Aby Bóg pozwolił mi dokonać jakiegoś czynu heroicznego
Abp Stanisław Gądecki
Aby Bóg pozwolił mi dokonać jakiegoś czynu heroicznego. Ks. Stanisław Kostka Streich (Luboń - 2.03.2025; TVP Polonia).
W dzisiejszą niedzielę - gdy do naszych uszu docierają słowa Ewangelii: „Dobry człowiek z dobrego skarbca swego serca wydobywa dobro, a zły człowiek ze złego skarbca wydobywa zło” (Łk 6,45) - staje przed naszymi oczyma osoba autentycznie dobrego człowieka, jakim był Czcigodny Sługa Boży ks. Stanisław Kostka Streich (1902-1938).
Kiedy z utęsknieniem oczekujemy w Poznaniu na dzień jego beatyfikacji, chciałbym widzom TVP Polonia przybliżyć trzy związane z tą osobą tematy: najpierw sylwetkę tego kapłana, następnie jego styl duszpasterstwa, wreszcie jego męczeńską śmierć.
1. KAPŁAN
Pierwszy temat to sylwetka Stanisława Streicha. Urodził się on 27 sierpnia 1902 roku w Bydgoszczy, jako pierwszy z trzech synów Franciszka, urzędnika zakładu ubezpieczeń i Władysławy z domu Birzyńskiej. Jego rodzice mieszkali na terenie parafii pw. Najświętszego Serca Pana Jezusa, gdzie proboszczem był przyszły błogosławiony ks. Narcyz Putz (1920-1925), który poniósł śmierć męczeńską w obozie koncentracyjnym w Dachau. Stanisława ochrzczono w kościele farnym pw. świętych Marcina i Mikołaja w Bydgoszczy dnia 30 września 1902 roku.
Po ukończeniu trzech lat nauki w szkole powszechnej, kształcił się w ośmioletnim gimnazjum humanistycznym. Po maturze (15 maja 1920 r.) rozpoczął studia w Wyższym Seminarium Duchownym w Poznaniu i Gnieźnie. W seminarium gnieźnieńskim przebywał od 28 kwietnia do listopada 1924 r. Tam też - z rąk kard. Edmunda Dalbora, Prymasa Polski - przyjął w katedrze gnieźnieńskiej święcenia subdiakonatu (29 maja 1924), a kilka miesięcy później diakonatu (16 listopada 1924). Święcenia kapłańskie otrzymał z rąk biskupa Stanisława Kostki Łukomskiego w katedrze poznańskiej dnia 6 czerwca 1925 roku. Nie lękał się podjąć decyzji na całe życie i temu na co się zdecydował, pozostał wierny. Mszę św. prymicyjną odprawił w kościele pw. Najświętszego Serca Jezusowego w Bydgoszczy.
Po święceniach studiował - w latach 1925-1927 - filozofię klasyczną na Uniwersytecie Poznańskim, będąc jednocześnie kapelanem sióstr urszulanek. W tym czasie uczył też religii w miejskiej szkole handlowej.
Dnia 1 października 1927 r. został wikariuszem w parafii pw. Najświętszego Serca Jezusa i św. Floriana w Poznaniu. W kwietniu 1928 roku został nauczycielem religii w męskim seminarium nauczycielskim w Koźminie. Dnia 1 lipca 1929 r. podjął obowiązki wikariuszowskie w parafii pw. Bożego Ciała w Poznaniu, a - od dnia 1 stycznia 1932 r. - w poznańskiej parafii pw. św. Marcina. Ówcześni mieszkańcy Poznania zachowali we wdzięcznej pamięci tego cichego, pracowitego i pobożnego kapłana, zawsze uśmiechniętego, uprzejmego i uczynnego.
2. PROBOSZCZ
Drugi temat to jego styl duszpasterski. Dnia 1 lipca 1933 r. - w wieku 31. lat – ks. Stanisław został mianowany przez kard. Augusta Hlonda proboszczem parafii pw. św. Barbary w Żabikowie, do której należała wówczas także miejscowość Luboń.
