Beze Mnie nic nie możecie uczynić





Abp Stanisław Gądecki
Beze Mnie nic nie możecie uczynić. Missa Chrismatis (Katedra Poznańska - 28.03.2024).


W Wielki Czwartek rano na Mszy św. Krzyżma gromadzą się kapłani diecezjalni i zakonni razem ze swoim biskupem, aby wyrazić wzajemną jedność, wierność powołaniu oraz odnowić przyrzeczenia złożone w dniu swoich święceń.

W czasie tej Mszy św. biskup konsekruje święte krzyżmo oraz błogosławi inne oleje. Tym świętym krzyżmem namaszczani będą nowo ochrzczeni i naznaczeni bierzmowani. Wreszcie olej chorych pokrzepi tych, którzy zapadli na zdrowiu

W takim momencie chciałbym rozważyć trzy sprawy a mianowicie: namaszczenie starotestamentalnych kapłanów, namaszczenie Chrystusa Najwyższego Kapłana Duchem Świętym wreszcie sytuację współczesnych nam prezbiterów.

1.    NAMASZCZENIE STAROTESTAMENTALNYCH KAPŁANÓW

Gdy idzie o pierwszy temat, czyli o namaszczania kapłaów Starego Testamentu, to warto najpierw sobie uświadomić, że kapłaństwo to nie było wówczas powołaniem, ale było urzędem dziedzicznym. Dziedziczyli je kapłani pochodzący z pokolenia Lewiego. Kapłani ci musieli spełnić dość surowe warunki (Kpł 21,17-21): „Tak mów do Aarona: Ktokolwiek z potomków twoich według ich przyszłych pokoleń będzie miał jakąś skazę, nie będzie mógł się zbliżyć, aby ofiarować pokarm swego Boga. Żaden człowiek, który ma skazę, nie może się zbliżać - ani niewidomy, ani chromy, ani mający zniekształconą twarz, ani kaleka, ani ten, który ma złamaną nogę albo rękę, ani garbaty, ani niedorozwinięty, ani ten, kto ma bielmo na oku, ani chory na świerzb, ani okryty liszajami, ani ten, kto ma zgniecione jądra. Żaden z potomków kapłana Aarona, mający jakąś skazę, nie będzie się zbliżał, aby złożyć spalaną ofiarę Panu” (Kpł 21,17-21).

Opis przygotowania oleju do namaszczania kapłańskiego znajdziemy z kolei w Księdze Wyjścia: „I tak powiedział Pan do Mojżesza: Weź sobie najlepsze wonności: pięćset syklów obficie płynącej mirry, połowę tego, to jest dwieście pięćdziesiąt syklów wonnego cynamonu i tyleż, to jest dwieście pięćdziesiąt syklów wonnej trzciny, wreszcie pięćset syklów kasji, według wagi przybytku, oraz jeden hin oliwy z oliwek. I uczynisz z tego święty olej do namaszczania. […]
Do Izraelitów powiesz tak: "To jest święty olej namaszczenia dla was i dla waszych pokoleń. Nie wolno go wylewać na ciało żadnego człowieka i nie wolno go sporządzać w takim połączeniu, gdyż jest święty i święty będzie dla was. Ktokolwiek zaś sporządziłby go w takim połączeniu i wylewałby go na niepowołanego, winien być wykluczony ze swego ludu” (Wj 30,22-25.31-33).
Najbardziej rozbudowany ryt ustanawiania arcykapłana i kapłanów znajduje się w Księdze Wyjścia (Wj 29,1-35). Rytuał ten rozpoczynał się od przygotowania ofiar (Wj 29,1-3). Następnie przechodziło się do obmycia kandydatów (Wj 29,4). Kolejną czynnością było nałożenie stroju kapłańskiego. Dopiero po nałożeniu szat następowało namaszczenie: „Następnie weźmiesz olej do namaszczenia i wylejesz go na jego głowę, i namaścisz go. [...] i będzie należało do nich kapłaństwo na mocy nieodwołalnego prawa” (Wj 29,7.9).

