Cierpliwa wytrwałość
Abp Stanisław Gądecki
Cierpliwa wytrwałość. 100-lecie parafii. XX Niedziela zwykła „C” (Chojno, kościół Chrystusa Króla – 18.08.2019).
Spotykamy się dzisiaj na dziękczynnej Eucharystii za 100-lecie istnienia i działalności tutejszej chojeńskiej parafii. Z wdzięcznością wspominamy dzieło tych, którzy stali u jej początków. Przypominamy sobie starania o jej utworzenie, które rozpoczęto pod koniec 1916 roku, gdzie wybitną rolę odegrał Wojciech Nowak i ks. Korneliusz Metelski, administrator parafii biezdrowskiej.
a. Dnia 19 marca 1917 roku ks. Metelski otrzymał zgodę Kurii Biskupiej w Poznaniu na tworzenie parafii w Chojnie. W końcu tego samego roku parafia ta kupiła - od właściciela ówczesnej oberży w Chojnie - dzisiejsze probostwo wraz z salką i podwórze z zabudowaniami gospodarczymi. W wyniku starań księdza Metelskiego udało się pozyskać prawie 7 ha ziemi ornej przyległej do leśniczówki. Było to możliwe dzięki temu, że po roku 1848 ówczesna właścicielka Chojna - Helena Turno z Objezierza z domu Kwilecka z Dobrojewa - kazała tę ziemię zapisać na rzecz Kościoła.
Natychmiast po przystosowaniu zakupionych budynków ksiądz Metelski otworzył kaplicę w Chojnie, pod patronatem świętego Wojciecha, która mieściła się w salce przyległej do probostwa.
Krótko przed zakończeniem I wojny światowej w 1918 r. władze pruskie wyraziły zgodę i wydzieliły 1 hektar nieużytku pod cmentarz katolicki.
Wreszcie - 1 października 1919 roku - została oficjalnie erygowana parafia rzymskokatolicka w Chojnie. Do niej przyłączono 30 miejscowości wyjętych z parafii biezdrowskiej. Jest to ciągle jeszcze tytuł do wyrażenia wdzięczności wobec biezdrowskiej parafii i podziwu dla jej wielkoduszności.
b. A dzisiaj obchodzimy stulecie ustanowienia tej parafii, czyli – w sensie biblijnym - świętujemy jej drugi jubileusz.
Cóż to takiego biblijny jubileusz? Według Księgi Kapłańskiej to czas poświęcony Bogu i przynoszący konkretne korzyści ludziom. Takim czasem był najpierw każdy mały jubileusz, czyli każdy rok szabatowy, każdy co siódmy rok.
Podobne, choć domagające się większych wyrzeczeń było prawo o wielkim jubileuszu, czyli prawo o roku jubileuszowym. Przypadał on w roku pięćdziesiątym, po upływie siedmiu małych jubileuszy, czyli po czterdziestu dziewięciu latach. Rozpoczęcie wielkiego jubileuszu oznajmiano dęciem w róg - zwany jôbël - stąd nasze powiedzenie „czynić jubel”, znaczy brać udział w hałaśliwej zabawie, przeżywać wielką radość, wielką uroczystość. „Będziecie święcić pięćdziesiąty rok, oznajmijcie wyzwolenie w kraju dla wszystkich jego mieszkańców. Będzie to dla was jubileusz - każdy z was powróci do swej własności i każdy powróci do swego rodu. Cały ten rok pięćdziesiąty będzie dla was rokiem jubileuszowym - nie będziecie siać, nie będziecie żąć tego, co urośnie, nie będziecie zbierać nieobciętych winogron” (Kpł 25,10-11).
Jednym z podstawowych przywilejów tego pięćdziesiątego roku była powszechna amnestia; tj. przywrócenie wolności wszystkim niewolnikom żydowskim, będącym w niewoli u swoich ziomków a także oddanie im za darmo ich dziedzicznej ziemi. Nawet jeśli przepisy roku jubileuszowego pozostawały nieraz niedościgłym ideałem, to z pewnością już sama ich obecność przyczyniała się do pragnienia reformy społecznej, polegającej na przywróceniu żydowskim niewolnikom ich pierwotnej wolności i własności.
