Eucharystia włącza do uczestnictwa we wspólnocie Kościoła





Abp Stanisław Gądecki

Eucharystia włącza do uczestnictwa we wspólnocie Kościoła. Uroczystość Najświętszego Ciała i Krwi Chrystusa (Poznań, Plac katedralny – 30.05.2024).

Eucharystia zajmuje centralne miejsce, jest ona sercem Kościoła i świata. Doświadczamy tego szczególnie w dzień Bożego Ciała, gdy - zapatrzeni w Najświętszy Sakrament - idziemy ulicami naszych miast i osiedli, przemierzając drogę pomiędzy czterema ołtarzami. W obliczu tej tajemnicy ogarnia nas „eucharystyczne zdumienie”; wielkie i pełne wdzięczności zdumienie w obliczu sakramentu, w którym Chrystus skoncentrował na zawsze całą swoją tajemnicę miłości.

W takiej chwili pragniemy rozważyć trzy tematy a mianowicie przymierze, temat włączania we wspólnotę Kościoła i przykład męczennika, ks. Streicha, człowieka, który był ściśle włączony we wspólnotę Kościoła.

1.       PRZYMIERZE

Pierwszy temat to przymierze.

a.       krew przymierza

Scena przedstawiona w pierwszym czytaniu z Księgi Wyjścia (Wj 24,3-8) dotyczy zawarcia przymierza między Bogiem a Jego ludem na Synaju.

„Mojżesz wrócił z góry Synaj i obwieścił ludowi wszystkie słowa Pana i wszystkie Jego polecenia. Wtedy cały lud odpowiedział jednogłośnie: ‘Wszystkie słowa, jakie powiedział Pan, wypełnimy’. Spisał więc Mojżesz wszystkie słowa Pana.

Nazajutrz wcześnie rano zbudował ołtarz u stóp góry i postawił dwanaście stel, stosownie do liczby dwunastu szczepów Izraela. Potem polecił młodzieńcom izraelskim złożyć Panu ofiarę całopalną i ofiarę biesiadną z cielców. Mojżesz zaś wziął połowę krwi i wlał ją do czar, a drugą połową krwi skropił ołtarz.

Wtedy wziął Księgę Przymierza i czytał ją głośno ludowi. I oświadczyli: ‘Wszystko, co powiedział Pan, uczynimy i będziemy posłuszni’. Mojżesz wziął krew i pokropił nią lud, mówiąc: ‘Oto krew przymierza, które Pan zawarł z wami na podstawie wszystkich tych słów’”.

Mojżesz kropi krwią kamienie, które symbolizują lud Izraela oraz ołtarz symbolizujący Boga. Odtąd obie strony zobowiązują się do przestrzegania zawartej umowy. Bóg ma się opiekować swoim ludem, lud w zamian za to ma zachowywać Boże prawo. Całe dalsze dzieje Izraela zostaną wpisane w ten właśnie schemat. Gdy Izrael zachowa przymierze, sprawy pójdą w dobrym kierunku, jeśli zlekceważy przymierze, Bóg napomni swój lud, dopuszczając na niego różne nieszczęścia.

Ta scena jest zapowiedzią Nowego Przymierza zawartego z Chrystusem.

b.       krew nowego przymierza

Ewangelista Marek (Mk 14,12-16.22-26) z kolei rozwija dawną scenę zawarcia Starego Przymierza i przechodzi do opisu zawarcia Nowego Przymierza (por. Mt 26,26-29; por. l Kor 11,23-25; Łk 22,15-20).

„A gdy jedli, wziął chleb, odmówił błogosławieństwo, połamał i dał im, mówiąc: ‘Bierzcie, to jest Ciało moje. Potem wziął kielich i odmówiwszy dziękczynienie, dał im, i pili z niego wszyscy. I rzekł do nich: ‘To jest moja Krew Przymierza, która za wielu będzie wylana. Zaprawdę, powiadam wam: Odtąd nie będę już pił napoju z owocu winnego krzewu aż do owego dnia, kiedy pić będę go nowy w królestwie Bożym’”.