Po namaszczeniu następowało składanie ofiar, począwszy od ofiary za grzech (Wj 29,10-11). Dalej ofiary całopalenia (Wj 29,15-16 ). Po ofierze całopalenia składano ofiarę wyświęcenia (Wj 29,19-21). Wreszcie przystępowano do obrzędu kołysania, który uważany był nieraz za najważniejszy w rycie święcenia dawnych kapłanów: [Weźmiesz] „też bochen chleba i placek przyrządzony na oliwie i podpłomyk z kosza przaśników, które są przed Panem. Wszystko to położysz na dłonie Aarona i na dłonie jego synów, i wykonasz gest kołysania przed Panem” (Wj 29,23-24).

Obrzęd święcenia dawnych kapłanów był tak ważny, że dokonywano go nie przez jeden dzień, ale przez cały tydzień: „przez siedem dni będzie trwało wprowadzanie w czynności kapłańskie” (Wj 29,35). Tak oto Aaron przyjął godność arcykapłańską z rąk Mojżesza: „Mojżesz wprowadził go w czynności i namaścił go olejem świętym; to stało się dla niego przymierzem wiecznym, i dla jego potomstwa, jak długo trwać będą niebiosa, aby spełniał obrzędy święte i równocześnie był kapłanem oraz błogosławił lud Imieniem [Boga]” (Syr 45, 15).

Niestety nie wszyscy namaszczeni kapłani Starego Testamentu sprostali swojemu zadaniu. Nieznany prorok przypomniał np. Helemu o kapłańskiej godności, która została powierzona jego rodzinie i zapowiedział, że z powodu popełnianych obrzydliwości JHWH wzgardzi jego rodem zsyłając nań kary. W to miejsce zaś powoła „kapłana wiernego”, postępującego według serca JHWH, któremu Bóg wybuduje trwały dom błogosławiąc innym (1Sm 2,27-36). „Znakiem, że to się spełni, będzie to, co się zdarzy twoim dwom synom, Chofniemu i Pinchasowi: obydwaj zginą tego samego dnia. Ustanowię sobie kapłana wiernego, który będzie postępował według mego serca i pragnienia. Zbuduję mu dom trwały, a on będzie chodził przed obliczem mego pomazańca na zawsze” (1 Sam 2,34-35). Takim kapłanem wiernym okazał się Samuel.

2.    NAMASZCZENIE JEZUSA DUCHEM ŚWIĘTYM

a.    Drugi temat to namaszczenie Pana Jezusa Duchem Świętym. Pierwsza interwencja Ducha Świętego w ziemskim życiu Jezusa następuje podczas Jego chrztu w rzece Jordan. Wydarzenie to jest przedstawione w Ewangelii Marka w następujący sposób: „W owym czasie przyszedł Jezus z Nazaretu w Galilei i przyjął od Jana chrzest w Jordanie. W chwili gdy wychodził z wody, ujrzał rozwierające się niebo i Ducha jak gołębicę zstępującego na siebie. A z nieba odezwał się głos: 'Tyś jest mój Syn umiłowany, w Tobie mam upodobanie'” (Mk 1,9-11 i par.). Czwarta Ewangelia przytacza świadectwo złożone przez Chrzciciela: „Ujrzałem Ducha, który jak gołębica zstępował z nieba i spoczął na Nim” (J 1,32).

Wszyscy trzej synoptycy podkreślają, że zaraz po chrzcie Jezus „prowadzony” jest przez Ducha Świętego na pustynię, „aby był kuszony przez diabła” (Mt 4,1; por. Łk 4,1; Mk 1,12).

Według ewangelisty Łukasza, po kuszeniu na pustyni „powrócił Jezus w mocy Ducha do Galilei” i „nauczał w ich synagogach” (Łk 4,14-15). Przemożną obecność Ducha Świętego odnajdujemy również w ewangelizacyjnej działalności Jezusa. On sam uwydatnia ten fakt w inauguracyjnym przemówieniu w synagodze w Nazarecie (por. Łk 4,16-30), gdy mówiąc o sobie, przytacza słowa Izajasza: „Duch Pański spoczywa na Mnie” (Iz 61,1).

