Czemu bojaźliwi jesteście, małej wiary?
Abp Stanisław Gądecki. Czemu bojaźliwi jesteście, małej wiary? Dni Młodych Paradiso 2024 (Święta Góra - 2.07.2024).
Od czasu do czasu z Rządowego Centrum Bezpieczeństwa otrzymujemy na nasze komórki powiadomienia: „Uwaga! Dziś i w nocy burze z gradem i silny wiatr. Możliwe przerwy w dostawie prądu. Zabezpiecz rzeczy, które może porwać wiatr”.
Nikogo takie ostrzeżenia nie dziwią, bo w rzeczy samej burze bywają bardzo niebezpieczne – potrafią zabić człowieka lub pozbawić go zdrowia, odbierają ludziom dobytek ich życia i powodują ogromne straty materialne. Dlatego kryjemy się przed burzami, unikamy ich, jak tylko się da, chowając się w bezpiecznym miejscu.
Tym razem jednak ukrycie się w bezpiecznym miejscu nie wchodziło w grę, Apostołowie bowiem znajdowali się na samym środku jeziora: „A nagle zerwał się gwałtowny wicher. Fale biły w łódź, tak że łódź już się napełniała wodą” (Mk 4,37). Burza przyszła bez ostrzeżenia, nie otrzymali wcześniej żadnego alertu i w jednym momencie znaleźli się w sytuacji bezpośredniego zagrożenia życia.
1. BURZA NA JEZIORZE (Mt 8,23-27)
A zatem pierwsza sprawa to burza na Jeziorze Galilejskim, na którym toczy się opisana przez Ewangelistę Mateusza scena. Jezioro to jest najniżej położonym jeziorem słodkowodnym na ziemi (209 m poniżej poziomu morza). Po jego zachodniej stronie wznoszą się góry z dolinami i przełęczami. Gdy powieje zimny wiatr zachodni, wówczas przełęcze te stają się gigantycznymi przewodami wentylacyjnymi. Wiatr przeciska się przez nie z niesłychaną siłą i gwałtownie uderza w powierzchnię jeziora. W języku greckim owa gwałtowna burza nazwana jest przez Mateusza słowem seismos megas [σεισμος μεγας]; tym samym słowem określa się trzęsienie ziemi.
Podobna sytuacja zaistniała, gdy Jezus i uczniowie znaleźli się na jeziorze. W czasie stosunkowo długiej, bo trwającej przeciętnie około 2 godzin przeprawy ze wschodu na zachód lub odwrotnie stanowiło to spore niebezpieczeństwo dla łodzi i jej pasażerów. Skutkiem tej burzy pojawiły się wysokie fale, które zalewały łódź. Jezus tymczasem spał. Przed przeprawą nauczał On bowiem tłumy i niewątpliwie był wyczerpany. „On zaś spał w tyle łodzi na wezgłowiu” [επι το προσκεφαλαιον καθευδων] (Mk 4,38).
Przerażeni uczniowie proszą Jezusa o pomoc. „Panie, ratuj nas” [σωσον ημας]. Słowa, z jakimi uczniowie zwrócili się do swego Mistrza w tej chwili zagrożenia przejął później Kościół do swoich modlitw liturgicznych: Kyrie elejsōn (Panie ratuj) jako wezwanie o pomoc kierowane do zmartwychwstałego i uwielbionego Chrystusa.
„A On im rzekł: Czemu bojaźliwi jesteście, małej wiary?” [ ολιγοπιστοι]. Fakt że Jezus najpierw zwraca się do uczniów z wyrzutem, a dopiero później ucisza burzę pozwala przypuszczać, że - w rozumieniu Ewangelisty Mateusza - wydarzenie to miało na celu nie tylko ukazanie Jezusa jako Pana natury i jej żywiołów, ale że w tych słowach kryło się pouczenie. Burza na jeziorze miała nauczyć uczniów, że wiara w Jego moc i potęgę - nawet w najtrudniejszych okolicznościach - winna być zawsze obecna w sercach uczniów.
Żeby to udowodnić, Jezus „rozkazał jezioru i nastała wielka cisza” [γαληνη μεγαλη]. Cisza była niezbędna po to, by zajrzeć w głąb siebie, zyskując możliwość namysłu nad własnym życiem: „Radowali się ciszą, która nastała, przywiódł ich do upragnionej przystani” (Ps 107,30).
Wielu egzegetów uważa, że Ewangelista Mateusz redagował opis tego wydarzenia po to, by czytelnik mógł łatwo dopatrzyć się w nim symbolu Kościoła prześladowanego za czasów cesarza Domicjana (81-96 r.).