Markowy opis łączy chleb i wino spożywane podczas ostatniej Wieczerzy Jezusa i z uczniami.

Rozdając pobłogosławiony wcześniej chleb Jezus mówi „Bierzcie, to jest Ciało moje”. Wprawdzie Jezus nie dopowiada słowa „jedzcie”, ale to się rozumie samo przez się. Po to im podawał chleb, ażeby jedli.

Podając uczniom z rąk do rąk jeden kielich czerwonego wina mówi: „To jest moja Krew Przymierza, która za wielu będzie wylana”. Słowa te nawiązują do zawarcia przez Mojżesza i lud Starego Przymierza (Wj 24,8). Jednakże - podczas Ostatniej Wieczerzy - kielich nie oznaczał krwi w sensie dosłownym, bo żydowskie prawo i obyczaje sprzeciwiały się piciu krwi jakiegokolwiek stworzenia - szczególnie zaś ludzkiej krwi.

Określenie „za wielu” jest aluzją do Izajaszowego tekstu o Cierpiącym Słudze (Iz 53,12) i oznacza nie za kilku, ale „za wszystkich”. Ale jest tu oczywiście coś więcej. Jezus zawiera Nowe Przymierze nie z tylko z narodem wybranym, ale właśnie z „wieloma”, czyli z członkami wszystkich narodów, którzy uwierzą w Jezusa.

c.       pośrednik nowego przymierza (Hbr 9,11-15)

Wreszcie autor listu do Hebrajczyków wskazuje na różnice między Starym a Nowym Przymierzem. Na podstawie Starego kapłan wchodził do świątyni, by jako przebłaganie za grzechy ofiarować Bogu krew zwierząt. Jezus natomiast przez śmierć na krzyżu zawarł Nowe Przymierze między Bogiem a ludźmi. Nie składa w ofierze krwi zwierząt, ale swoją własną krew. Nie wnosi krwi do żadnej ziemskiej świątyni, ale do samego nieba. I nie musi tej ofiary codziennie powtarzać, ale złożył ją tylko raz, i to wystarczy.

„…o ile bardziej krew Chrystusa, który przez Ducha wiecznego złożył Bogu samego siebie jako nieskalaną ofiarę, oczyści wasze sumienia z martwych uczynków [την συνειδησιν υμων απο νεκρων εργων], abyście służyć [το λατρευειν] mogli Bogu żywemu.

I dlatego jest pośrednikiem Nowego Przymierza [διαθηκης καινης μεσιτης], ażeby przez śmierć, poniesioną dla odkupienia przestępstw popełnionych za pierwszego przymierza, ci, którzy są wezwani do wiecznego dziedzictwa, dostąpili spełnienia obietnicy”.

Przez to wszystkim wysłużył odpuszczenie grzechów. Skutkiem ofiary Chrystusa dokonało się oczyszczenie naszych sumień z „martwych uczynków”, czyli z grzechów (Ps 130,7-8). Na mocy woli Chrystusa zostaliśmy uświęceni - przez ofiarę ciała Jezusa Chrystusa - raz na zawsze (Hbr 10,10). Wszystko to przeżywamy podczas każdej Eucharystii.