Związek między modlitwą Jezusa a obecnością Ducha wyrażony jest również w hymnie radości: „Jezus rozradował się w Duchu Świętym i rzekł: 'Wysławiam Cię, Ojcze, Panie nieba i ziemi'” (Łk 10,21).

Wieczorem w dniu Paschy Zmartwychwstały - dzieląc się Duchem, którego posiadał - tchnął na uczniów, mówiąc: „Weźmijcie Ducha Świętego” (J 20,22); a w dniu Pięćdziesiątnicy moc Ducha zstępuje na apostołów w formie nadzwyczajnej (Dz 2,1-4)

b.     W Ewangeliach Pan Jezus nigdy nie jest nazwany kapłanem. Nigdzie też nie ma mowy o tym, że został On namaszczony świętym olejem, jak starotestamentalni kapłani. Choć Ewangelie przypisują Zbawicielowi wiele tytułów, to jednak nigdy nie nadają Mu  tytułu „kapłana” ani „najwyższego kapłana”. Z punktu widzenia judaizmu Jezus nie mógł być kapłanem, ponieważ nie należał do pokolenia Lewiego, lecz pochodził do pokolenia Judy. Także św. Paweł - autor aż trzynastu Listów, które mają ogromne znaczenie dla nauczaniu Kościoła - nigdy nie nazwał Jezusa kapłanem, chociaż posłannictwo Jezusa jest przedstawiane w tych Listach w kategoriach kapłańskich. W śmierci Jezusa dostrzega się ofiarę baranka paschalnego (1Kor 5,7), składaną w Dniu Przebłagania (Rz 3,24).

Dopiero List do Hebrajczyków wypowiada się jednoznacznie o kapłaństwie Jezusa. Autor tego Listu odkrył w życiu i śmierci Chrystusa zupełnie nowy rodzaj kapłaństwa. Kapłaństwo nie pochodzące z ciała (z Lewiego), ale pochodzące z Ducha (podobne do kapłaństwa Melchizedeka - „Bez ojca, bez matki, bez rodowodu, nie ma ani początku dni, ani też końca życia, […] pozostaje kapłanem na zawsze” - Hbr 5,4-6; 7,1.3).

To nowe kapłaństwo odróżnia się od starotestamentalnego czterema cechami. Jego pierwszą cechą jest to, że Jezus nie odziedziczył go - jak to miało miejsce u potomków Aarona - ale otrzymał je bezpośrednio od Ojca. 

Drugą cechą jest, iż jest ono wieczne. Kapłani świątyni izraelskiej umierali, natomiast Chrystus „ponieważ trwa na wieki, ma kapłaństwo nieprzemijające” (Hbr 7,24-25). W sensie ścisłym Chrystus nie ma następców w urzędzie kapłańskim; jego kapłaństwo jest jedyne.

Trzecią cechą jest to, że Jego kapłaństwo przewyższa w doskonałości i skuteczności jakiekolwiek inne kapłaństwo. On nie składał w ofierze krwi zwierząt, ale ofiarował własną krew, własną osobę, w akcie doskonałego posłuszeństwa Ojcu.

Czwartą nowością kapłaństwa Chrystusa jest Jego wywyższenie i wejście do chwały: „takiego mamy arcykapłana, który zasiadł po prawicy tronu Majestatu w niebiosach, jako sługa [λειτουργος] świątyni i prawdziwego przybytku [της σκηνης]  zbudowanego przez Pana, a nie przez człowieka” (Hbr 8,1-2). Zmartwychwstały i wywyższony Chrystus może nieustannie „wstawiać się za nami przed obliczem Boga” (Hbr 9,24).

