Męczeństwo. Zakończenie procesu diecezjalnego ks. Stanisława Streicha
Abp Stanisław Gądecki
Męczeństwo. Zakończenie procesu diecezjalnego ks. Stanisława Streicha (Luboń, kościół św. Jana Bosko - 13.04.2019).
Ekscelencje, Księża Biskupi Grzegorzu, Damianie i Zdzisławie,
Czcigodni Kapłani,
Osoby życia konsekrowanego,
Przedstawiciele Władz samorządowych,
Członkowie pocztów sztandarowych,
Wszyscy Wierni świeccy,
Od początku istnienia chrześcijaństwa wyznawcy Chrystusa zmuszeni byli płacić życiem za swoją wiarę. Historia Kościoła jest naznaczona krwią męczenników. Męczeństwo nie oznaczało jednak dla wierzących ani wyroku losu, który w pewnych epokach stawał się nieuchronny, ani znoszenia bezcelowego cierpienia, które nikomu nie służyło. Męczeństwo było rozumiane jako ideał; jako najbardziej radykalna możliwość naśladowania Chrystusa. „Postanowiłem bowiem, będąc wśród was, nie znać niczego więcej jak tylko Jezusa Chrystusa, i to ukrzyżowanego” (1 Kor 2,2). Echa tego nastawienia odnajdujemy w 1 Liście świętego Jana: „On oddał za nas swoje życie. My także winniśmy oddać życie za braci” (1 J 3,16).
1. Święty Szczepan
Już opis śmierci pierwszego męczennika Szczepana oraz jego słowa wypowiedziane tuż przed śmiercią charakteryzuje daleko idące pragnienie naśladowania męki i śmierci Chrystusa. W tym opisie znajdującym się w Dziejach apostolskich - pierwszemu męczennikowi nadano rysy, które utożsamiają go z umierającym Mistrzem. Proces Szczepana - podobnie jak proces Jezusa – odbywa się przed Sanhedrynem (Mk 14,53, a także Dz 6,12). Także sam przebieg rozprawy jest podobny. Występują fałszywi świadkowie (Mk 14,60-61 i Dz 7,1) i podobnie jak w procesie Chrystusa, oskarżają Szczepana o głoszenie zapowiedzi zburzenia świątyni (Dz 6,13). Zarówno Jezus, jak i Szczepan, zajmują stanowisko wobec oskarżenia, że Syn Człowieczy zajmuje miejsce świątyni (Mk 16,42 i Dz 7,55). W obu przypadkach słuchacze reagują uniesieniem i wzburzeniem (Mk 14,63-64 i Dz 7,57); oba wydane wyroki wykonywane są „za miastem” (Dz 7,57). Uderzające podobieństwo stanowią także słowa Jezusa na krzyżu i Szczepana w czasie kamienowania. W Ewangelii wg św. Jana czytamy, że Jezus tuż przed śmiercią powiedział: „’Wykonało się!’ I skłoniwszy głowę oddał ducha” (J 19,30). O śmierci zaś świętego Szczepana napisano: „Tak kamienowali Szczepana, który modlił się: ‘Panie Jezu, przyjmij ducha mojego!’ ” (Dz 7,59). Obaj także przebaczyli tym, którzy przyczynili się do ich cierpień. Jezus powiedział: „Ojcze, przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią” (Łk 23,34); natomiast Szczepan modlił się: „Panie, nie poczytaj im tego grzechu!” (Dz 7,60). Szczepan - podobnie jak Jezus -głośno krzyknął zanim skonał („Ojcze, w Twoje ręce oddaje ducha mego” – Łk 23,46), tuż przed śmiercią odwołując się do Boga (Dz 7,60).
2. Ignacy Antiocheński
Od początku istnienia Kościoła naśladowanie Chrystusa aż do oddania własnego życia stało się wręcz ideałem i wzorem świętości i chrześcijańskiego męstwa.