2.       EUCHARYSTIA WŁĄCZA W ŻYCIE KOŚCIOŁA

Drugi temat to Eucharystia, która włącza nas w uczestnictwo w życiu Kościoła.

a.       Zazwyczaj jesteśmy przyzwyczajeni do tego, by za sakrament włączający nas w życie Kościoła uważać chrzest. Od momentu chrztu jesteśmy bowiem włączeni w jeden Kościół Chrystusowy (Ga 3,28; 1 Kor 12,13; Ef 4,4). Chrzest to podstawowy sakrament w życiu chrześcijanina, który jest warunkiem przyjmowania innych sakramentów. W starożytności chrześcijańskiej chrzest był najważniejszym momentem w życiu człowieka. Przyjęcie tego sakramentu wymagało długiego - niekiedy trzyletniego czasu przygotowania - zwanego  katechumenatem. Przez chrzest człowiek stawał się chrześcijaninem, co wymagało całkowitej przemiany jego życia. Jeśli kandydat nie wykazywał woli nawrócenia, nie mógł być ochrzczony. Warunkiem przyjęcia sakramentu chrztu była bowiem dojrzała wiara.

b.       Ale w tegorocznym ogólnopolskim programie duszpasterskim słyszymy, że również Eucharystia włącza nas we wspólnotę, włącza w communio Kościoła. Jak to rozumieć? Najpierw trzeba wyjaśnić słowo „komunia”. Jako katolicy jesteśmy przyzwyczajeni do zwrotu „idę do Komunii” albo „przyjmuję Komunię” podczas Mszy świętej. Lecz pojęcie „komunia” (κοινωνια) ma w Nowym Testamencie wiele znaczeń.

Głosząc królestwo Boże, Jezus „ubogim niósł dobrą nowinę, więźniom głosił wolność, a niewidomym przejrzenie; aby uciśnionych odsyłał wolnych” (Łk 4,16-20). Dzięki swym słowom i uczynkom stworzył mesjańską wspólnotę - komunię - uczniów, którzy doświadczyli przybliżenia się królestwa Bożego w osobie Jezusa. W Ewangelii według świętego Jana przytoczona jest modlitwa Jezusa, którą wypowiedział On w noc przed swoją śmiercią, a która zdaje się najlepiej streszczać Jego misję: „Aby wszyscy stanowili jedno, jak Ty, Ojcze, we Mnie, a Ja w Tobie, aby i oni stanowili w Nas jedno, by świat uwierzył, że Ty Mnie posłałeś” (J 17,21). Życie w tej wspólnocie miało być udziałem w prawdziwym życiu Boga.

Po swojej śmierci Zmartwychwstały Chrystus odrodził swoją wspólnotę. „Trwali oni w nauce Apostołów i we wspólnocie, w łamaniu chleba i w modlitwach” (Dz 2,42). Podobnie jak w czasie życia ziemskiego Jezusa, tak i po Zmartwychwstaniu żaden z ochrzczonych nie jest sam. Wszyscy dzięki licznym więzom - a przede wszystkim dzięki Eucharystii - stanowią jedno z Chrystusem i z sobą nawzajem (por. Eucharystia: komunia z Chrystusem oraz między nami. Teologiczne i pastoralne refleksje przygotowawcze do 50. Międzynarodowego Kongresu Eucharystycznego w Irlandii, 10-17 czerwca 2012, p. 9).

Dzięki temu w każdej celebracji eucharystycznej, w każdej Mszy świętej mieści się cały Kościół, niebo i ziemia, Bóg i ludzie. We Mszy świętej przekraczane są nie tylko granice polityczne lub społeczne, ale również te, które dzielą niebo i ziemię. Eucharystia jest katolicka, co po grecku oznacza powszechna. Ma ona wymiar wszystkiego, dlatego że w niej jest Bóg i z Nim jesteśmy my wszyscy, w jedności z Papieżem, z biskupami, z wiernymi wszystkich czasów i miejsc.

Tę prawdę wyrażają w prosty sposób słowa św. Josemaría: „Gdy odprawiam Mszę z całym ludem Bożym, jestem również z tymi, którzy jeszcze nie przybliżyli się do Pana, z tymi, którzy są daleko i jeszcze nie należą do Jego stada; ich również mam w swoim sercu. I czuję się otoczony przez wszystkie ptaki, które latają i przecinają błękit nieba, niektóre wznoszą się tak wysoko, że aż zaglądają w twarz słońcu. Czuję się także otoczony przez wszystkie zwierzęta znajdujące się na ziemi: rozumne, jak my, ludzie i nierozumne — te, które przemierzają powierzchnię ziemi albo zamieszkują ukryte wnętrze świata” (por. św. Josemaría, słowa wypowiedziane na spotkaniu rodzinnym, 22 maja 1970).