c.     Skoro Chrystus jest jedynym Kapłanem i nie ma Kościele żadnego innego, to skąd biorą się w Kościele prezbiterzy  i biskupi? Dzieje się tak, ponieważ jedyne kapłaństwo Chrystusa „uobecnia się przez kapłaństwo służebne, nie pomniejszając jedyności kapłaństwa Chrystusa” (KKK, 1545), czyli Chrystus, jedyny Kapłan, czyni się obecnym wśród nas w posłudze kapłanów.
Chociaż tak kapłaństwo służebne (biskupów i prezbiterów), jak i kapłaństwo powszechne wszystkich wiernych uczestniczą w jedynym kapłaństwie Chrystusowym, to jednak różnią się one co do istoty. Podczas gdy kapłaństwo wspólne wszystkich wiernych urzeczywistnia się przez rozwój łaski chrztu, przez życie wiarą, nadzieją i miłością, przez życie według Ducha, to kapłaństwo hierarchiczne służy kapłaństwu wspólnemu; przyczyniając się do rozwoju łaski chrztu wszystkich chrześcijan. Jest ono jednym ze środków, przez które Chrystus nieustannie buduje i prowadzi swój Kościół. Dlatego przekazuje się je przez osobny sakrament, a mianowicie sakrament święceń (KKK,1547).

3.    SYTUACJA WSPÓŁCZEŚNYCH PREZBITERÓW 

a.    Trzecia kwestia to pytanie co z nami, współczesnymi prezbiterami? Timothy Radcliff OP, dominikanin, który prowadził rekolekcje w Sacrofano przygotowujące nas do synodu o synodalności - zauważa, że wielu dzisiejszych kapłanów odczuwa przygnębienie i czują się zdemoralizowani. Nie wiem, jak daleko ta demoralizacja sięga. Bez względu jednak na jej rozmiary, myślę, że są powody, dla których księża mogliby się tak właśnie czuć: niedostateczna liczba powołań, brak jasnej tożsamości kapłańskiej, spadek poszanowania naszego powołania, skandale nadużyć seksualnych, coraz mniejsza liczba młodzieży w wielu parafiach, sprzeciw wobec pewnych posunięć Kościoła itp. Chcę więc przyjrzeć się niektórym z tych zagadnień, pytając, jak można stanąć przed nimi bez poczucia, że one nas demoralizują.

Odpowiedź na to pytanie jest wielopoziomowa. Najpierw obraz kapłana jest tak wyidealizowany we współczesnej teologii, że nikt z nas nie potrafiłby się do niego nawet zbliżyć. Odkryłem z przerażeniem - mówi Radcliff - że jako kapłan winienem być doskonałym kaznodzieją, skutecznym zarządcą parafii, pełnym inwencji geniuszem w zakresie liturgii, cierpliwym słuchaczem, inspirującym przewodnikiem, duchowym guru umiejącym postępować zarówno z młodzieżą, jak i z ludźmi starszego pokolenia.

Gorycz niepowodzeń i przygnębienie kapłan może odczuć już w trakcie tworzenia wspólnoty parafialnej. Podczas pewnego spotkania jeden z księży opowiedział zebranym o swojej frustracji spowodowanej tym, że często parafia postrzegana jest jak stacja benzynowa, a nie rzeczywista wspólnota. Ludzie jedynie wpadają na szybką Mszę, a nie po to, by gromadzić się przy ołtarzu jako Lud Boży. Parafie nie zawsze są tymi pięknymi wspólnotami, o których czytamy w książkach teologicznych. O ile kapłan może postrzegać parafię jako swoją główną wspólnotę, o tyle większość ludzi wymienia ją na dalszych miejscach, mówiąc o swojej przynależności do grupy, po swoich rodzinach, klubach piłkarskich, szkole, do której chodzą dzieci, i miejscu pracy. Może to zrodzić w kapłanie poczucie przegranej.

Taki stan rzeczy rodzi dwa zjawiska: po pierwsze, kapłan czuje się mniej ważny. Czy całe to poświęcenie wyrażające się w celibacie i cały stres związany z funkcją są warte tego, żeby być tylko jednym z wielu pełniących posługę w Kościele, skoro inni cieszą się wszystkimi radościami życia w małżeństwie? Po wtóre, kapłaństwo staje się obiektem agresji ze strony tych, którzy czują się z niego wykluczeni - żonatych mężczyzn czy kobiet. Tak więc kapłan może odczuwać, że jego posługa jest zarówno deprecjonowana, jak i jest przedmiotem zazdrości, co jest sytuacją najgorszą z możliwych.