Czyżby jednak Jezus, Pan całego stworzenia, nie wiedział, że zbliża się niebezpieczna burza? On właśnie chciał, by Jego uczniowie doświadczyli burzy, aby w ten sposób mogły się spełnić słowa Psalmisty: „Rzekł, i zerwał się wicher, burzliwie piętrząc fale. (…) Zamienił burzę na powiew łagodny, umilkły morskie fale” (Ps 107,25.29).
Obraz Jezusa śpiącego podczas burzy doskonale streszcza napięcie między wiarą w Bożą Opatrzność a realnym doświadczeniem zła, które jakby ostatecznie zwyciężało w tym naszym - przecież Bożym! - świecie. Zarazem Bóg wręcz często zachowuje się tak, jakby właśnie zasnął. Ludzie nieraz czują się zmuszeni wołać do Niego dramatycznie wołanie: „Ocknij się! Dlaczego śpisz, Panie? Przebudź się! Nie odrzucaj na zawsze!” (Ps 44,4). Dlatego ilekroć wierzący w Chrystusa podczas różnych burz życiowych popadają w przerażenie, powinni sobie przypomnieć Jego słowa: „Czemu bojaźliwi jesteście, małej wiary?” (por. o. Jacek Salij OP)
2. „BURZE” W DZIEJACH KOŚCIOŁA
Druga sprawa to „burze” w dziejach Kościoła. A oto dwa przykłady autentycznej „burzy na morzu”, jaką przeżywaliśmy w naszych czasach. Pierwszy z nich odnosi się do sytuacji Kościoła w momencie przejmowania rządów przez św. Jana Pawła II. Benedykt XVI tak ocenia ten okres: „Gdy kardynał Wojtyła 16 października 1978 roku został obrany Następcą Świętego Piotra, Kościół znajdował się w sytuacji dramatycznej. Obrady soborowe przedstawiano na forum publicznym jako spieranie się o samą wiarę, która w ten sposób wydawała się pozbawiona swego charakteru nieomylnej i nienaruszalnej pewności. [Tak na przykład pewien bawarski proboszcz sytuację tę scharakteryzował w następujących słowach: „Na koniec wpadliśmy w błędną wiarę”.] To poczucie, że nic już nie jest pewne, że wszystko można kwestionować, podsycał jeszcze sposób przeprowadzania reformy liturgii. Na koniec wydawało się, że także w liturgii można wszystko tworzyć samemu. Paweł VI energicznie i zdecydowanie doprowadził do końca sobór, jednak po jego zakończeniu stawał przed coraz trudniejszymi problemami, które na koniec postawiły pod znakiem zapytania sam Kościół. Socjologowie porównywali w tamtym czasie sytuację Kościoła z sytuacją Związku Sowieckiego pod rządami Gorbaczowa, w którym w procesie poszukiwania niezbędnych reform rozpadł się na koniec cały potężny wizerunek państwa sowieckiego. Tak więc na nowego papieża czekało w istocie zadanie po ludzku niemal niewykonalne. Już na pierwszy rzut oka okazało się jednak, że Jan Paweł II budził nowe zachwycenie się Chrystusem i Jego Kościołem. Najpierw jego słowa na rozpoczęcie pontyfikatu, zawołanie: „Nie lękajcie się! Otwórzcie, otwórzcie na oścież drzwi Chrystusowi!” Ten ton charakteryzował zresztą cały jego pontyfikat i uczynił go wyzwalającym odnowicielem Kościoła. Stało się tak dlatego, że nowy papież pochodził z kraju, w którym recepcja soboru była pozytywna. Decydujące było nie powątpiewanie we wszystko, lecz radosna odnowa wszystkiego” (Benedykt XVI, Na stulecie urodzin świętego papieża Jana Pawła II, Watykan - 15.05.2020).
Drugi opis podobnej burzy przedstawił kard. Ratzinger w swojej homilii na rozpoczęcie konklawe: „Iluż powiewów nauki zaznaliśmy w ostatnich dziesięcioleciach, iluż ideologicznych prądów, ile sposobów myślenia… Łódeczka myśli wielu chrześcijan była nierzadko huśtana przez te fale – miotana z jednej skrajności w drugą: od marksizmu do liberalizm aż po libertynizm; od kolektywizmu do radykalnego indywidualizmu; od ateizmu do niejasnego mistycyzmu religijnego; od agnostycyzmu po synkretyzm i tak dalej. Każdego dnia rodzą się nowe sekty i urzeczywistnia się to, co święty Paweł nazywa „oszustwem ze strony ludzi i przebiegłością w sprowadzaniu na manowce fałszu” (por. Ef. 4,14). Posiadanie jasnej wiary, zgodnej z credo Kościoła, zostaje często zaszufladkowane jako fundamentalizm. A tymczasem relatywizm, to znaczy zdanie się na „każdy powiew nauki”, zdaje się być jedyną postawą godną współczesności. Ustanawiany jest rodzaj dyktatury relatywizmu, która nie uznaje niczego za pewnik, a jedynym miernikiem ustanawia własne ja i jego zachcianki.