Rok jubileuszowy to nie tylko piękna utopia - zadekretowana podczas reformy religijnej króla Jozjasza - a następnie porzucona. To także symbol przyszłego wieku; zapowiedź ery mesjańskiej (Dn 7,24; Jub 1,29; 11QMelch). Do tej ery nawiązał Jezus w swojej mowie wygłoszonej w nazaretańskiej synagodze: „Duch Pański spoczywa na Mnie, ponieważ Mnie namaścił i posłał Mnie, abym ubogim niósł dobrą nowinę, więźniom głosił wolność, a niewidomym przejrzenie; abym uciśnionych odsyłał wolnymi, abym obwoływał rok łaski od Pana” (Łk 4,18-19). Do tej mesjańskiej ery odwołał się również św. Jan Paweł II, gdy w roku 2000 wzywał narody bogate do darowania długów narodom ubogim.
Przenosząc starotestamentalne prawo o jubileuszu na grunt chrześcijański możemy postawić sobie pytanie: co to znaczy powrót do naszej pierwotnej wolności i własności? To nic innego jak powrót do pierwotnej godności dzieci Bożych. Do godność tych, którzy: „którzy … z Boga się narodzili” (J 1,12-13). To jest to główne przesłanie, jakie niesie z sobą rok jubileuszowy dla wiernych tutejszej parafii. Niech to wystarczy tytułem wstępu.
A teraz do rzeczy, czyli do głównego tematu, jaki proponują nam dzisiejsze czytania liturgiczne, tj. do wytrwałości. Ten temat został nam dzisiaj przedstawiony w trzech odsłonach: po pierwsze, na czym polega wytrwałość proroka, na czym polega wytrwałość chrześcijanina, i wreszcie, po co nam wszystkim potrzebna jest wytrwałość.
1. WYTRWAŁOŚĆ JEREMIASZA (Jer 38, 4-6. 8-10)
a. Pierwsza sprawa to wytrwałość proroka Jeremiasza. W oblężonej przez Babilończyków Jerozolimie (587 przed Chr.), żydowscy obrońcy miasta - usłyszawszy o nadchodzącej pomocy w postaci wojsk egipskich i zobaczywszy wycofanie się Babilończyków - nabrali nadziei na ocalenie.
Ale prorok Jeremiasz rozwiewa nadzieje oblężonych: „Oto wojsko faraona, które spieszy wam z pomocą, wróci do swego kraju, do Egiptu. Chaldejczycy zaś powrócą i podejmą walkę przeciw temu miastu, zdobędą je i spalą ogniem” (Jer 37,8). Usłyszawszy to przywódcy miasta „się rozgniewali na Jeremiasza i bili go, następnie wtrącili do więzienia w domu Jonatana, kanclerza, który zamienili na więzienie. Jeremiasz więc dostał się do sklepionego lochu i pozostawał tam przez dłuższy czas” (Jer 37,15-16). Było to pierwsze uwięzienie proroka.
Dostrzegając w tej sytuacji niebezpieczeństwie swojej śmierci, Jeremiasz ubłagał króla a ten zmienił miejsce jego uwięzienia. Prorok dostał się teraz pod straż w wartowni (Jer 37,21). Mimo zagrożenia śmiercią, on dalej nie ustępuje i głosi: jeśli oblężeni będą trwać w beznadziejnym oporze, zostaną pokonani przez głód, epidemię i miecz a miasto ulegnie zagładzie (Jer 38,2). Jeśli natomiast skapitulują, Jerozolima ocaleje, a król i wszyscy mieszkańcy ujdą z życiem.
