Ks. Stanisław Kostka Streich. Kapłaństwo heroiczne





Abp Stanisław Gądecki

Ks. Stanisław Kostka Streich. Kapłaństwo heroiczne. Święcenia kapłańskie (Katedra Poznańska - 25.05.2024).

 

Ich Ekscelencje, Księża Biskupi,

Członkowie Prześwietnej Kapituły Katedralnej,

Księże Rektorze i Moderatorzy i Ojcowie duchowni Arcybiskupiego Seminarium Duchownego, 

Umiłowani Bracia w kapłaństwie, w szczególności Proboszczu parafii pochodzenia i praktyk diakona Pawła,

Osoby życia konsekrowanego, 

Szanowna Mamo, Rodzeństwo, Krewni i Przyjaciele tego, który ma za chwile przyjąć święcenia kapłańskie,

Umiłowani w Chrystusie, Bracia i Siostry, członkowie ludu kapłańskiego. 

Dzień dzisiejszy jest dla nas wszystkich - zgromadzonych w pierwszej katedrze na ziemiach polskich - dniem bardzo radosnym. Wraz z księżmi biskupami i kapłanami naszej archidiecezji, zakonnikami i zakonnicami oraz wiernymi świeckimi w tym dniu dziękujemy bowiem Bogu za dar Chrystusowego kapłaństwa ustanowionego w jerozolimskim Wieczerniku (Łk 22,19; 1 Kor 11,24-26).

Ten dzień jest przede wszystkim chwilą nadzwyczajnej radości duchowej dla samego diakona Pawła, kandydata do święceń kapłańskich i dla całego Kościoła Bożego, który żyje w Poznaniu.

W takim momencie rozważamy dwie sprawy: najpierw orędzie dzisiejszej Ewangelii, a następnie temat heroicznego kapłaństwa, jakiego domaga się dzisiaj Kościół od kapłanów, a którego przykładem jest dla nas ks. Stanisław Kostka Streich. 

1.       DZIECI (Mk 10,13-16)

Pierwsza sprawa to dzisiejsza Ewangelia: „Przynosili Jezusowi dzieci [παιδια], żeby ich dotknął; lecz uczniowie szorstko zabraniali [επετιμων] im tego.

A Jezus, widząc to, oburzył się i rzekł do nich: ‘Pozwólcie dzieciom przychodzić do Mnie, nie przeszkadzajcie im; do takich bowiem należy królestwo Boże. Zaprawdę, powiadam wam: Kto nie przyjmie królestwa Bożego jak dziecko, ten nie wejdzie do niego’.

I biorąc je w objęcia, kładł na nie ręce [τιθεις τας χειρας επ αυτα] i błogosławił [ηυλογει] je” (Mk 10,13-16).

Inna podobna scena pokazuje Jezusa biorącego dziecko i stawiającego je za przykład swoim uczniom, gdy ci spierali się o to, kto jest wśród nich największy: „Bo kto się uniża jak to dziecko, ten jest największy w królestwie niebieskim” (Mt 18,4). 

Małe, słabe, zależne we wszystkim od opieki rodziców dzieci są znakiem, że nadeszło królestwo Boże. Jezus utożsamia się z nimi i mówi: „Kto przyjmuje jedno z tych dzieci w imię moje, Mnie przyjmuje; a kto Mnie przyjmuje, nie Mnie przyjmuje, lecz Tego, który Mnie posłał” (Mk 9,37).

Zbawiciel jest najważniejszym obrońcą dzieci wobec tych, którzy je źle traktują, chociażby nawet przez swój zły przykład: „ Lecz kto by się stał powodem grzechu dla jednego z tych małych, którzy wierzą we Mnie, temu byłoby lepiej kamień młyński zawiesić u szyi i utopić go w głębi morza (Mt 18,6).