Nie można spodziewać się czynnego uczestnictwa w liturgii eucharystycznej u wiernego, który przystępuje do niej w sposób płytki, bez stawiania sobie pytań dotyczących własnego życia, bez rachunku sumienia. Takiej wewnętrznej dyspozycji sprzyja natomiast skupienie i cisza, przynajmniej przez chwilę przed rozpoczęciem liturgii, post i - jeśli to potrzebne - spowiedź sakramentalna. Dopiero serce pojednane z Bogiem uzdalnia nas do prawdziwego i pełnego uczestnictwa w Eucharystii. Owocne uczestnictwo w niej nie pojawi się też, jeśli nie staramy się uczestniczyć czynnie w całości życia kościelnego, w czym mieści się także nasze zaangażowanie misyjne, polegające na wprowadzaniu miłości Chrystusa w życie społeczne.

W tym momencie warto przypomnieć sobie słowa modlitwy przypisywanej świętej Teresie z Avila: „Chrystus nie ma teraz swego ciała tylko twoje, nie ma stóp, tylko twoje. Przez twoje oczy przemawia do świata Chrystusowe współczucie. Posługując się twoimi stopami, przemierza świat, dobrze czyniąc. Twoimi rękami nam teraz błogosławi".

3.       KS. STANISŁAW STREICH

Trzeci temat to osoba - pochodzącego z Bydgoszczy - księdza Stanisława Kostki Streicha, wiernego ucznia Eucharystii.

Pięć i pół roku  temu rozpoczęliśmy jego proces beatyfikacyjny na etapie diecezjalnym. A teraz - podczas audiencji udzielonej 23 maja 2024 r. prefektowi Dykasterii Spraw Kanonizacyjnych kard. Marcello Semeraro - Ojciec Święty Franciszek zezwolił na promulgowanie dekretu potwierdzającego męczeństwo (Decretum super martyrio) Sługi Bożego ks. Stanisława Streicha. Otwiera to drogę do jego beatyfikacji, która najprawdopodobniej odbędzie się w Poznaniu w przyszłym, 2025 roku.

a.       Kim był ks. Stanisław Streich? Był to kapłan zamordowany z pobudek religijnych 27 lutego 1938 r. podczas mszy św. dla dzieci w kościele parafialnym w Luboniu k. Poznania. 

Urodził się on dnia 27 sierpnia 1902 roku w Bydgoszczy jako pierwszy z trzech synów Franciszka, urzędnika zakładu ubezpieczeń i Władysławy z domu Birzyńskiej. Ochrzczono go w bydgoskim kościele farnym pw. świętych Marcina i Mikołaja dnia 30 września tegoż roku.

Po ukończeniu trzech lat nauki w szkole powszechnej, podjął naukę w ośmioletnim gimnazjum humanistycznym, a po jej zakończeniu (15.05.1920 roku) rozpoczął studia w Wyższym Seminarium Duchownym w Gnieźnie i Poznaniu. A następnie - po ukończeniu studiów filozoficznych i teologicznych -  otrzymał święcenia kapłańskie z rąk biskupa Stanisława Łukomskiego w dniu 6 czerwca 1925 roku. Mszę prymicyjną odprawił w Bydgoszczy w kościele Serca Jezusa, gdzie proboszczem był wówczas błogosławiony ks. Narcyz Putz.