Ministrowie, generałowie i kapłani nie chcieli poddać się słowom proroka. Musieliby wydać się w ręce wroga, nie mając żadnych gwarancji poza słowem Jeremiasza. Nie, oni tego nie uczynią. Raczej postanowią: „Niech umrze ten człowiek, bo naprawdę obezwładnia on ręce żołnierzy, którzy pozostali w tym mieście, i ręce całego ludu, gdy mówi do nich podobne słowa”. Tym razem - w zamiarze zgładzenia go - wrzucono Jeremiasza do zbiornika pełnego błota. Ale prorok znów się nie poddaje, bo wobec niebezpieczeństwa śmierci załamują się fałszywi prorocy. Prawdziwy prorok - przekonany o prawdomówności Boga - potrafi dalej cierpieć a nawet oddać życie. Nie ma na ziemi mocniejszego potwierdzenia prawdy, niż cierpienie i ofiara.
Dziś prorocy także są obrzucani błotem, gdy tylko ośmielą się powiedzieć prawdę zobowiązującą do nawrócenia i przemiany tak w życiu osobistym, jak i w życiu publicznym. Trzeba więc ich oczernić, aby stracili autorytet i zamilkli. Tak postąpiono z bł. Jerzym Popiełuszką, którego najpierw usiłowano zniesławić przy pomocy kłamstw i prowokacji, a gdy to się nie powiodło, związano go i wrzucono do Wisły (ks. Józef Maciąg). Coś podobnego dzieje się teraz z arcybiskupem Jędraszewskim.
Dlaczego prorok bywa prześladowany? Bo przekazuje ludziom to, co mu Bóg powiedział, a nie to, co ludzie pragną usłyszeć. Ludzie zazwyczaj nie wierzą w proroctwa, które nie potwierdzają ich własnej opinii, stąd tłumy nie lubią prawdy.
Niestety, czas szybko potwierdził słowa proroka Jeremiasza. Jerozolima została zdobyta, połowę ludzi wycięto w pień, drugą połowę zabrano w niewolę, a królowi wyłupiono oczy, natomiast Jeremiasz ocalał. Niespodziewanie – podobnie jak w przypowieści o dobrym samarytaninie – z pomocą prorokowi zanurzonemu w błocie przyszedł cudzoziemiec, który przyjął judaizm. Pan posłużył się miłosiernym cudzoziemcem, w celu uchronienia sprawiedliwego Izraelity od niechybnej śmierci. Uczucia ocalonego Jeremiasza pięknie opisze psalmista: „Z nadzieją czekałem na Pana, a On się pochylił nade mną i wysłuchał mego wołania. Wydobył mnie z dołu zagłady, z błotnego grzęzawiska, stopy moje postawił na skale i umocnił moje kroki”. W ten sposób Jeremiasz stał się zapowiedzią losu Chrystusa.
2. WYTRWAŁOŚĆ CHRZEŚCIJANINA (Łk 12,49-53)
A teraz druga sprawa, czyli wytrwałość chrześcijanina.
a. pokój Chrystusa
„Czy myślicie, że przyszedłem dać ziemi pokój? Nie, powiadam wam, lecz rozłam [διαμερισμον; Biblia Warszawska – rozdwojenie]. Te słowa Jezusa brzmią zaskakująco i wydają się sprzeczne ze wszystkim, co miały przynieść ze sobą czasy mesjańskie („Wtedy wilk zamieszka wraz z barankiem, pantera z koźlęciem razem leżeć będą, cielę i lew paść się będą społem i mały chłopiec będzie je poganiał” - Iz 11,6; por. Za 9,9-10) a nawet z własnymi słowami Jezusa o pokoju (Pokój mój daję wam, pokój zostawiam wam” (J 14,27). Także z zachętami apostoła Pawła: „ A przeto upominam was, bracia, w imię Pana naszego Jezusa Chrystusa, abyście byli zgodni, i by nie było wśród was rozłamów; byście byli jednego ducha i jednej myśli” (1 Kor 1,10). Aby nie było między wami sporów.