Wkrótce mieszkańcy Lubonia - których liczba znacznie się powiększyła - zaczęli domagać się budowy własnego kościoła. Wtedy ks. Streich zrezygnował z prowadzenia ustabilizowanej żabikowskiej parafii i - na własną prośbę - podjął się budowy nowego kościoła w Luboniu. W tamtych warunkach było to bardzo trudne zadanie, ale ks. Stanisław nie uląkł się go. Poruszył niebo i ziemię, aby sprostać temu wyzwaniu. Swoim zapałem i niezwykłą uprzejmością zjednał dla tego dzieła wielu ludzi. W kwietniu 1935 r. rozpoczęto prace budowlane, a pod koniec wakacji
południowa nawa świątyni była już gotowa. I właśnie wtedy - dnia 27 maja 1935 r. - władza duchowna erygowała w Luboniu parafię pw. św. Jana Bosko, która liczyła wówczas 3650 wiernych.
Ks. Stanisław z apostolską gorliwością zabrał się do organizowania duszpasterstwa parafialnego. W ciągu trzech lat młody proboszcz zorganizował od podstaw życie parafii, dokonując zjednoczenia wiernych. Założył Akcję Katolicką, Katolickie Stowarzyszenie Młodzieży Żeńskiej i Męskiej, Katolickie Stowarzyszenie Robotników Polskich, Stowarzyszenie Katolickich Mężów, Katolicki Związek Kobiet, Caritas, Krucjatę Eucharystyczną, Papieskie Dzieło Rozkrzewiania Wiary, Stowarzyszenie Ministrantów. Powstał też chór parafialny. Ks. Streich - za pośrednictwem Caritas - wspierał ubogich, a gdy zwracano mu uwagę, że ta czy inna rodzina nie zasługuje na pomoc, będąc wrogo nastawioną do Kościoła, on nie pomijał jej w nadziei na zmianę tej postawy. Sam żył skromnie. Miał niezwykłą umiejętność organizowania ludzi oraz uczenia ich współodpowiedzialności za wspólnotę parafialną. Uderzała jego sumienność duszpasterska. Chętnie posługiwał w konfesjonale, był znakomitym kaznodzieją i zamiłowanym katechetą. Przede wszystkim był ofiarnym pasterzem, szukającym ludzi oddalonych od Boga, których zagubienie napawało go bólem. „Posiadał wyjątkowy dar miłego podejścia do każdej osoby - mówiła jedna z parafianek. Począwszy od niemowlaków, dzieci, ludzi młodych po staruszków. Bez względu na to czy był to człowiek biedny, czy bogaty. Przystojny, czy zniedołężniały. Wykształcony, czy zwykły prostak. Z każdym przystanął i porozmawiał. Był przez to ogólnie bardzo lubiany i szanowany”.
Niestety, ówczesny kryzys gospodarczy (zastój produkcji w lubońskich fabrykach, a co za tym idzie bezrobocie i bardzo trudne położenie bytowe mieszkańców) ułatwił komunistyczną agitację na terenie tej miejscowości. Bogu tylko wiadomo, ile ks. Stanisław wówczas wycierpiał, mogąc z użebranych funduszy tylko częściowo zaradzać biedzie swoich parafian. W tym czasie otrzymywał już sporo anonimowych listów, w których obelżywymi słowami zapowiadano jego rychłą śmierć. On na to odpowiadał: „Niech się dzieje wola Boga. Idę drogą Jezusa, kapłaństwa się nie wyprę, a Dom Boży będę nadal budował, choćby stało się coś złego”. Był świadomy, że za swoje duszpasterskie zaangażowanie może zapłacić najwyższą cenę, lecz światłem na drogach jego kapłańskiego życia były słowa Ewangelisty Jana: „Jeżeli was świat nienawidzi, wiedzcie, że Mnie pierwej znienawidził. … Jeżeli Mnie prześladowali, to i was będą prześladować” (J 15,18.20).
Tu przypominają się nam słowa Wojciecha Korfantego - przywódcy III powstania śląskiego - z dnia 25 sierpnia 1935 roku: „Wszystkie te ruchy pogańskie i bezbożnicze odznaczają się dzikim wprost fanatyzmem, brakiem tolerancji i niebywałą wprost żądza prześladowania innych a przede wszystkim chrześcijańskich przekonań. A zwolennicy każdego z tych ruchów uważają się za wybrany naród, który ma do spełnienia nadzwyczajne posłannictwo w świecie. Ruchy te są źródłem głównym anarchii duchowej i ekonomicznej świata, więcej - zagrażają kulturze. A ponieważ wszystkie odznaczają się zaborczością polityczną, stanowią największe niebezpieczeństwo dla pokoju światowego” (W. Korfanty, Naród – Państwo – Kościół, Katowice 2016, s. 282).