Po święceniach studiował - w latach 1925-1927 - filozofię klasyczną na Uniwersytecie Poznańskim, będąc jednocześnie kapelanem i prefektem gimnazjum Sióstr Urszulanek, a także Miejskiej Szkoły Handlowej. Dnia 1 października 1927 został wikariuszem przy parafii pw. św. Najświętszego Serca Jezusa i św. Floriana w Poznaniu. W kwietniu 1928 roku mianowano go nauczycielem religii w państwowym seminarium nauczycielskim w Koźminie. Potem - dnia 1 lipca 1929 r. - podjął obowiązki wikariuszowskie w parafii Bożego Ciała w Poznaniu, a od dnia 1 stycznia 1932 - w parafii św. Marcina w Poznaniu. Szerokie rzesze ówczesnych mieszkańców Poznania zachowały we wdzięcznej pamięci tego spokojnego, pracowitego i pobożnego kapłana, zawsze uśmiechniętego, uprzejmego i uczynnego.

b.       W wieku 31 lat - dnia 1 lipca 1933 r. - został proboszczem w Żabikowie, do którego należała wówczas miejscowość Luboń. Sam zgłosił się do pracy na tej trudnej placówce. W parafii rosły szeregi bezrobotnych, do których skierowała się agitacja tworzącej się tam partii komunistycznej. O skutkach tych działań tak wypowiadał się wówczas Wojciech Korfanty: „Wszystkie te ruchy pogańskie i bezbożnicze odznaczają się dzikim wprost fanatyzmem, brakiem tolerancji i niebywałą wprost żądzą prześladowania innych a przede wszystkim chrześcijańskich przekonań. A zwolennicy każdego z tych ruchów uważają się za wybrany naród, który ma do spełnienia nadzwyczajne posłannictwo w świecie. Ruchy te są źródłem głównym anarchii duchowej i ekonomicznej świata, więcej - zagrażają kulturze. A ponieważ wszystkie odznaczają się zaborczością polityczną, stanowią największe niebezpieczeństwo dla pokoju światowego” (W. Korfanty, Naród – Państwo – Kościół, Katowice 2016, s. 282). Bogu tylko wiadomo, ile ks. Stanisław wówczas się wycierpiał, będąc w stanie tylko częściowo - z użebranych funduszy - zaradzić biedzie swoich parafian. Było to dla niego ciężkie doświadczenie, które znosił bez skargi, pracując z prawdziwie apostolską gorliwością.

W międzyczasie pojawił się nowy problem. Mieszkańcy Lubonia - którzy liczba powiększyła się do kilka tysięcy - domagali się własnego kościoła i parafii. W odpowiedzi na to władza duchowna zleciła ks. Stanisławowi budowę nowej świątyni (27.05.1935). On podjął się tego zadania i jego staraniem została wzniesiona lewa nawa kościoła, urządzona w formie prowizorycznej kaplicę. W ciągu trzech lat młody proboszcz zorganizował niemal od podstaw życie parafialne, dokonując zjednoczenia wiernych i nadając im kierunek duchowego rozwoju. Był ofiarnym pasterzem, szukającym przede wszystkim ludzi oddalonych od Boga, których zagubienie napawało go bólem.

W ostatnich 12 miesiącach swego pasterzowania ks. Streich żył w ciągłym napięciu. W kwietniu włamano się do kościoła i uszkodzono tabernakulum. W sierpniu napadnięto stróża pilnującego kościół. W październiku nieznani sprawcy obrzucili księdza kamieniami. W tym samym miesiącu napisał swój testament. Przez cały 1937 rok otrzymywał sporo anonimowych listów, w których obelżywymi słowami zapowiadano jego rychłą śmierć. On sam dużo się modlił, aby Bóg pozwolił mu dokonać jakiegoś czynu heroicznego, by mógł zasłużyć na świętość (por. ks. W. Mueller, Błogosławiona krew – męczeństwo Sługi Bożego ks. Stanisława Streicha, Poznań 2017, s. 109-110). „Na co się poświęcałem, to muszę wykonać”. 