Pamiętamy jednocześnie, że - według Księgi Kapłańskiej - dzieciństwo rozpoczynało się wówczas w wieku jednego miesiąca a kończyło w wieku lat pięciu. Do młodzieży natomiast zaliczano osoby w wieku od pięciu do dwudziestu lat (Kpł 27,3-6).

b.       W całej Ewangelii nie wspomina się żadnej innej grupy społecznej - poza dziećmi - która nie byłaby dopuszczona przez uczniów do Jezusa. Nie spotkało to ani tłumów, ani grzeszników, ani ludzi potencjalnie niebezpiecznych, tylko małe dzieci. Dlaczego? Prawdopodobnie dlatego, że uczniowie traktowali dzieci jako mało znaczące dla misji Jezusa; jako przeszkody w zajmowaniu się sprawami ważniejszymi. Zdaniem uczniów dzieci nie były na tyle ważne, by Jezus poświęcał im swój czas i swoją energię.

Pan Jezus - w przeciwieństwie do uczniów - brał dzieci w objęcia i błogosławił je. Być może czynił to ze względu na pewną anielskość okresu dziecięcego. Dzieci są bowiem niewinne, nie czynią zła w sposób świadomy. Nie są jeszcze zdolne do używania wolnej woli i nie ponoszą odpowiedzialności za popełnione przez siebie zło. Charakteryzują się prostotą myślenia: „Dziecko nie martwi się tym, czym my, na przykład stratą pieniędzy i podobnymi rzeczami. Z kolei nie cieszy się ono tym, czym my, a więc rzeczami przemijającymi” (św. Jan Chryzostom, Homilie na Ewangelię św. Mateusza 62,4). Dlatego „Aniołowie ich w niebie widzą oblicze Ojca mego, który jest w niebie” (Mt 18,10).

Pan Jezus podkreśla przede wszystkim ich małość - w opozycji do „wielkości” tego świata. I nie idzie tutaj tylko o małość rozumianą w sensie wiekowym, ale o kategorię duchową. Dziecko - żyjąc z łaski drugiego człowieka - jest symbolem całkowitej zależności, podobnej do tej, jaka cechowała Syna w stosunku do Ojca niebieskiego. 

Momentem przełomowym są słowa Zbawiciela: „Pozwólcie dzieciom przychodzić do Mnie, nie przeszkadzajcie im; do takich bowiem należy królestwo Boże”. Ta scena jest jednocześnie ziemska i niebiańska. Jest ona objawieniem tego, jak ma wyglądać na ziemi Królestwo niebieskie i odzwierciedlenie tego, jakie będzie królestwo, które nadejdzie dla tych, którzy na ziemi zachowywali się wobec Boga jak dzieci.

To niewiarygodne, żeby ktoś - znając te słowa - mógł być przeciwnikiem chrztu niemowląt. Odmowa udzielenia chrztu niemowlętom bierze się ze świeckiego ducha indywidualizmu, nie rozumiejącego, że już małe dzieci mogą być realnie zanurzone w atmosferze wiary jaką żyje wspólnota. Z prawa małych dzieci do Boga wynika ich prawo do religijnego wychowania i religijnej atmosfery w ich domu. Dzieciom należy się to, żeby zostały wprowadzone w modlitwę i spotykały się z codziennym świadectwem wiary dorosłych (por. o. Jacek Salij OP).

„Kiedy jacyś ludzie - mówi św. Augustyn - którzy są już w wieku dorosłym i są zdolni do podjęcia decyzji wolnej woli, a chcą przyjąć sakramenty święte, nie mogą rozpocząć nowego życia bez odpokutowania za dawne swoje życie. Jedynie dzieci, gdy są chrzczone, są zwolnione z tego rodzaju pokuty; i tak zresztą nie są jeszcze zdolne do używania wolnej woli. Wiara jednak tych, którzy przynoszą je do chrztu, pomaga im w uświęceniu i odpuszczeniu grzechu pierworodnego. Tak więc nawet jeśliby przejęły od rodziców, z których się narodziły, jakiekolwiek skłonności do zła, mogą zostać z nich oczyszczeni przez pytania skierowane do rodziców i ich odpowiedzi” (Augustyn, Kazanie 35,2).