Wydaje się, że nawet nasz dawny strój - nosimy suknie, w które inni mężczyźni przestali się ubierać pięćset lat temu - jest jak najbardziej nieodpowiedni. Sugeruje, że jesteśmy trochę na bakier z oficjalnymi strukturami. Przypomina mi się tu - mówi o. Radcliff - jeden z moich amerykańskich współbraci. Podobnie jak dzieje się to w przypadku wielu Amerykanów pochodzenia irlandzkiego, jego nazwisko zawierało również imię „Maria”. Wypowiadał się pewnego dnia w salce rekreacyjnej bardzo sceptycznie o osobach wyświęcanych obecnie na księży, twierdząc, że wielu jest wśród nich dziwaków, homoseksualistów i Bóg wie, jeszcze kogo. Na to jeden z braci zwrócił się do niego: „Daj spokój, sam masz na imię „Maria”, nosisz białą sukienkę; uważasz, że jesteś całkiem normalny?”.

Zrozumiałe jest więc, że niektórych kapłanów - często młodszych wiekiem - porywa wizja powrotu do starych dobrych czasów, kiedy to kapłan był funkcjonariuszem kultu o świętych dłoniach. Inni znowu księża boją się powrotu takiego stanu rzeczy, widząc w tym zwycięstwo klerykalnej elitarności; czerpią oni radość z teologii posługi, jednak niektórzy przyznają, że nie mają pewności co do tego, kim są i co oznacza bycie kapłanem współcześnie. Czy jest przed nami jakieś wyjście?

b.    Jak wszyscy wiemy, w okresie poprzedzającym II Sobór Watykański kapłan posiadał jasno określoną tożsamość. Był osobą świętą, sprawującą obrzędy, cieszącą się określonym statusem i poważaniem z samej tylko racji posiadania święceń. Kapłan miał ogromną wartość, gdyż odprawiał Mszę św. i konsekrował Ciało i Krew Pańską, nawet jeśli był mało zdolnym duszpasterzem czy kaznodzieją.

Ta tożsamość została zakwestionowana przez Sobór. Odkryto wtedy na nowo kapłaństwo powszechne całego ludu Bożego, powołanie wszystkich do świętości. Od tego czasu kapłaństwo jest postrzegane przede wszystkim jako służba i przewodnictwo. Przynajmniej w teorii zostaliśmy uwolnieni od przytłaczającego nas urzędniczego podejścia do kapłaństwa i otrzymaliśmy tożsamość, która jest o wiele bardziej Chrystusowa i ewangeliczna. Kapłaństwo zostało zdjęte z piedestału. Dlaczego się więc dzieje tak, że prawie 60 lat po Soborze tak wielu kapłanów odczuwa dalej niepewność i nie wie, kim są naprawdę? Przychodzą mi na myśl co najmniej cztery przyczyny.

Idea kapłana jako sługi i przewodnika jest ze wszech miar szczytna, jednak służący z reguły nie są powołani do kierowania innymi. Przypominają mi się tutaj - mówi Radcliff - francuscy kelnerzy, którzy nieznoszącym sprzeciwu tonem sugerują, co powinno się wybrać z karty dań oraz pewien irlandzki biskup, który ogłosił podczas przyjmowania sakry, że będzie posługiwał w swojej diecezji za pomocą „rózgi żelaznej”. Takie napięcie może wprowadzić zamęt w nasze relacje ze świeckimi, z którymi mamy współpracować. Świeccy są zachwyceni, słysząc, że kapłan ma im służyć, a jednocześnie wyrażają zdziwienie, że zazwyczaj ta służba oznacza mówienie im, co mają zrobić.

