodzajowi synowskiego zaufania, aby dobrego Mistrza prosić o pozwolenie, bym na wieki był od Niego oddzielony w wieczności. Wydawało mi się to niemożliwe, że mając oznaki szczęścia, aby Go ujrzeć, aby Go kontemplować z tak bliska, aby Go złożyć na moim łonie, aby Go adorować, wywiązując się samemu z tego obowiązku, mówię, że wydawało mi się to niemożliwe, gdyby nie udzielił mi łaski, abym Go naśladował i posiadł na całą wieczność. Myśl o moich grzechach mnie przerażała, ale w tych cennych chwilach wydaje mi się, że miłosierdzie mojego Zbawiciela pochłania wszelki strach i przerażenie, a w moim sercu jest miejsce jedynie na zaufanie i miłość. To uczucie zawsze mi towarzyszy, gdy niosę Najświętszy Sakrament”.
W trakcie przygotowań do ogłoszenia dogmatu o Niepokalanym Poczęciu Maryi, Eugeniusz odkrywa w Eucharystii centrum całego stworzenia i ludzkości. Tak zapisał w Dzienniku pod datą 4 grudnia 1854 roku: „Nabożeństwa czterdziestodniowe odbywały się w kościele św. Piotra, a Ojciec Święty postanowił, aby tam, a także w wielkich bazylikach, wystawiono relikwie wraz z odpustem zupełnym dla wszystkich, którzy je nawiedzają. Za obowiązek uznałem pójście do Świętego Piotra, aby tam adorować Najświętszy Sakrament i uczcić relikwie. Najświętszy Sakrament został wystawiony na głównym ołtarzu pośrodku ponad dwustu świec. Półmrok, jaki wprowadzono w całym kościele, podkreślił piękno oświetlenia ołtarza, które wspaniale rozjaśniało piękną monstrancję. W czasie adoracji towarzyszyła mi jedna myśl: nasz boski Zbawiciel był tam stosownie postawiony na tronie, w najpiękniejszej świątyni świata, skąd królował na cały świat. Wydawało mi się, że był tam nie tylko dla mieszkańców tego miasta, ale dla wszystkich stworzeń, dla których jest jedynym panem i najwyższym mistrzem. Podobało mi się zatem, że w imieniu całej ziemi mogłem złożyć mu hołd, odważyłem się wypraszać dla niej Jego wielkie miłosierdzie”.
ZAKOŃCZENIE
W sumie więc – przykład św. Eugeniusza Mazenod – zachęca do tego, aby kapłani naprawdę wierzyli w najświętszą tajemnicę Eucharystii, by ją pobożnie sprawowali, i by była ona przeżywana intensywnie. Celebracja i adoracja Eucharystii pozwoli im przybliżać się do miłości Boga i przylgnąć do niej osobiście, aż do zjednoczenia z umiłowanym Panem. Ofiara z życia, komunia z całą wspólnotą wierzących oraz solidarność z każdym człowiekiem są nieodzownymi składnikami tego duchowego kultu (por. Rz 12,1), w którym cała nasza konkretna rzeczywistość ludzka jest przemieniona na chwałę Boga. Prezbiterzy, diakoni oraz wszyscy, którzy spełniają posługę eucharystyczną, niech zawsze czerpią z tychże posług, spełnianych z uwagą oraz przygotowaniem, moc i zachętę do własnej, osobistej i wspólnotowej drogi uświęcenia. Zachęcam także wszystkich świeckich, a w szczególności rodziny, aby w sakramencie miłości Chrystusa nieustannie znajdowały energie potrzebne do przemiany swego życia w autentyczny znak obecności zmartwychwstałego Pana. Aby wszyscy ukazywali - poprzez własne życie eucharystyczne - blask i piękno wyłącznej przynależności do Pana (por. Sacramentum caritatis, 94).
Na koniec, służba oblacka jest nierozerwalnie związana z osobą Maryi Niepokalanej. Jest Ona dla oblatów wzorem i patronką. To Ona w swojej niezwykłej otwartości na Ducha Świętego całkowicie poświęciła się osobie i dziełu Jej Syna, Jezusa Chrystusa. To Ona - zatroskana o przyjęcie Chrystusa przez ludzi – pielgrzymuje wraz z oblatami po misyjnych szlakach całej ziemi. Wszyscy oblaci – także dzisiaj święceni - zawsze będziecie uważać Ją za swoją Matkę. Będziecie żyć z Nią w zażyłości, jaka łączy dzieci z matką. Wszędzie tam, gdzie pośle was Kościół zaniesiecie ze sobą i w sobie żarliwe nabożeństwo do Niepokalanej, bo Ona jest zapowiedzią zwycięstwa Boga nad wszelkim złem. Jej jesteście oblati czyli Jej ofiarowani. Amen.