„Jeśli jednak tym, którzy dopuścili się najcięższych win i wiele poprzednio przeciw Bogu popełnili grzechów, o ile potem uwierzyli, nie odmawia się chrztu i łaski, o ile bardziej nie należy przeszkadzać nowo narodzonemu dziecku, które nie popełniło żadnego grzechu, lecz tylko przy pierwszym swoim narodzeniu zostało dotknięte zarazą dawnej śmierci, ponieważ jak Adam, zostało urodzone w ciele. Z tego już względu łatwiej może otrzymać przebaczenie grzechów, że obciążają je nie własne, lecz cudze grzechy. Toteż najdroższy bracie, postanowiliśmy na naszym Synodzie, że nie można komukolwiek odmawiać chrztu i łaski Boga, który dla wszystkich jest miłosierny, dobry i łaskawy” - dodaje Cyprian z Kartaginy (List 64,5-6).

2.       KS. STREICH

Druga sprawa to beatyfikacja - pochodzącego z Bydgoszczy - księdza Stanisława Kostki Streicha. Pięć i pół roku  temu rozpoczęliśmy jego proces beatyfikacyjny na etapie diecezjalnym a teraz - dnia 23 maja br. - Papież Franciszek otworzył drogę do jego beatyfikacji.

Kim był ks. Stanisław Streich? Urodził się on dnia 27 sierpnia 1902 roku w Bydgoszczy jako pierwszy z trzech synów Franciszka, urzędnika zakładu ubezpieczeń i Władysławy z domu Birzyńskiej. Ochrzczono go w bydgoskim kościele farnym pw. świętych Marcina i Mikołaja dnia 30 września tegoż roku.

Po ukończeniu trzech lat nauki w szkole powszechnej, podjął naukę w ośmioletnim gimnazjum humanistycznym, a po jej zakończeniu (15.05.1920 roku) rozpoczął studia w Wyższym Seminarium Duchownym w Gnieźnie i Poznaniu. A następnie - po ukończeniu studiów filozoficznych i teologicznych -  otrzymał święcenia kapłańskie z rąk kardynała Edmunda Dalbora, Arcybiskupa Gnieźnieńskiego i Poznańskiego w dniu 6 czerwca 1925 roku. Mszę prymicyjną odprawił w Bydgoszczy w kościele Serca Jezusa, gdzie proboszczem był wówczas błogosławiony ks. Narcyz Putz.

Po święceniach studiował - w latach 1925-1927 - filozofię klasyczną na Uniwersytecie Poznańskim, będąc jednocześnie kapelanem i prefektem gimnazjum Sióstr Urszulanek a także Miejskiej Szkoły Handlowej. Dnia 1 października 1927 został wikariuszem przy parafii św. Floriana w Poznaniu. W kwietniu 1928 roku mianowano go nauczycielem religii w państwowym seminarium nauczycielskim w Koźminie. Potem - dnia 1 lipca 1929 r. - podjął obowiązki wikariuszowskie w parafii Bożego Ciała w Poznaniu a od dnia 1 stycznia 1932 - w parafii św. Marcina w Poznaniu. Szerokie rzesze ówczesnych mieszkańców Poznania zachowały we wdzięcznej pamięci tego spokojnego, pracowitego i pobożnego kapłana, zawsze uśmiechniętego, uprzejmego i uczynnego.