Chrystus faktycznie przyniósł ludziom zapowiadany pokój. On, „który przez ogrom Swych cierpień i śmierć nie tylko unicestwił grzech - źródło i zarzewie niezgody, nędzy, nierówności - lecz również przez przelanie Swej Krwi przywrócił ród ludzki do łask Ojca Niebieskiego i obdarzył go pokojem: ‘On bowiem jest naszym pokojem. On, który obie części ludzkości uczynił jednością, bo zburzył rozdzielający je mur - wrogość. A przyszedłszy zwiastował pokój wam, którzyście daleko, i pokój tym, którzy blisko’” (Pacem in terris, 169). Kiedy więc dar Jezusa – tj. Duch Święty, Duch miłości - zamieszka w człowieku i gdy człowiek podda się pod Jego kierownictwo, wówczas w jego życiu pojawią się błogosławione owoce Jego obecności, do których należą między innymi radość i pokój.
b. rozdwojenie
„Czy myślicie, że przyszedłem dać ziemi pokój? Nie, powiadam wam, lecz rozłam [διαμερισμον; Biblia Warszawska – rozdwojenie]. Dlaczego Jezus – chociaż wprowadził pokój między ludzi i społeczeństwa przez swoja śmierć – w czasie swojej publicznej działalności wzbudzał i nadal ciągle wzbudza tak wiele konfliktów i sprzeczności?
Dwa są tego powody. Po pierwsze: ponieważ miłość jest wymagająca. Ona nie pozwala nam na neutralność. Nie można dwom panom służyć. Miłość domaga się zajęcia stanowiska i żąda odpowiedzi. Kto jest z prawdy, ten słucha głosu Chrystusa (J 18,37), kto z prawdy nie jest, ten nie słucha Jego głosu. To pierwsza przyczyna rozdwojenia.
Po drugie – miłość domaga się wolności od grzechu i zła. Ogień Ducha Świętego, ogień Bożej miłości musi najpierw spalić zło i oczyścić człowieka w sensie duchowym. Jedni są otwarci na ten oczyszczający wpływ, a inni są zamknięci. Wskutek tego, kto idzie za Chrystusem, ten staje się niejako automatycznie znakiem sprzeciwu wobec grzechu i zła (Łk 2,34). „Rozłam” nie oznacza jednak nienawiści do grzeszników, gdyż ta jest sprzeczna z Jezusowym przykazaniem miłości. „Rozłam” oznacza jedynie oddzielenie od grzechu i stanięcie po stronie dobra.
Dzisiejsza Ewangelia jest więc otrzeźwieniem dla tych, którzy chcą traktować chrześcijaństwo jako religię świętego spokoju. Którzy traktują naukę Chrystusa jako zbiór bezmyślnych przyzwyczajeń, które nikogo nie ziębią ani parzą. Czasami są trochę uciążliwe, więc się je opuszcza. Nieraz uprzykrzają życie, to się o nich zapomina i tak jakoś idziemy do przodu (chrzciny, Pierwsza Komunia, ślub, pogrzeb, po drodze Pasterka, kolęda, Popielec, Wielkanoc). W ten sposób udaje się nam sprowadzić życie chrześcijańskie do nikomu nie wadzących obyczajów. Gdy ktoś wykracza poza ten schemat, uznajemy go za fanatyka, który nam zakłóca łatwy wizerunek katolika. W ten sposób człowiek skutecznie odgradza się od Prawdy i usypia siebie, popadając w samozadowolenie.
„Odtąd bowiem pięcioro będzie rozdwojonych w jednym domu: troje stanie przeciw dwojgu, a dwoje przeciw trojgu; ojciec przeciw synowi, a syn przeciw ojcu; matka przeciw córce, a córka przeciw matce; teściowa przeciw synowej, a synowa przeciw teściowej”. Jezus wskazuje na podział, jaki dokona się nawet wewnątrz samych rodzin, pomiędzy jednymi, którzy przyjmą Ewangelię a drugimi, którzy Ewangelię odrzucą.
Ewangelia wybierana jako zasada życia zawsze będzie budzić sprzeciw, często nawet sprzeciw osób najbliższych (ks. Maciej Warowny). Kto poważnie traktuje Ewangelię, ten musi wybierać między lojalnością wobec rodziców a lojalnością wobec Chrystusa. „Kto kocha ojca lub matkę bardziej niż Mnie, nie jest Mnie godzien”. I „kto kocha syna lub córkę bardziej niż Mnie, nie jest Mnie godzien”. Jeśli moje posłuszeństwo Chrystusowi nie podoba się moim bliskim, to lepszą rzeczą jest dla mnie, że oczekiwania moich bliskich nie zostaną spełnione, niż - gdyby w imię miłości do bliskich - nie spełniła się wola Boża. Dlatego nieraz ktoś, kto chce być wierny Jezusowi musi sprzeciwić się nawet własnej rodzinie: ojcu, matce, teściom, którzy nieraz chcą, by ich syn czy synowa stosowali się do ich „trzeźwych” rad, aby „nie przesadzali” z wytrwałością w pełnieniu woli Bożej.
