Idźcie i głoście
Abp Stanisława Gądecki
Idźcie i głoście. 900-lecie Chrztu Pomorza Zachodniego (Szczecin - 25.10.2024).
Wszystkie chrzty Kościoła - niezależnie od tego w jakim regionie świata się dokonują - biorą swój początek z chrztu Pana Jezusa w Jordanie: „Kiedy cały lud przystępował do chrztu, Jezus także przyjął chrzest” (Łk 3,21-22). On - poczęty z Ducha Świętego (Łk 1,31) - nie potrzebował chrztu, ale przez swoje zanurzenie pragnął zjednoczyć się z losem każdego człowieka i całej ludzkości. Stał się jedynym człowiekiem niosącym konsekwencje grzechów całej ludzkości (por. Rz 4,25; 1 Kor 15,3; Ga 1,4; 1 P 2,24; 1 J 2,2; 4,10). Wziął na siebie odpowiedzialność za nas wszystkich.
Począwszy od czasów apostolskich w to doświadczenie chrztu wprowadza ludzkość przez kolejne wieki do wspólnoty zbawionych i życia we wspólnocie uczniów Chrystusa; także w czasach chrztu mieszkańców Pomorza Zachodniego. W to samo doświadczenie zostaliśmy wprowadzani także my, ludzie żyjący w XXI wieku.
Z tej racji chciałbym skupić się dzisiaj tylko na dwóch sprawach: na dziejach chrztu mieszkańców Pomorza Zachodniego oraz na zobowiązaniach ewangelizacyjnych, wynikających z naszego własnego chrztu.
1. PRZESZŁOŚĆ
Pierwsza sprawa to chrzest Pomorza Zachodniego. Ten region dość wcześnie poznał chrześcijaństwo. W roku tysięcznym powstało - w ramach metropolii gnieźnieńskiej - biskupstwo w Kołobrzegu, jednakże - na skutek wojen polsko-niemieckich (1002-1018) - upadło ono ok. 1007 r., a jego pierwszy biskup Reinbern umarł w więzieniu w Kijowie. Z kolei w roku 1001 do Wojciechowa – dzisiejszej dzielnicy Międzyrzecza – przybyli misjonarze (Benedykt, Jan, Mateusz, Izaak i Kryspin) z myślą o misji chrystianizacyjnej wśród pogańskich Wieletów. Niestety w 1003 r. ponieśli oni śmierć męczeńską. Od chwili kanonizacji (1004 r.) zwani są Pierwszymi Męczennikami Polski. Ten zasiew ewangeliczny nie przyniósł więc oczekiwanego rezultatu. W tym regionie spotykamy pojedynczych chrześcijan (np. księcia pomorskiego Warcisława I, który będąc w niewoli w Merseburgu u króla Lotara III, późniejszego cesarza, przyjął chrzest św., zostając kryptochrześcijaninem). Następnie z misją chrystianizacyjną na tereny nadodrzańskie wyruszył - na prośbę księcia Bolesława Krzywoustego - eremita Bernard Hiszpan. Jednakże jego misja się nie powiodła.
Drugą wyprawę misyjną zorganizował - tenże sam książę - z pomocą biskupa Ottona z Bambergu. Kapłan ten przybył wcześniej do Polski - ok. 1080 r. i z przerwami przebywał tutaj do 1097 r. - nauczając w szkole katedralnej w Gnieźnie. Znał język polski. Dowiedziawszy się o owdowieniu Judyty Marii, żony króla Salomona węgierskiego, a siostry cesarza Henryka IV, wskazał dworowi niemieckiemu na możliwość jej małżeństwa z władcą Polski. I tak doszło do małżeństwa Władysława Hermana z Judytą salicką, której Otton został kapelanem. Na wyraźnie życzenie cesarza Henryka IV Otton wrócił do swojej ojczyzny, gdzie został biskupem bamberskim (mianowany na ten urząd przez cesarza 25 grudnia 1102 r., sakrę biskupią przyjął 13 maja 1106 r. w Anagni z rąk papieża Paschalisa II).
Kiedy Bolesław III Krzywousty - na przełomie lat 1121-1122 - podbił Pomorze Zachodnie, jako jeden z warunków układu pokojowego postawił pokonanemu księciu Warcisławowi I obowiązek przyjęcia chrztu św. przez jego poddanych. Niestety książę pomorski nie był w stanie sam tego uczynić, stąd też książę Bolesław przejął inicjatywę. Po otrzymaniu zgody papieża Kaliksta II na misję ewangelizacyjną, poprosił w 1123 r. o pomoc w tym dziele znanego osobiście biskupa Ottona z Bambergu.