Jednym z najbardziej radykalnych przykładów jest święty Ignacy, biskup z Antiochii, który na początku II wieku, około roku 110, został uwięziony. Miał zostać przewieziony do Rzymu i tam zginąć jako męczennik. W czasie podróży do Rzymu przygotował szereg listów do gmin chrześcijańskich w Azji Mniejszej oraz list do chrześcijan w Rzymie. Szczególnie to ostatnie pismo daje nam niezwykle dobitne świadectwo tęsknoty Ignacego za cierpieniem, za męczeństwem. Naśladując Chrystusa Ignacy pragnął cierpieć i z największą tęsknotą myślał o męczeńskiej śmierci. W swoich cierpieniach i drodze do męczeństwa widział Ignacy wyraz wybrania oraz łaski Boga (List Ignacego do Magnezjan 1,2; List Ignacego do Rzymian. II,2). Uważał, iż tylko wtedy, gdy umrze z Chrystusem, może być uważany za prawdziwego Jego ucznia (...do Rzymian IV,2; V,3). Życzy sobie być zjedzony przez dzięki zwierzęta, aby stać się uczniem Chrystusa (...do Efezjan 1,2). Czeka śmierci nie dla samego umierania, ale z tęsknoty za upodobnieniem się do Chrystusa, którego krzyż wziął na drogę swego życia: „Ale blisko miecza to blisko Boga, razem ze zwierzętami to razem z Bogiem – byleby tylko w imię Jezusa Chrystusa. Aby z Nim razem cierpieć wszystko znoszę, gdyż umacnia mnie On sam, który stał się człowiekiem doskonałym”.
Ignacy pisał swój list do gminy rzymskiej, ponieważ obawiał się, że jej członkowie mogli chcieć doprowadzić do jego ułaskawienia. Dlatego zaklinał chrześcijan w Rzymie, by nie podejmowali żadnych działań w kierunku jego uwolnienia. Gdyby bowiem – choćby nawet w najlepszej wierze – nie pozwolili mu umrzeć, oznaczałoby to dla niego poważną przeszkodę w jego drodze do Boga poprzez męczeństwo. Aby dojść do Boga, chce się stać Ignacy pożywieniem dla dzikich zwierząt: „Pszenicą jestem Bożą, a zmielony zwierzęcymi zębami, okażę się czystym chlebem Chrystusa”. Co więcej, Ignacy nie tylko ma nadzieję, że chrześcijanie z Rzymu nie będą przedsiębrać żadnych kroków dla jego uwolnienia, ale nawet błaga ich, aby pomogli mu stać się pastwą dla dzikich zwierząt jako męczennik: „Raczej zachęcajcie zwierzęta, aby stały się dla mnie grobem i nie pozostawiły nic z ciała mego, bo nie chciałbym po śmierci przyczynić komuś kłopotu. Wtedy będę naprawdę uczniem Jezusa Chrystusa, kiedy nawet ciała mego świat widzieć nie będzie”.
3. Cześć dla męczenników
Około połowy II wieku po Chr. rozpoczyna się kult męczenników. Chrześcijanie chcieli przygotowywać ofiarom prześladowań uroczyste pochówki; nie było jednak jeszcze wtedy odpowiednich rytów liturgicznych. Dzień ich śmierci stawał się dniem narodzin dla nieba. W rocznicę śmierci męczennika wierni zbierali się przy jego grobie. Nabożeństwa w miejscu spoczynku męczennika były najbardziej uroczyste. Spotkania odbywały się także wtedy, gdy odeszli już członkowie rodziny oraz najbliżsi znajomi wspominanego świadka Chrystusa.
Bardzo wcześnie przy okazjach takich na grobach męczenników – lub w ich najbliższej okolicy - zaczęto odprawiać Eucharystię. Poprzez fizyczną obecność ciała tego, który oddał swoje życie dla Jezusa, uobecnianie ofiary Chrystusa nabierało szczególnego znaczenia. Gdzie tylko to było możliwe, starano się przy grobach męczenników budować ołtarze lub nawet niewielkie budynki, które mogły służyć liturgii. Później nad ich grobami powstawały kościoły i bazyliki. Religijne zebrania wspólnot stawały się nie tylko nabożeństwami o charakterze pamiątki, ale otrzymały wkrótce także znaczenie wezwania do upodobnienia się do męczenników w ich pozbawionej lęku wierze (imitatio). Przez wezwania zebranych (invocationes) wzywano ich wstawiennictwa. Wierni ozdabiali groby i budowali kolejne monumenty, na których umieszczano odpowiednie inskrypcje.