W tym czasie - podczas jednej z katechez - ks. Streich tłumaczył dzieciom, że do świętości najłatwiej dojdą ludzie biedni i niepełnosprawni, którzy przyjmują z odwagą przeciwności losu. Następną grupą będą dzieci i ludzie czyniący dobro. Najtrudniej będzie zasłużyć na świętość osobom duchownym, bo te - czyniąc dobro - wypełniają tylko swój obowiązek. Zasługą dla księdza - mówił - byłby jakiś czyn heroiczny, prześladowanie albo śmierć za wiarę. Dużo się modlę, aby Bóg pozwolił mi dokonać jakiegoś czynu heroicznego, bym mógł zasłużyć na świętość (por. ks. W. Mueller, Błogosławiona krew, Poznań, s. 109-110).
3. MĘCZEŃSKA ŚMIERĆ
Trzeci temat to jego męczeńska śmierć.
a. W ostatnich 12 miesiącach jego pasterzowania ks. Stanisław żył w ciągłym napięciu. W kwietniu 1937 r. włamano się do kościoła i uszkodzono tabernakulum. W sierpniu napadnięty został stróż pilnujący kościoła w budowie. W październiku nieznani sprawcy obrzucili księdza kamieniami.
Dnia 20 lutego 1938 - jego przyszły zabójca Wawrzyniec Nowak miał podejść do konfesjonału, pochylić się do kratek konfesjonału i bardzo krótko coś księdzu powiedzieć. Z późniejszego, przygnębionego zachowania się księdza wnioskowano, że akurat wtedy dowiedział się o postanowieniu zamordowania go. We wtorek 22 lutego wyjechał do Bydgoszczy do matki, gdzie się rozchorował. Nie chciał się jednak tam zatrzymać a matce powiedział: „Na co się poświęciłem, to muszę wykonać”.
Po powrocie z Bydgoszczy do Lubonia - w niedzielę dnia 27 lutego 1938 roku o godz. 9.30 - ks. Stanisław zasiadł jak zwykle w konfesjonale, by słuchać spowiedzi a potem rozpocząć Mszę Świętą szkolną dla dzieci. W tym czasie 47-letni zamachowiec - po nocy spędzonej na grze w karty - zjadł śniadanie, włożył do kieszeni płaszcza pistolet i wyszedł z domu w wesołym nastroju. Ksiądz zaś - o godz. 10.00 - rozpoczął Msze świętą. Około godziny 10.30 wyszedł do zakrystii - i przyjętym wtedy zwyczajem - zdjął ornat i tylko w albie, przyciskając lewą ręką Ewangeliarz do piersi, udał się w kierunku ambony, by wygłosić kazanie. Na ten moment czekał Wawrzyniec Nowak. Zbliżył się do księdza i dwukrotnie strzelił do niego. Jedna z kul trafiła kapłana w twarz, druga utkwiła w księdze Ewangeliarza. Morderca oddał jeszcze dwa kolejne strzały w plecy księdza. Ks. Stanisław padł do tyłu na prawy bok i już się nie poruszył. Miał niespełna 36 lat, gdy - podobnie jak św. Stanisław ze Szczepanowa - został zamordowany w kościele.
Według relacji kościelnego Franciszka Krawczyńskiego i innych świadków, zabójca wbiegł na ambonę wznosząc hasła: „Niech żyje komunizm!” oraz „Wynoście się z kościoła, to za waszą wolność!” Kościelny - słysząc strzały - wybiegł z zakrystii i rzucił się na zamachowca, chwytając go za rękę uzbrojoną w pistolet. Doszło do szamotaniny, padły kolejne strzały. Pan kościelny został ranny, pociski zraniły również dwie inne osoby. Dzieci uciekały w popłochu. Tymczasem morderca usiłował zbiec główną nawą, ale został tam pochwycony i rozbrojony przez trzech mężczyzn. Gdy zebrany przed kościołem tłum chciał go zlinczować, co rozważniejsi parafianie powstrzymali ludzi od tego. Mordercę zaprowadzono na pobliski dworzec kolejowy a następnie - po przybyciu policji - przewieziono pociągiem do Poznania.
Wspomniany Nowak był już wcześniej skazywany za rozboje, kradzieże i oszustwa. W 1936 roku w Brodach - na terenie dawnych Kresach Wschodnich - został skazany za pobicie człowieka na rok więzienia, dlatego zbiegł do rodzinnego Lubonia. Nie był on członkiem Polskiej Partii Socjalistycznej, obracał się jednak w środowisku komunistycznym. Był zwykłym ateistą i zaciekłym wrogiem Kościoła, który działał in odium fidei, tzn. kierując się nienawiścią do katolickiej wiary.