Biskup Otto - zważywszy na dawną znajomość z Bolesławem Krzywoustym a także otrzymując zapewnienie o wszelkiej pomocy polskiego władcy – podjął się tego zadania. Pierwsza misja rozpoczęła się i zakończyła modlitwą biskupa w Gnieźnie u grobu św. Wojciecha. Uczestniczyła w niej grupa kilkunastu misjonarzy. Należy przyjąć, że w większości byli to mnisi z klasztoru w Bambergu, do których dołączyło trzech duchownych z otoczenia Krzywoustego (pochodzących ze zsekularyzowanego benedyktyńskiego klasztoru św. Piotra w Kruszwicy, w tym Wojciech, kapelan księcia, późniejszy biskup woliński.
Za pierwszym razem Otton był tam od czerwca 1124 do lutego 1125 roku. Wówczas to przez Gniezno udał się do Santoku. Książę Warcisław wyjechał orszakowi naprzeciw. Przypuszcza się, że spotkanie odbyło się w Santoku, leżącym u zbiegu Noteci i Warty. Stamtąd udał się do Pyrzyc, gdzie - dnia 15 czerwca 1124 r. - odbył się chrzest pierwszych pogan. Tu katecheza trwała 7 dni, następne 3 dni stanowiło bezpośrednie przygotowanie do chrztu wraz z postem. Jej przedmiotem były podstawowe prawdy wiary o Bogu Trójjedynym, o odkupieniu dokonanym przez Chrystusa, o sakramentach. Po dwudziestodniowej misji bp Otton udał się w dalszą podróż misyjną, zostawiając w Pyrzycach kapłana z księgami i przyborami liturgicznymi. Odtąd rozpoczynała się praca duszpasterska i budowa katolickiej świątyni. Następnie przybył do Kamienia Pomorskiego. Stamtąd - w pierwszych dniach września 1124 r. - przeprawił się do Wolina. Miasto to - niezależne od księcia Warcisława I - w sposób wrogi przyjęło biskupa. Misjonarze zostali obrzuceni kamieniami a bp Otton został uderzony drągiem i upadł w błoto. Z wielkim trudem udało się orszakowi ocalić swe życie. Ostatecznie wolinianie zadecydowali – z pomocą wpływowego kupca Niedamira – że przyjmą chrzest dopiero wówczas, gdy to samo uczynią mieszkańcy Szczecina. Stąd też orszak biskupi drogą wodną popłynął do Szczecina, a gdy - po dziewięciu tygodniach szczecinianie przyjęli chrzest - wtedy to samo uczynili mieszkańcy Wolina. Prowadząc działalność misyjną w tym największym pomorskim mieście, udał się na krótko do Gartz k. Szczecina, a także Lubina. Będąc ponownie w Wolinie, wprowadził mieszkańców miasta do Kościoła Chrystusowego. Następnie idąc przez Kamień udał się do Kołobrzegu oraz Białogardu. Następnie przez Ujście przybył do Gniezna, a pożegnawszy się z polskim księciem powrócił do Bambergu.
Sukces misyjny bp. Ottona był ogromny. Podczas pierwszej wyprawy misyjnej posadowił w dziewięciu miejscowościach jedenaście kościołów. Podczas tej misji ochrzczono ponad 22 tys. osób, czyli 1/5 część ludności wspomnianego obszaru. Sukces pomorskiej misji przyniósł bp. Ottonowi zaszczytny tytuł Apostoła Pomorza.
b. Druga wyprawa misyjna miała miejsce w 1128 r. Tym razem była ona prowadzona na zaproszenie księcia Warcisława i pod auspicjami niemieckiego króla Lotara, co wywołało niezadowolenie polskiego władcy. Jej trasa objęła głównie część zachodnią ówczesnego Pomorza Zachodniego. Bp Otton - przez Magdeburg - przybył do Dymina, a stąd do Uznamu, Wołogoszczy i Choćkowa, aby potem odwiedzić powtórnie Szczecin i Kamień Pomorski. Chciał również rozciągnąć swoją działalność ewangelizacyjną na obszar Rugii, osobiście jednak tam nie dotarł. Kończąc drugą wyprawę misyjną - z Kamienia Pomorskiego, przez Stargard, Pyrzyce, Santok - przybył do Gniezna, a następnie szczęśliwie powrócił do swojej diecezji.
W Pyrzycach rozpoczęła się pierwsza misja pomorska w 1124 r. i tam też zakończyła się druga wyprawa misyjna w 1128 r. Owoce drugiej misji Ottona były równie znaczące. Bp Otton założył kościoły w trzech miejscowościach (Wołogoszczy, Choćkowie i Uznamiu). Kościoły te stały się ważnymi placówkami misyjno-duszpasterskimi. Końcowym sukcesem tej misji było biskupstwo pomorskie z katedrą św. Wojciecha w Wolinie, które powstało na mocy bulli papieża Innocentego II Ex commisa nobis (z 14 października 1140 r.); (por. bp Grzegorz Wejman, Biskup Otton z Bambergu w Szczecinie. Kontekst historyczny).