O ile kult zabitych świadków Chrystusa był na początku zjawiskiem o znaczeniu lokalnym i charakterystycznym dla miejsc, w których znajdowały się groby męczenników, o tyle z czasem nie tylko do podejmowano się pielgrzymowania do grobów męczenników, ale także do świętowania rocznicy ich urodzin dla nieba także w innych miejscach. W ten sposób wspomnienia męczenników zyskiwały szczególną pozycję wśród innych uroczystości Kościoła. Oczywistą niedogodnością stawała się znaczna odległość od grobu męczennika. Jednak by mieć u siebie „coś z męczennika”, zaczęto zabiegać ich relikwie dla swoich kościołów, będące namiastką grobów. Z powodu ograniczonej ilości autentycznych relikwii, tworzono wciąż nowe i w końcu wiele kościołów otrzymywało relikwie już tak małe, że niemal niewidoczne.
Także literatura chrześcijańska wniosła niemały wkład do czci świętych. Bardzo wcześnie poświęcano całe listy opisom ostatnich chwil męczenników. Początkowo były to głównie oficjalne sprawozdania świadków. Później zaczęto także spisywać historię ich śmierci (passiones) oraz mowy pogrzebowe znamienitych chrześcijan-retorów. Wskazywano w nich na cuda męczenników - nie tyle dokonane przez nich samych, ile raczej te, do których doszło przy grobie męczennika albo te, które następowały dzięki prośbom o ich wstawiennictwo.
4. Męczeństwo wzorem dla innych form świętości
Po okresie prześladowań poznano świetlane przykłady życia świętego chrześcijan, którzy umarli śmiercią naturalną. Kościół jednak dalej uważał że męczeństwo jest najważniejszą formą uznanej świętości. Dlatego „przypisywano” pewien rodzaj męczeństwa świętym, którzy w rzeczywistości wcale nie byli męczennikami. Przykładem tego list Sulpicjusza Sewera do diakona Aureliusza, w którym wyjaśnia, dlaczego Marcin z Tours († 397) może być czczony jako święty, chociaż nie poniósł on śmierci męczeńskiej.
„Został on bowiem dołączony do apostołów i proroków, i – że tak powiem za pozwoleniem wszystkich świętych – w owym gronie od nikogo nie jest gorszy. Został, jak mam nadzieję, wierzę i ufam, dołączony do tych szczególnie, którzy swoje szaty obmyli we krwi, i towarzyszy Barankowi przewodnikowi, wolny od wszelkiej skazy. Bo jeśli nawet te czasy nie mogły mu dać sposobności do męczeństwa, to na pewno nie będzie pozbawiony chwały męczennika, ponieważ z pragnienia i cnót mógł i chciał być męczennikiem. […] W istocie bowiem wobec wszystkich kar i męczarni, którym już nieraz ludzka słabość uległa, on zawsze pozostawał niewzruszony. […] A chociaż nie wycierpiał tych rzeczy, to jednak dopełnił męczeństwa bez rozlewu krwi. Jakichże bowiem ludzkich mąk dla nadziei wieczności nie wycierpiał: głód, czuwania, nagość, posty, obelgi zazdrosnych, prześladowania występnych, troskę o słabych, niepokój o ludzi w niebezpieczeństwie?”
Tak powstawały nowe formy świętości, które nie mogły już sobie rościć praw do „męczeństwa”. Pierwszą grupę tworzyli wyznawcy (confessores), czyli „świadkowie wiary”, którzy - w niekiedy niezwykle niebezpiecznym czasie - byli z powodu swojej wiary prześladowani, wypędzani czy torturowani, ale uniknęli śmierci męczeńskiej. A gdy wreszcie minął okres wielkich prześladowań Kościoła, zaczęto czcić jako świętych także znamienitych biskupów oraz innych wiernych, którzy wyróżniali się niezwykłym życiem. Jednak właśnie męczeństwo stanowiło wciąż najwyraźniejszy wzór chrześcijańskiej doskonałości.