Ciekawe, że Jezus nie mówi przy tej okazji o zerwaniu więzi małżeńskich w imię Ewangelii. Więź człowieka z rodzicami, teściami, czy rodzeństwem nie ma sakramentalnego charakteru, jaki posiada małżeństwo (ks. Józef Maciąg).
3. PO CO WYTRWAŁOŚĆ (Hbr 12, 1-4)
a. Wreszcie trzecia i ostatnia sprawa to zachęta do wytrwałości. Dzisiejsze słowa z Listu do Hebrajczyków niosły kiedyś zachętę do wytrwałości (υπομονη) chrześcijanom, których dotykał czas próby, cierpienia i prześladowanie. Tym, co pozwalało im wytrwać w takiej sytuacji była ich wiara: „Wiara zaś jest poręką (υποστασις) tych dóbr, których się spodziewamy, dowodem (ελεγχος) tych rzeczywistości, których nie widzimy” (Hbr 11,1).
Nie tylko żydzi, ale także my, chrześcijanie, posiadamy w historii zbawienia wiele przykładów niezachwianej wiary. Mamy dookoła nas mnóstwo świadków (μαρτυρων) wiary i wytrwałości wspierających nas, dodających nam odwagi i sił. Tymi świadkami są patriarchowie i prorocy, święci i błogosławieni, którzy ukończyli już bieg swego ziemskiego życia, wiary ustrzegli i otrzymali wieniec zwycięstwa. Od nich możemy czerpać wzór wytrwałości. Chociaż dzisiaj, przy dzisiejszej ahistorycznej mentalności ludzi, utworzenie żywej więzi z ludźmi wielkiej wiary z przeszłości, stwarza dość dużą trudność. Trzeba jednak pamiętać o tym, że między patriarchami a ludźmi do których był skierowany List do Hebrajczyków też rozciągał się okres ponad tysiąca lat.
Bardziej jeszcze niż we wiarę patriarchów, proroków, świętych i błogosławionych, powinniśmy wpatrywać się w wiarę i wytrwałość Chrystusa, „który nam w wierze przewodzi i ją wydoskonala”. Nawet największe postacie z historii zbawienia są tylko bladym echem w porównaniu z wiarą Jezusa, będącym naszym boskim wzorem. Patrzmy więc na Jezusa. Rozważajmy, jaką cenę zapłacił On, abyśmy i my wytrwali w wierze i nie ustali złamani na duchu.
b. Podobnie jak dawnych świadków wiary, również nas wychowuje Pan Bóg, poddając próbie naszą wytrwałość. Wychowuje, posługując się własną paideią, czyli własną formacją umysłów i serc przy pomocy pouczeń, nakazów, upomnień, nagany i kary (Hbr 12,5-11). Obecność przeciwności, prześladowania i krzyża w naszym życiu nie jest znakiem odrzucenia nas przez Boga, ale jest znakiem tego, że Pan Bóg traktuje nas jako swoje dzieci. Gdyby nie dotykał nas karceniem (παιδειας) – „którego uczestnikami stali się wszyscy” (Hbr 12,8) - znaczyłoby to, że jesteśmy bękartami (νοθοι – Biblia Gdańska), a nie synami (Hbr 12,8).
Bóg poddaje nas próbie nie dlatego, że jest mściwym i bezwzględnym sadystą, który ma zamiłowanie w zadawaniu nam bólu, ale On to czyni dla naszego ostatecznego dobra, „aby nas uczynić uczestnikami swojej świętości” (Hbr 12,10). Co nieco z tego możemy zrozumieć patrząc na ręce chirurga, który oczyszcza ranę, sprawiając nam ból, lecz nie wyrządzając nam krzywdy.