Słowo „kierownictwo” wiąże się z kolei ze światem zarządzania w biznesie. Lider musi być kompetentny i zdecydowany; nie wolno mu pokazywać swoich słabości czy wahań, a jego decyzje muszą być szybkie i odważne. Przede wszystkim zaś przywództwo jest zazwyczaj postrzegane przez pryzmat osiągnięć, zdobywania wytyczonych sobie celów. Ale kapłaństwo nie polega na osiąganiu sukcesów. Często dochodzimy do wniosku, że nie osiągnęliśmy zbyt wiele. Jeśli myślimy o sobie jako o liderach, możemy wtedy mieć poczucie przegranej. Nasi wierni, którzy często żyją i pracują w świecie zarządzania, w biznesie - o ile mają pracę - nie przychodzą do nas, by znaleźć w parafii te same wartości, którymi żyją w swoich biurach. Mimo to słowa „rola kierownicza” przyjęły się w Kościele.

c.    „Nie możemy zamknąć naszego „kapłańskiego charyzmatu”, bycia in persona Christi, jedynie dla przekazu określonej wiedzy, wyuczenia postaw, sprawnego administrowania powierzonym nam dobrem Kościoła - mówi tegoroczny List polskich biskupów do kapłanów na Wielki Czwartek. Nie zostaliśmy powołani, aby być pracownikami socjalnymi, liderami czy rozwijającymi coaching. By rzeczywiście być świadkiem, konieczne jest spotkanie Chrystusa Zmartwychwstałego. To osobowe i osobiste doświadczenie rodziło i rodzi męczeński heroizm kapłanów, braci i sióstr zakonnych, a także laikatu, jak mogliśmy się przekonać, wpatrując się w postawę choćby bł. ks. Jerzego Popiełuszki, bł. o. Zbigniewa Strzałkowskiego i o. Michała Tomaszka, bł. rodziny Ulmów” - głosi tegoroczny List biskupów polskich do kapłanów na Wielki Czwartek 2024”.

Ojciec Święty Jan Paweł II dał nam przykład, co oznacza kierownictwo. To nic innego jak np. wyjście do prawosławnych, do żydów i muzułmanów, nawet jeśli niesie to ze sobą ryzyko odrzucenia. Papież zrobił pierwszy krok, prosząc o wybaczenie grzechów Kościoła, i to pomimo sprzeciwów w samym Watykanie. Na tym polega przywództwo. Bycie przywódcą nie oznacza posiadania nadzwyczajnych kompetencji czy zdecydowanego mówienia innym, co mają robić. Wymaga natomiast zdecydowania się na zrobienie pierwszego kroku i pójścia przed ludźmi, aby przyjąć w ramiona tych, którzy mogą nas nie chcieć; aby zaprosić innych do uczynienia więcej, aniżeli do tej pory uważali za możliwe, i wreszcie, aby przebaczać i prosić o przebaczenie
Świętość kapłaństwa nie oznacza tego, że stoimy moralnie wyżej niż inni. Mamy za zadanie uosabiać otwartość na wszystkich, coś, czego współczesne społeczeństwo nie jest w stanie pojąć. Otwartość ta wzywa nas wszystkich do zapomnienia o dzieleniu ludzi na tych, których aprobujemy, i na tych, których stawiamy poza nawiasem. Świętość Kościoła przejawia się poprzez przygarnięcie grzeszników, a nie poprzez ich odrzucenie. Daje to także nam, wyświęconym sługom Kościoła, wizję kapłaństwa pozbawioną elitarności klerykalizmu, wizję, która pozwala utożsamić się z innymi w ich bardziej i mniej udanych przedsięwzięciach.

„Realizm słów Chrystusa - mówi tegoroczny List biskupów do kapłanów - wpisuje się w przeżywany obecnie w Kościele synod o synodalności pod hasłem Communio, participatio, missio. Proces synodalny, zakorzeniony w Tradycji apostolskiej, jest narzędziem wprowadzania w życie nauki o Kościele jako ludzie Bożym zawartej w Lumen gentium. Wszyscy uczymy się trudnej sztuki słuchania Ducha Świętego i siebie nawzajem, szanując różnorodność powołań osób duchownych oraz świeckich i wykorzystując dane nam charyzmaty. Mając świadomość, że szczególną rolę w rozeznawaniu synodalnym mają do odegrania słowa i doświadczenia wyświęconych szafarzy-kapłanów, których posługa sakramentalna jest niezbędna dla życia Ciała-Kościoła (por. List XVI Zwyczajnego Zgromadzenia Ogólnego Synodu Biskupów do ludu Bożego). Prosimy was, abyście mądrze i roztropnie realizowali wraz z wiernymi świeckimi ducha synodalnego, wsłuchując się w to, co mówi Duch do Kościoła (Ap 2,7). Pamiętając, że dany nam dar kapłaństwa sakramentalnego ma być zawsze służebny wobec kapłaństwa powszechnego wszystkich wiernych.