5. Szczególna pozycja męczenników
Z biegiem czasu naśladowanie Chrystusa aż do śmierci zyskało w Kościele tak duże znaczenie, iż także ten, kto zginął jako męczennik nie będąc jeszcze ochrzczonym, dzięki wylanej przez siebie męczeńskiej krwi (baptisma sanguini) mógł być traktowany jako pełnoprawnie ochrzczony (votum sacramentum). Dzięki śmierci męczeńskiej bardziej upodobnił się do męki Chrystusa niż inni ochrzczeni.
Jakkolwiek Kościół zna obok męczenników również innych świętych, to jednak męczennicy zachowali pozycję szczególną. Podkreśla to także odnowiona przez Sobór Watykański II liturgia. W soborowej konstytucji liturgicznej Sacrosanctum Concilium tuż za kultem Najświętszej Maryi Panny (nr 103), zwrócono uwagę właśnie na kult męczenników: „Ponadto Kościół rozmieścił w ciągu roku wspomnienia Męczenników oraz innych Świętych, którzy dzięki wielorakiej łasce Bożej doszli do doskonałości, a osiągnąwszy już wieczne zbawienie, wyśpiewują Bogu w niebie doskonałą chwałę i wstawiają się za nami” (KL, 104); (por. J. Hermans, Męczeństwo ‒ wzór chrześcijańskiego męstwa i świętości).
6. Ks. Stanisław Streich
Co roku, w drugą niedzielę listopada, modlimy się w katedrze o beatyfikację oraz kanonizację heroicznych świadków życia apostolskiego, pochodzących z terenu archidiecezji. To przynajmniej 53 osoby, wśród których znajduje się również męczennik, Sługa Boży ks. Stanisław Streich. Półtora roku temu rozpoczęliśmy jego proces beatyfikacyjny na etapie diecezjalnym, dzisiaj zamykamy ten etap.
Kim był ks. Streich? Ks. Stanisław Streich urodził się 27 sierpnia 1902 roku w Bydgoszczy. Ochrzczono go w tamtejszym kościele farnym pw. św. św. Marcina i Mikołaja dnia 30 września 1902 roku. Święcenia kapłańskie otrzymał z rąk kardynała Edmunda Dalbora w dniu 6 czerwca 1925 roku
Dnia 1 lipca 1933 roku - w wieku 31. lat – został proboszczem w Żabikowie, do której należała wówczas miejscowość Luboń. Władza duchowna powierzyła mu trudną placówkę. W parafii wzrastały szeregi bezrobotnych, na które ruszyła agitacja tworzącej się tutaj partii komunistycznej, o której tak wypowiadał się wówczas Wojciech Korfanty: „Wszystkie te ruchy pogańskie i bezbożnicze odznaczają się dzikim wprost fanatyzmem, brakiem tolerancji i niebywałą wprost żądza prześladowania innych a przede wszystkim chrześcijańskich przekonań. A zwolennicy każdego z tych ruchów uważają się za wybrany naród, który ma do spełnienia nadzwyczajne posłannictwo w świecie. Ruchy te są źródłem głównym anarchii duchowej i ekonomicznej świata, więcej - zagrażają kulturze. A ponieważ wszystkie odznaczają się zaborczością polityczną, stanowią największe niebezpieczeństwo dla pokoju światowego” (W. Korfanty, Naród – Państwo – Kościół, Katowice 2016, 282). Bogu tylko wiadomo, ile ks. Stanisław wówczas wycierpiał, będąc w stanie tylko częściowo - z użebranych funduszy - zaradzić biedzie swoich parafian. Było to dla niego ciężkie doświadczenie, które znosił bez skargi, pracując z apostolską gorliwością.