Tydzień przed swoją śmiercią - dnia 20 lutego 1938 - jego przyszły zabójca Wawrzyniec Nowak, działacz Polskiej Partii Socjalistycznej - Lewica, przesiąknięty nienawiścią do wiary, miał podejść do konfesjonału i bez przeżegnania się i przyklęknięcia pochylić się do kratek konfesjonału i bardzo krótko coś księdzu powiedzieć. Z późniejszego przygnębionego zachowania ks. Streicha wnioskowano, że prawdopodobnie właśnie wtedy dowiedział się on o postanowieniu zabicia go. 

Potem - 27 lutego 1938 roku o godz. 9.30 - zasiadł jak zwykle w konfesjonale, aby słuchać spowiedzi a potem rozpoczął Mszę Świętą szkolną dla dzieci. Podczas odprawiania Mszy św. nagle na jego drodze pojawił się Nowak - siedzący wcześniej na stopniach ambony - który dwukrotnie strzelił do księdza: trafił go w twarz, druga kula utkwiła w niesionym przez niego ewangeliarzu. Ksiądz Stanisław upadł, a morderca zbliżył się i oddał jeszcze dwa strzały w jego plecy. Potem wbiegł na ambonę z okrzykiem: „Niech żyje komunizm!” 

c.       W czwartek po Popielcu - dnia 3 marca o godz. 10.00 - rozpoczęły się uroczystości pogrzebowe przy udziale ponad 20 tys. Osób zgromadzonych z Wielkopolski i spoza jej granic. Przewodniczył im bp Walenty Dymek. Kaznodzieja pogrzebowy, ks. Stefan Kaczorowski powiedział wówczas: „Nie uprzedzając opinii Kościoła św., jesteśmy wszyscy w sercach naszych głęboko przeświadczeni, że śmierć twoja była naprawdę męczeńską! Za kilka dni odbędzie się kanonizacja naszego rodaka, kapłana - męczennika bł. Andrzeja Boboli. Wszak ta sama wschodnia nienawiść do Boga, która jego pozbawiła życia, podniosła także rękę na Ciebie!” Kosztem tej ofiary Luboń pogłębił swój katolicyzm.

Ofiara życia księdza Streicha - zbiegająca się w czasie z męczeństwem tysięcy chrześcijan w Rosji, na Ukrainie i Białorusi, w Hiszpanii i Meksyku - stanowiła zapowiedź bliskiej agresji na cywilizację europejską, której dopuszczą się wkrótce dwa sprzymierzone ze sobą totalitaryzmy; narodowy i międzynarodowy socjalizm.

Tak, męczeństwo to wspaniały znak świętości Kościoła. Chociaż stosunkowo niewielu jest powołanych do złożenia tej najwyższej ofiary, to jednak dla wszystkich istnieje „obowiązek świadectwa, które wszyscy chrześcijanie powinni być gotowi składać każdego dnia, nawet za cenę cierpień i wielkich ofiar” (por. Veritatis splendor, 93). Niekiedy potrzeba heroicznego wysiłku, by nie poddać się - w życiu codziennym - wobec trudności; by nie iść na kompromis i żyć Ewangelią bez jej zniekształcania.

ZAKOŃCZENIE

Na koniec, módlmy się:

O Miłości nieskończona, Jezu, Zbawicielu nasz.

Ty, coś dla nas w mękach skonał, żywy w Eucharystii trwasz.

Ty w postaciach chleba, wina męki nam przybliżasz trud,

choć nie widać Cię oczyma, w twą obecność wierzy lud.
 

 Skarby łaski nam otwierasz, byśmy Twoją drogą szli.

Spraw, niech łączy miłość szczera tych, co zaufali Ci.

Jedną tworzysz z nas wspólnotę, w jedno ciało łączysz nas,

w naszych sercach wzbudź tęsknotę, by żyć z Tobą w wieczny czas. Amen.