Bp. Otton zmarł 30 czerwca 1139 r. Dnia 10 sierpnia 1189 r. został przyjęty do kanonu świętych. Papież Jan Paweł II - będąc w Szczecinie 11 czerwca 1987 r. - dziękował Bogu za osobę św. Ottona mówiąc: „Niech jego relikwie tu, w tej katedrze, będą otaczane najgłębszą czcią, bo Kościół w Polsce otacza głęboką czcią wszystkich tych, którzy głosili mu Ewangelię, bez względu na to, skąd pochodzili, czy z krajów słowiańskich, czy z Irlandii, czy z krajów germańskich. Przychodzili w imię Chrystusa i przychodzili jako nasi bracia”.
2. PRZYSZŁOŚĆ
a. Tyle wystarczy o misjach św. Ottona z Bambergu. Druga sprawa to nasza osobista aktywność misyjna, wynikająca z naszego chrztu. Nakaz dany dwunastu apostołom - „Idźcie, i głoście Ewangelię” - dotyczy przecież także nas.
Dziś wypada zapytać siebie, w jaki sposób my sami realizujemy głoszenie Ewangelii. Odpowiedź na to pytanie nie jest zbyt optymistyczna. Prawda jest bowiem taka, iż misja i ewangelizacja w naszych czasach mocno kuleje. Ludzie coraz rzadziej chcą słuchać o Bogu, a hasła w stylu „Chrystus uwolnił nas od grzechu” czy „Chrystus zbawił świat” zdają się trafiać w próżnię. Dziś można godzinami mówić o Panu Bogu, można recytować z pamięci całe fragmenty Biblii, a nawet pisać uczone traktaty teologiczne – ale kogo to dzisiaj porusza?
Aby faktycznie poruszało św. Jan Maria Vianney radził: „Nie mów ludziom o Bogu, kiedy nie pytają, ale żyj tak, by zaczęli pytać”. Taka postawa winna towarzyszyć dzisiaj każdemu, kto pragnie głosić Ewangelię. Pamiętam - mówi Papież Franciszek - że kiedyś w jednym ze szpitali w Buenos Aires odeszły siostry, które nie mogły dalej prowadzić swojej pracy, ponieważ było ich niewiele i były już podeszłe w latach. I właśnie wtedy przybyła pewna wspólnota zakonna z Korei. Siostry przyjechały bodajże w poniedziałek a we wtorek udały się na odwiedziny chorych. Nie mówiły ani słowa po hiszpańsku, mówiły tylko po koreańsku, ale chorzy byli szczęśliwi: „Jakie świetne siostry!” – „A co tobie te siostry powiedziały?” – „Nic, ale przemówiły do mnie swoim spojrzeniem”. Spojrzeniem, gestami przekazywały nam Jezusa.
W swojej książce „Ewangelizować z mocą” José H. Prado Flores - biblista i założyciel międzynarodowej sieci Szkół Ewangelizacji Świętego Andrzeja - tak pisze: Kościół jest owszem powołany do ewangelizowania, ale jak to robić? Trzeba to robić przede wszystkim „z serca”, prowadząc życie pełne modlitwy, ubogacone słowem Bożym. Jeśli chcemy, by nasze przepowiadanie było skuteczne, winniśmy dotknąć człowieka potrzebującego. Jeśli nie będziemy się z nim solidaryzować, jeżeli nie zbliżymy się do niego, nie dojdzie do uzdrowienia. Najpierw trzeba ofiarować napotkanemu człowiekowi czas i wlać w jego serce nadzieję, ponieważ ewangelizowanie „z wielką mocą” to nie tylko przekazywanie słów, ale podarowanie człowiekowi tego, co mamy najcenniejszego, czyli naszego doświadczenia Boga, które przemienia ludzkie życie. Wpierw pokaż ludziom, że są przez ciebie kochani, bez potępiania ich, bo Chrystus nie przyszedł, aby świat potępić, ale aby go uzdrowić, w pełnej wolności. To właśnie jest ewangelizacja ‘z wielką mocą’ (por. H. Prado Flores, Ewangelizować z mocą José).
Właściwym polem tej ewangelizacyjnej aktywności ludzi świeckich jest szeroka dziedzina polityki, życia społecznego, gospodarki, dziedzina kultury, nauki i sztuki, stosunków międzynarodowych, środków społecznego przekazu. Do tego dochodzą niektóre dziedziny szczególnie otwarte na ewangelizację, jak miłość, rodzina, wychowanie dzieci i młodzieży, praca zawodowa, ludzkie cierpienia. Im więcej będzie ludzi świeckich ogarniętych duchem ewangelicznym, tym bardziej wszystkie te sprawy będą służyć budowaniu królestwa Bożego i przynoszeniu zbawienia w Jezusie Chrystusie (por. Evangelii nuntiandi, 70).
b. Gdy idzie zaś o ludzi młodych, to zdarza się, że niektórzy młodzi odrzucają ten etap swojego życia, bo chcieliby być nadal dziećmi lub chcą nieokreślonego przedłużenia okresu młodzieńczego i odkładania decyzji. Lęk przed tym, co ostateczne, rodzi w nich pewien rodzaj paraliżu decyzyjnego.