W wieku 31. lat - dnia 1 lipca 1933 r. - został proboszczem w Żabikowie, do którego należała wówczas miejscowość Luboń. Władza duchowna powierzyła mu trudną placówkę. W parafii rosły szeregi bezrobotnych, do których skierowała się agitacja tworzącej się tam partii komunistycznej. O skutkach tych działań tak wypowiadał się wówczas Wojciech Korfanty: „Wszystkie te ruchy pogańskie i bezbożnicze odznaczają się dzikim wprost fanatyzmem, brakiem tolerancji i niebywałą wprost żądzą prześladowania innych a przede wszystkim chrześcijańskich przekonań. A zwolennicy każdego z tych ruchów uważają się za wybrany naród, który ma do spełnienia nadzwyczajne posłannictwo w świecie. Ruchy te są źródłem głównym anarchii duchowej i ekonomicznej świata, więcej - zagrażają kulturze. A ponieważ wszystkie odznaczają się zaborczością polityczną, stanowią największe niebezpieczeństwo dla pokoju światowego” (W. Korfanty, Naród – Państwo – Kościół, Katowice 2016, s. 282). Bogu tylko wiadomo, ile ks. Stanisław wówczas się wycierpiał, będąc w stanie tylko częściowo - z użebranych funduszy - zaradzić biedzie swoich parafian. Było to dla niego ciężkie doświadczenie, które znosił bez skargi, pracując z prawdziwie apostolską gorliwością.

W międzyczasie pojawił się nowy problem. Mieszkańcy Lubonia - którzy liczba powiększyła się do kilka tysięcy - domagali się własnego kościoła i parafii. W odpowiedzi na to władza duchowna zleciła ks. Stanisławowi budowę nowej świątyni (27.05.1935). On podjął się tego zadania i jego staraniem została wzniesiona lewa nawa kościoła, urządzona w formie prowizorycznej kaplicę. W ciągu trzech lat młody proboszcz zorganizował niemal od podstaw życie parafialne, dokonując zjednoczenia wiernych i nadając im kierunek duchowego rozwoju. Był ofiarnym pasterzem, szukającym przede wszystkim ludzi oddalonych od Boga, których zagubienie napawało go bólem.

W ostatnich 12 miesiącach swego pasterzowania ks. Streich żył w ciągłym napięciu. W kwietniu włamano się do kościoła i uszkodzono tabernakulum. W sierpniu napadnięto stróża pilnującego kościół. W październiku nieznani sprawcy obrzucili księdza kamieniami. W tym samym miesiącu napisał swój testament. Przez cały 1937 rok otrzymywał sporo anonimowych listów, w których obelżywymi słowami zapowiadano jego rychłą śmierć. On sam dużo się modlił, aby Bóg pozwolił mu dokonać jakiegoś czynu heroicznego, by mógł zasłużyć na świętość (por. ks. W. Mueller, Błogosławiona krew – męczeństwo Sługi Bożego ks. Stanisława Streicha, Poznań 2017, s. 109-110). „Na co się poświęcałem, to muszę wykonać”.  

Tydzień przed swoją śmiercią - dnia 20 lutego 1938 - jego przyszły zabójca Włodzimierz Nowak, działacz Polskiej Partii Socjalistycznej - Lewica, przesiąknięty nienawiścią do wiary, miał podejść do konfesjonału i bez przeżegnania się i przyklęknięcia pochylić się do kratek konfesjonału i bardzo krótko coś księdzu powiedzieć. Z późniejszego zmienionego i przygnębionego zachowania ks. Streicha wnioskowano, że prawdopodobnie właśnie wtedy dowiedział się on o postanowieniu zabicia go. 

Potem - 27 lutego 1938 roku o godz. 9.30 - zasiadł jak zwykle w konfesjonale, aby słuchać spowiedzi a potem rozpoczął Mszę Świętą szkolną dla dzieci. Podczas odprawiania Mszy św. nagle na jego drodze pojawił się Nowak - siedzący wcześniej na stopniach ambony - który trzykrotnie strzelił do księdza. Oprawca oddał pierwszy strzał w twarz kapłana, dwa następne w plecy, gdy ten leżał już na podłodze kościoła. Jedna z kul utkwiła w niesionym przez księdza ewangeliarzu. Potem wbiegł na ambonę z okrzykiem: „Niech żyje komunizm!” 