My natomiast mamy inną miarę wielkości: Syna Bożego, prawdziwego człowieka. To on jest wyznacznikiem prawdziwego humanizmu. Wiara „dorosła” nie idzie z prądem mód i nowinek; wiara dorosła i dojrzała jest głęboko zakorzeniona w przyjaźni z Chrystusem. Ta przyjaźń otwiera nas na każde dobro dając nam zarazem kryterium rozeznania prawdy i fałszu, odróżnienia ziarna od plew. Do tej dorosłej wiary musimy dojrzewać, ku niej powinniśmy prowadzić Chrystusową trzodę. I właśnie ta wiara – i tylko ona – tworzy jedność, realizując się w miłości. Święty Paweł w tym kontekście – w przeciwieństwie do nieustannego miotania się tych, którzy niczym dzieci pozwalają się nieść falom – daje nam piękne słowo: czynić prawdę w miłości, jako podstawową zasadę chrześcijańskiego życia. W Chrystusie spotykają cię prawda i miłość. W miarę zbliżania się do Chrystusa także w naszym życiu prawda i miłość stapiają się ze sobą. Miłość bez prawdy byłaby ślepa; prawda bez miłości byłaby niczym „cymbał brzmiący” (1Kor 13,1)” (Homilia kard. Josepha Ratzingera na rozpoczęcie konklawe, Watykan -18.04.2005).
3. „BURZE” W ŻYCIU MŁODYCH LUDZI
Trzecia sprawa to „burze” w młodym wieku. Dokonujące się przemiany cywilizacyjne, ich szybkość i gwałtowność nierzadko wytrąca nas z dotychczasowego poczucia bezpieczeństwa i spokoju i sprawia wrażenie „burzy” w naszym życiu.
Na takie „burze” mogą wskazywać objawy depresji charakteryzujące się m.in. obniżonym nastrój, utrata zainteresowania życiem, ciągłe przygnębienie, trudności w odnalezieniu się w grupie, spadek zainteresowania aktywnościami, które kiedyś sprawiały radość, zmianami w wzorcach snu i apetycie, trudnościami w koncentracji oraz wycofywaniem się z aktywności społecznych, agresja lub autoagresja. Przyczyną takich „burz” może być: rozwód rodziców, śmierć bliskiej osoby, choroba, niepowodzenia w szkole, doświadczanie przemocy fizycznej, słownej lub psychicznej, odrzucenie romantycznej relacji.
W takich momentach niektórzy młodzi doświadczają pokusy ucieczki od życia. Formą takiej ucieczki bywa tzw. „alternatywny styl życia”: zażywanie narkotyków, nadużywanie alkoholu, ucieczka od zaangażowania zawodowego, ucieczka od założenia rodziny, pusty seks. Rodzi się pokusa, by odgrodzić się od świata zewnętrznego, aby żadna fala nas nie dosięgła. Próbujemy odizolować się od ludzi: od członków rodziny, od wspólnoty, od towarzyszy pracy, od społeczeństwa, od świata, od cywilizacji.
„Burze” są częścią tego świata. Niezbędnym składnikiem naszego ziemskiego życia. Na jeziorze naszej codzienności może wydarzać się ich bardzo wiele. Aby udzielić skutecznej pomocy naszym bliźnim, aby pełniej i głębiej móc ich rozumieć musimy przejść przez osobiste doświadczenie „burzy”. Bywa nieraz, iż chcemy powierzchownie pocieszać innych usiłując stłumić ich burze wewnętrzne, ale im głębiej tłumimy swoje lub cudze burze, tym stają się one gwałtowniejsze i coraz bardziej niebezpieczne.
Najważniejsze, by nauczyć się oddawać nasze życiowe „burze” w ręce Chrystusa. By w takich momentach zwracać się szczerze do Tego, który jest jedynym Zbawicielem człowieka, poza którym nie ma ocalenia.
ZAKOŃCZENIE
Dlatego na koniec, błagamy Cię, O Maryjo, Różo Duchowna, Matko Jezusa i nasza Matko - za przyczyną Twojego Syna, Jezusa Chrystusa - o dar jedności i pokoju dla naszego serca i skłóconego świata pośród targających nami burz życiowych. Ufamy Tobie, bo Ty najlepiej wiesz, czego i kiedy nam potrzeba. Przed Tobą otwieramy nasze serca. Niech Twoja macierzyńska miłość rozpali nasze oziębłe serca niezmierzonym miłosierdziem Twojego Syna Jezusa Chrystusa. Amen.