W międzyczasie zrodził się nowy problem. Mieszkańcy Lubonia, którzy liczba powiększyła się do kilka tysięcy domagali się własnego kościoła i własnej parafii. W odpowiedzi na te petycje władza duchowna zleciła ks. Stanisławowi budowę nowej świątyni (27.05.1935). Ks. Streich podjął się tego zadania. Jego staraniem została wzniesiona lewa nawę kościoła, urządzona w formie prowizorycznej kaplicę. W ciągu trzech lat młody proboszcz zorganizował niemal od podstaw życie parafialne, dokonując wewnętrznego zjednoczenia wiernych i nadając im kierunek rozwoju. Był ofiarnym pasterzem, szukającym przede wszystkim ludzi oddalonych od Boga, których zagubienie napawało go bólem.
W ostatnich 12 miesiącach swojego pasterzowania ks. Stanisław żył w ciągłym napięciu. W kwietniu włamano się do kościoła i uszkodzono tabernakulum. W sierpniu został napadnięty stróż pilnujący kościół. W październiku nieznani sprawcy obrzucili księdza kamieniami. Przez cały 1937 rok otrzymywał sporo anonimowych listów, w których obelżywymi słowami zapowiadano jego rychłą śmierć. On sam dużo się modlił, aby Bóg pozwolił mu dokonać jakiegoś czynu heroicznego, by mógł zasłużyć na świętość (por. ks. W. Mueller, Błogosławiona krew, 109-110).
Dnia 20 lutego 1938 - tydzień przed śmiercią – jego przyszły zabójca Włodzimierz Nowak miał podejść do konfesjonału i - bez przeżegnania się i przyklęknięcia – pochylił się do kratek konfesjonału i bardzo krótko coś księdzu powiedział. Z późniejszego zmienionego i przygnębionego zachowania ks. Streicha wnioskowano, że prawdopodobnie właśnie wtedy dowiedział się on o postanowieniu zabicia go.
Wcześniej - 27 lutego 1938 roku o godz. 9.30 - zasiadł jak zwykle w konfesjonale, aby słuchać spowiedzi a potem rozpoczął Mszę Świętą szkolną dla dzieci. Nagle na jego drodze pojawił się człowiek, siedzący wcześniej na stopniach ambony, który dwukrotnie strzelił do księdza. A potem wbiegł na ambonę z okrzykiem: „Niech żyje komunizm!”
W Czwartek - dnia 3 marca o godz. 10.00 - rozpoczęły się uroczystości pogrzebowe przy udziale około 20 tys. osób. Kaznodzieja pogrzebowy, ks. Stefan Kaczorowski powiedział wówczas: „Nie uprzedzając opinii Kościoła św., jesteśmy wszyscy w sercach naszych głęboko przeświadczeni, że śmierć twoja była naprawdę męczeńską! Za kilka dni odbędzie się kanonizacja naszego rodaka, kapłana-męczennika bł. Andrzeja Boboli. Wszak ta sama wschodnia nienawiść do Boga, która jego pozbawiła życia, podniosła także rękę na Ciebie!” Kosztem tej ofiary Luboń stał się bardziej katolicki.
Ofiara życia księdza Streicha - zbiegająca się w czasie z męczeństwem tysięcy chrześcijan w Rosji, na Ukrainie i Białorusi, w Hiszpanii i Meksyku - stanowiła zapowiedź bliskiej agresji na cywilizację europejską, której dopuściły się wkrótce dwa sprzymierzone ze sobą totalitaryzmy, narodowy i międzynarodowy socjalizm. Zbrodnia, której ofiarą padł ten wielkopolski kapłan, stanowi przestrogę przed skutkami nienawiści, uderzającej w dalszym ciągu w cywilizację chrześcijańską (por. opr. A. Łaganowskiego na podstawie Kościelnego Dziennika z 1938 roku).
ZAKOŃCZENIE
Tak więc, od początku dziejów Kościoła męczeństwo pozostaje wzorem męstwa i świętości, ponieważ naśladowanie Chrystusa osiąga w nim swój najdoskonalszy wyraz. Jako Kościół Poznański, pragniemy wszyscy tego, by ks. Stanisław Streich dołączył do grona uznanych przez Kościół męczenników i stał się dla nas wzorem wierności oraz naszą pomocą na drodze do nieba.