W czwartek - dnia 3 marca o godz. 10.00 - rozpoczęły się uroczystości pogrzebowe przy udziale ponad 20 tys. osób. Przewodniczył im bp Walenty Dymek. Kaznodzieja pogrzebowy, ks. Stefan Kaczorowski powiedział wówczas: „Nie uprzedzając opinii Kościoła św., jesteśmy wszyscy w sercach naszych głęboko przeświadczeni, że śmierć twoja była naprawdę męczeńską! Za kilka dni odbędzie się kanonizacja naszego rodaka, kapłana - męczennika bł. Andrzeja Boboli. Wszak ta sama wschodnia nienawiść do Boga, która jego pozbawiła życia, podniosła także rękę na Ciebie!” Kosztem tej ofiary Luboń pogłębił swój katolicyzm.

Ofiara życia księdza Streicha - zbiegająca się w czasie z męczeństwem tysięcy chrześcijan w Rosji, na Ukrainie i Białorusi, w Hiszpanii i Meksyku - stanowiła zapowiedź bliskiej agresji na cywilizację europejską, której dopuszczą się wkrótce dwa sprzymierzone ze sobą totalitaryzmy; narodowy i międzynarodowy socjalizm.

Tak, męczeństwo to wspaniały znak świętości Kościoła. Chociaż stosunkowo niewielu jest powołanych do złożenia tej najwyższej ofiary, to jednak dla wszystkich istnieje „obowiązek świadectwa, które wszyscy chrześcijanie powinni być gotowi składać każdego dnia, nawet za cenę cierpień i wielkich ofiar” (por. Veritatis splendor, 93). Potrzeba niekiedy heroicznego wysiłku, by nie poddać się - także w życiu codziennym - wobec trudności; nie iść na kompromis i żyć Ewangelią bez jej zniekształcania.

Drogi Pawle, kandydacie do święceń kapłańskich. Pamiętaj, że zawsze możesz liczyć na moc Bożą, że nigdy nie będziesz osamotniony w twoim działaniu! Chrystus, który powołał cię do udziału w swojej misji, wspomoże cię swoją łaską, abyś mógł z całym zaufaniem poświęcić się posłudze kapłańskiej. Bądź - podobnie jak ks. Streich - człowiekiem wiary i modlitwy. Rozwijaj w sobie ducha kapłańskiego braterstwa z myślą o zespołowej pracy pasterskiej. Zgodnie ze swoim pasterskim powołaniem zajmij się przede wszystkim posługą duchową wśród powierzonych tobie wiernych, aby prowadzić ich ku Temu, którego kapłaństwo jest jedyne i nieprzemijające.

ZAKOŃCZENIE

Drodzy uczestnicy tej świętej liturgii - przede wszystkim rodzino, krewni i przyjaciele Pawła - otoczmy go teraz naszą solidarną modlitwą.

O Panie, daj mu serce wielkie, otwarte na Twoje zamysły i zamknięte na wszelkie ciasne ambicje, na wszelkie małostkowe współzawodnictwo międzyludzkie. Serce wielkie, zdolne równać się z Twoim i zdolne pomieścić w sobie rozpiętość Kościoła, rozpiętość światła, zdolne wszystkich kochać, wszystkim służyć, być rzecznikiem wszystkich. Ponadto, o Panie, daj mu serce mocne, chętne i gotowe stawić czoła wszelkim trudnościom, wszelkim pokusom, wszelkim słabościom, wszelkiemu znudzeniu, wszelkiemu zmęczeniu, serce potrafiące wytrwale, cierpliwie i bohatersko służyć tajemnicy, którą Ty powierzasz tym synom Twoim, których utożsamiłeś z sobą. W końcu, o Panie, daj serce zdolne do prawdziwej miłości, to znaczy zdolne rozumieć, akceptować, służyć i poświęcać się, zdolne być szczęśliwym, pulsującym Twoimi uczuciami i Twoimi myślami (z modlitwy Pawła VI). Amen.