Wierzę, że skoro kapłani mają być głosicielami Dobrej Nowiny, winni prowadzić takie życie, w którym już teraz można zauważyć okruchy nieśmiertelności. Nie wystarczy jedynie utrzymywać się przy życiu; trzeba się rozwijać. Wszyscy powinniśmy żyć tak, aby było to prawdziwe życie, w którym doświadczalibyśmy przedsmaku życia wiecznego. W przeciwnym razie przygniotą nas smutki teraźniejszości i poddamy się współczesnej kulturze trywialności. Najwcześniejszym określeniem życia chrześcijańskiego był termin „droga”. Musimy pokazać, że jest to droga dokądś prowadząca, a nie jedynie kręcenie się wkoło po pustyni.

d.    Jest to pytanie zasadne, gdyż istnieje fundamentalna sprzeczność między kapłaństwem a przygnębieniem. Osoba poddająca się przygnębieniu może być dobrym bankierem czy taksówkarzem, czy nawet sprawnym księgowym bądź prawnikiem. Nie można być jednak pogrążonym w rozpaczy głosicielem Dobrej Nowiny. Tylko wtedy możemy być wiarogodnymi głosicielami Ewangelii, jeśli w głębi serca - może nie zawsze to uzewnętrzniając - będziemy odczuwali radość. Nie mówię tu bynajmniej o wesołkowatości objawiającej się poklepywaniem innych po plecach i o mówieniu im, żeby byli radośni, bo Jezus ich kocha. Istnieje jednak prawdziwa, fundamentalna radość przynależna do naszego powołania. Pocieszam się jednak myślą - mówi ojciec Radcliff - o pewnym współbracie z jego dominikańskiego zakonu, który wygłaszał wykład w USA. Oklaski na zakończenie jego przemówienia były nieco wymuszone, więc kiedy usiadł, zapytał sąsiada z boku: „Chyba nie wyszło najgorzej?”. Tamten odpowiedział mu na to: „Nie martw się, to nie twoja wina, tylko tych, którzy ciebie tu zaprosili”.

Istotą cechą autentycznego kapłaństwa jest radość z istnienia innych ludzi, ze wszystkimi ich nieporadnymi próbami życia i miłości, czy będą to małżeństwa, ludzie rozwiedzeni czy żyjący samotnie, czy ich życie przebiega w zgodzie z nauczaniem Kościoła, czy też nie. Świętość kapłaństwa jaśnieje taką właśnie radością. Kościół musi być społecznością, w której ludzie odkryją boską radość z samego faktu ich istnienia. Taka jest nasza posługa. Jeśli będziemy czerpali radość z ludzi, oni również będą się cieszyli nami. Odkryjemy radość Bożą w sobie, a jej dawcami będą ludzie zupełnie niespodziewani, nawet tacy, którzy w Niego nie wierzą (por. Timothy Radcliffe OP, Radości i smutki współczesnego kapłaństwa).

ZAKOŃCZENIE

Tak więc, na koniec módlmy się:

O Jezu, wiekuisty Najwyższy Kapłanie,
zachowaj nieskalanymi nasze namaszczone dłonie,
które codziennie dotykają Twego świętego Ciała.

Zachowaj czystymi nasze serca
naznaczone wspaniałą pieczęcią Twojego Kapłaństwa.

Spraw, abyśmy wzrastali w miłości i wierności do Ciebie.
Chroń nas od zepsucia i skażenia tym światem.

Amen,