Niestety, współczesna kultura nie służy budowaniu relacji ludzi młodych z Bogiem i Kościołem. W umysłach młodych często rodzą się - wątpliwości pod wpływem kolegów, mediów i nastawienia społeczeństwa do Kościoła. Niewiara wydaje się młodym bardziej obiecujące, a przede wszystkim zwalniające z obowiązków moralnych. W poczuciu fałszywej wolności młodzież wybiera więc styl życia nie zobowiązujący do niczego, nie będąc świadoma konsekwencji takiego życia. Młodzi też niejednokrotnie są celowo wprowadzani w błąd przez ludzi, którzy czerpią z tego korzyści.
Dlatego skuteczne przekazanie wiary pozostaje najpierw zadaniem rodziców. Jeżeli dadzą oni swoim dzieciom przykład życia, w którym wiara, codzienna więź z Chrystusem, regularne korzystanie z sakramentów przechodzą konsekwentnie w czyn, w zdolność do przebaczenia, do dzielnego zmagania się z trudami codziennego życia, to istnieje szansa, że dzieci przejmą ten wzór. Jeśli jednak - zamiast autentycznej wiary - młodzi zauważą religijną grę pozorów, to nie ma o czym mówić. Dlatego najlepszą formą pociągnięcia młodzieży do wiary nie są nawet najbardziej przemyślane akcje ewangelizacyjne, ale przykład życia. Zdarzają się jednak przypadki, że rodzice przekazywali swoim dzieciom najlepsze wzorce. Nie tylko chodzili z dziećmi do kościoła, na pielgrzymki piesze, na wędrówki po sanktuariach Europy, razem śpiewali godzinki, a teraz mają do czynienia z młodymi zbuntowanymi, którzy „nie wiedzą, czy wierzą”. Rodzice nie wiedzą co się stało i co dalej z tym robić.
Ci młodzi, którzy doświadczają, że bardzo trudno jest przeżywać wiarę w pojedynkę, starają się wstępować do zdrowych wspólnot duszpasterskich, w których mogą znaleźć miejsce formacji jak i osoby, z którymi mogą spędzać czas, integrować się i budować przyjaźnie. Gdy katecheza rodzinna i szkolna kuleje, trzeba tworzyć środowiska wzrostu, gdzie młodzi znajdą przestrzeń, w której mogliby odkrywać Chrystusa. Gdzie ich wiara może się karmić wiarą innych młodych
Szczególną formą misji jest ewangelizowanie młodych ludzi przez młodych. Chrystus posyła was, drodzy młodzi, do wszystkich. Nie tylko do tych, którzy wydają się nam bliżsi, otwarci, przyjaźni. Nie lękajcie się nieść Chrystusa także do tych, którzy wydają się najbardziej oddaleni, najbardziej obojętni. Jesteście zdolni do stworzenia nowych form misji w różnych dziedzinach; np. w sieciach społecznościowych (por. Christus vivit, 241). Pan pragnie, aby wszyscy poczuli ciepło Jego miłosierdzia i Jego miłości. On zaprasza was, byście poszli z misyjnym przepowiadaniem wszędzie tam, gdzie jesteście: w gronie sąsiadów, na studiach, uprawiając sport, wychodząc z przyjaciółmi, w ramach wolontariatu lub w środowisku pracy, bo zawsze jest dobre i wskazane dzielenie się z innymi radością Ewangelii (por. Christus vivit, 177). Chrystus czeka, byście wydawali owoce waszego chrztu.
ZAKOŃCZENIE
Na koniec módlmy się, Panie Jezu, który kiedyś wezwałeś pierwszych uczniów, aby stali się rybakami ludzi, niech także dzisiaj rozbrzmiewa Twoje łagodne wezwanie: „Pójdź za Mną !” Wspieraj w apostolskim trudzie naszych biskupów, kapłanów i osoby konsekrowane. Obudź w każdym, kto należy do Twojego Kościoła prawdziwy zapał misyjny, abyśmy razem głosili Chrystusa tym, którzy Go jeszcze nie poznali, i tym, którzy przestali wierzyć. Pozwól, by każdy z nas zrozumiał, że naszym pierwszym obowiązkiem w szerzeniu wiary jest prawdziwe chrześcijańskie życie. Amen.