Poznański sąd nie znalazł żadnych okoliczności łagodzących i postanowił skazać Nowaka na karę śmierci. Kiedy morderca poczuł zbliżające się niebezpieczeństwo, zaczął się odwoływać. Napisał nawet list do matki księdza Streicha tłumacząc swoje postępowanie miłością do ludzkości i w jej imieniu prosił o wybaczenie. Matka odpisała: „Co do mnie wybaczam mu o tyle jeżeli ze skruchą nawróci się i z Bogiem pojedna. Pan Jezus na krzyżu za swoich katów modlił się więc i ja będę się za niego modliła”. Przed powieszeniem kapelan więzienny ks. Spachacz do końca prosił go o nawrócenie i spowiedź. Usłyszał twarde: Nie! Gdy jednak Nowak poczuł pętlę na szyi ucałował krzyż, a chwilę później już nie żył.
b. W środę Popielcową - dnia 2 marca - trumnę ze zwłokami księdza przywieziono do Domu Gminnego w Luboniu i wystawiono je na widok publiczny. Ustawiono straż honorową a wierni oddawali trmu kapłanowi ostatni hołd.
Dzień później – w czwartek, dnia 3 marca o godz. 10.00 - rozpoczęły się uroczystości pogrzebowe przy udziale około 20 tys. osób i 200 pocztów sztandarowych różnych organizacji, które defilowały obok wystawionej przed Domem Gminnym trumny. Następnie kondukt skierował się do kościoła, gdzie po raz pierwszy w nawie głównej ks. dziekan Ignacy Adamski odprawił Mszę św. o godz. 11.00. Kaznodzieja pogrzebowy, ks. Stefan Kaczorowski, przyjaciel zamordowanego – odnosząc się do słów Pisma Świętego: „Kto chce żyć pobożnie w Jezusie Chrystusie, będzie prześladowany!” (2 Tm 3,1) – powiedział: „Kochany Stanisławie! - Jestem najmocniej przekonany, że śmierć swą z ręki bezbożnika przyjąłeś chętnie dla chwały Bożej, tak jak chętnie ofiarowałeś Bogu wszystkie swe kapłańskie prace! Nie uprzedzając opinii Kościoła św., jesteśmy wszyscy w sercach naszych głęboko przeświadczeni, że śmierć twoja była naprawdę męczeńską! Za kilka dni odbędzie się kanonizacja naszego rodaka, kapłana - męczennika bł. Andrzeja Boboli. Wszak ta sama wschodnia nienawiść do Boga, która jego pozbawiła życia, podniosła także rękę na Ciebie!”.
Pogrzeb - któremu przewodniczył biskup Walenty Dymek - stał się wielką manifestacją wiary i patriotyzmu. Ks. Stanisław został pochowany obok kościoła w Luboniu, którego budowę rozpoczął. Jego grób był odtąd otaczany kultem, choć w powojennej rzeczywistości był to znacznie utrudnione.
Wieść o zgonie ks. Streicha wywołała najpierw przerażenie i przygnębienie a następnie współczucie dla człowieka zamordowanego w tak młodym wieku. „Zbrodnia lubońska” poruszyła także ówczesnego nuncjusza apostolskiego w Polsce abp. Filippo Cortesi. O zabójstwie poinformował on Sekretariat Stanu Stolicy Apostolskiej. Swoje ubolewanie wyraził też w piśmie do kard. Augusta Hlonda. Po całej Polsce rozlała się fala protestów przeciwko metodom walki komunistycznej. Protest objawił się mnóstwem listów skierowanych do ordynariusza oraz licznymi wiecami i zebraniami stowarzyszeń kościelnych i świeckich, wyrażającymi potępienie dla tej zbrodni. Prof. Marian Zdziechowski - rektor Uniwersytetu Stefana Batorego w Wilnie - pytał: „Co będzie, gdy nagle, pewnego dnia znajdziemy się wszyscy w kleszczach czerwonego terroru? Nie wiem, ale to pewne, że ciężkie, męczeńskie mamy próby przed sobą. Może niejednego z nas czeka los księdza Streicha” (Widmo przyszłości).