A zatem „trwajmy w karności! (ει παιδειαν - Hbr 12,7), skoro - walcząc przeciw grzechowi – nie zostaliśmy jeszcze „świadkami” (męczennikami). Trzeba, abyśmy – jako naśladowcy Jezusa - „opierali się aż do krwi, walcząc przeciw grzechowi”, bo tak jak istnieje chrzest z wody, tak też istnieje „chrzest ognia”, czyli przeciwności, męki, śmierci i zmartwychwstania, którym to chrztem również Jezus został „ochrzczony”.
Jak uczy św. Jan Chryzostom: „Aby zaś uczniowie słysząc słowa: ‘Będą wam urągać, prześladować was i mówić kłamliwie wszystko złe na was’, nie lękali się podjąć dzieła, mówi: Jeśli nie jesteście gotowi na to wszystko, na próżno was wybrałem. Przeciwności pojawią się na pewno; nie uczynią wam jednak nic złego, ale tylko wydadzą świadectwo waszej wytrwałości. Jeśli natomiast ulękniecie się i zaniechacie należnej gorliwości, daleko bardziej ucierpicie; cały świat was surowo osądzi i doznacie wzgardy od wszystkich. To właśnie oznacza podeptanie przez wszystkich” (Jan Chryzostom, Homilia do Ewangelii św. Mateusza 15,7).
„’Oto rolnik czeka wytrwale na cenny plon ziemi — pisze św. Jakub — dopóki nie spadnie deszcz wczesny i późny. Tak i wy bądźcie cierpliwi i umacniajcie serca wasze, bo przyjście Pana jest już bliskie’ (Jk 5,7-8). Porównanie z rolnikiem jest bardzo wymowne: ten, kto obsiewa pole, musi przez kilka miesięcy cierpliwie i wytrwale oczekiwać, ale wie, że nasiona w tym czasie przechodzą cykl swoich przeobrażeń dzięki deszczom jesiennym i wiosennym. Rolnik nie jest fatalistą, lecz wzorem pewnego sposobu myślenia, w którym zachodzi równowaga między wiarą a rozumem. Z jednej strony bowiem zna prawa przyrody i wykonuje dobrze swoją pracę, z drugiej zaś ufa Opatrzności, gdyż niektóre podstawowe sprawy są nie w jego rękach, lecz w rękach Boga. Cierpliwość i wytrwałość stanowią właśnie syntezę ludzkiego zaangażowania i zaufania Bogu” (Papież Benedykt XVI, Bądźcie cierpliwi i umacniajcie serca wasze. Rozważanie przed modlitwą ‘Anioł Pański’ – 12.12.2010).
„Nic na świecie nie zastąpi wytrwałości. Nie zastąpi jej talent – nie ma nic powszechniejszego niż ludzie utalentowani, którzy nie odnoszą sukcesów. Nie uczyni niczego sam geniusz – nie nagradzany geniusz to już prawie przysłowie. Nie uczyni niczego też samo wykształcenie – świat jest pełen ludzi wykształconych, o których zapomniano. Tylko wytrwałość i determinacja są wszechmocne” (Calvin Coolidge).
ZAKOŃCZENIE
Na koniec módlmy się: Wszechmogący, wieczny Boże - w 100. rocznicę utworzenia tutejszej parafii – błogosław tym, którzy przyczynili się do jej utworzenia. Przyjmij prosimy do swojej chwały wszystkich zmarłych w tym stuleciu parafian. Strzeż z ojcowską dobrocią wszystkich, którzy obecnie tworzą parafialną wspólnotę Chrystusa Króla a także tych, co przybywają do tutejszej świątyni na modlitwę. Spraw, aby w nas i w nich zawsze dojrzewała wiara, nadzieja i miłość do Ciebie i bliźnich. Ponieważ zaś całą nadzieję pokładamy w Bożej łasce, otaczaj swoją opieką także te pokolenia, które po nas przyjdą, aby nie zwątpili w to, że to Bóg jest ostatecznym Panem historii a nie ludzie. Amen.