Ofiara życia księdza Streicha - zbiegająca się w czasie z męczeństwem tysięcy chrześcijan w Rosji, na Ukrainie i Białorusi, w Hiszpanii i Meksyku - stanowiła zapowiedź bliskiej agresji na cywilizację chrześcijańską, której dopuszczą się wkrótce dwa sprzymierzone ze sobą totalitaryzmy; narodowy i międzynarodowy socjalizm. Zbrodnia, której ofiarą padł ten wielkopolski kapłan stanowi owszem przestrogę przed skutkami nienawiści, ale jednocześnie uświadamia nam, że męczennicy prowadzą Kościół naprzód, a jest ich dziś więcej niż w pierwszych wiekach chrześcijaństwa.
c. Nieprzerwana działalność duszpasterska ks. Streicha - przy świadomości możliwości utraty życia - była niewątpliwie postawą mężną. Męstwo to nic innego jak wierność dobru bez względu na przeciwności. Ono uzdalnia człowieka do ofiary z życia w obronie słusznej sprawy (KKK, 1808).
Kard. Stefan Wyszyński uczył: „Biada społeczeństwu, którego obywatele nie rządzą się męstwem! Przestają być wtedy obywatelami, stają się zwykłymi niewolnikami... Jeżeli obywatel rezygnuje z cnoty męstwa, staje się niewolnikiem i wyrządza największą krzywdę sobie, swej ludzkiej osobowości, rodzinie, grupie zawodowej, narodowi, państwu i Kościołowi”.
Właśnie dzięki swojemu męstwu ks. Streich znalazł się w szeregu wielu męczenników zamordowanych jeszcze przed drugą wojną światową, w czasie jej trwania (jak św. o. Maksymilian Kolbe i błogosławieni męczennicy II wojny światowej) oraz po jej zakończeniu (w czasach komunistycznych: bł. ks. Rapacz, bł. ks. Władysława Findysz, Sługa Boży ks. Roman Kotlarz, ks. Stefan Niedzielak, ks. Stanisław Suchowolec i ks. Sylwester Zych - którzy stracili swe życie w tzw. niewyjaśnionych okolicznościach). W jednym szeregu z bł. ks. Jerzym Popiełuszko.
„Jeśli męczeństwo jest najwyższym świadectwem o prawdzie moralnej, do którego stosunkowo nieliczni są wezwani, to istnieje także obowiązek świadectwa, które wszyscy chrześcijanie winni być gotowi składać każdego dnia, nawet za cenę cierpień i wielkich ofiar. Wobec rozlicznych bowiem trudności czy też w najzwyklejszych okolicznościach wymagających wierności ładowi moralnemu, chrześcijanin jest wezwany, z pomocą łaski Bożej wypraszanej na modlitwie, do heroicznego nieraz zaangażowania, wspierany przez cnotę męstwa, dzięki której może nawet ‘kochać trudności tego świata w nadziei wiecznej nagrody’” - uczył św. Jan Paweł II (Veritatis Splendor, 93).
W odpowiedzi na nieprzerwany kult panujący w tutejszej, lubońskiej parafii, dnia 28 października 2017 r. rozpoczął się proces beatyfikacyjny ks. Streicha na poziomie diecezjalnym. Etap ten zakończył się 13 kwietnia 2019 r.
Dalszy ciąg procesu miał miejsce w Dykasterii ds. Świętych w Watykanie. Dnia 20 stycznia 2024 dokonano ekshumacji i kanonicznego rozpoznania szczątków księdza Stanisława, które potem przeniesiono do sarkofagu znajdującego się w nawie bocznej kościoła św. Jana Bosko w Luboniu, w której kapłan ten został zamordowany. Dnia 23 maja 2024 r. papież Franciszek zatwierdził dekret o jego męczeństwie, co otwarło drogę do beatyfikacji.
A dziś cały Kościół w Polsce - w szczególności archidiecezja poznańska i gnieźnieńska oraz diecezja bydgoska - przygotowuje się do beatyfikacji, która będzie miała miejsce na placu katedralnym w Poznaniu dnia 24 maja 2025 r.
ZAKOŃCZENIE
Niech duch Czcigodnego Sługi Bożego księdza Stanisława Streicha - który dla drugiej Rzeczypospolitej był tym, kim dla czasów PRL-u był bł. ks. Jerzy Popiełuszko - umacnia każdego z nas. Niech Duch Święty napełnia nas darem męstwa, byśmy sprostali temu, co nas samych przerasta. Abyśmy w czasach trudnych nie stchórzyli i nie zdradzili ani Boga ani ludzi. Amen.