Nie jest dobrze, by człowiek był sam





Abp Stanisław Gądecki

Nie jest dobrze, by człowiek był sam. XXXII Światowy Dzień Chorego (Katedra Poznańska - 11.02.2024).

 

Dziś przeżywamy w Kościele Światowy Dzień Chorego. Dzień ten został ustanowiony przez świętego Jana Pawła II w liście skierowanym 13 maja 1992 r. do ówczesnego przewodniczącego Papieskiej Rady ds. Duszpasterstwa Służby Zdrowia, kard. Fiorenzo Angelini. Od początku Papież wyznaczył też datę tego wydarzenia na dzień 11 lutego, czyli na wspomnienie objawienia Matki Bożej w Lourdes.


To ustanowienie Światowego Dnia Chorego stało się wezwaniem do całego Kościoła powszechnego, aby poświęcić ten dzień modlitwie, refleksji i dostrzeżeniu miejsca tych, którzy cierpią na duszy i na ciele. Dzień ten ma „na celu uwrażliwienie ludu Bożego i - w konsekwencji - wielu katolickich instytucji działających na rzecz służby zdrowia oraz społeczności świeckiej na konieczność zapewnienia lepszej opieki chorym; pomagania chorym w dowartościowaniu cierpienia na płaszczyźnie ludzkiej, a przede wszystkim na płaszczyźnie nadprzyrodzonej; włączenie w duszpasterstwo służby zdrowia wspólnot chrześcijańskich, rodzin zakonnych, popieranie coraz cenniejszego zaangażowania wolontariatu...”. Są to wiec bardzo pojemne cele. Od 1992 roku minęło już wiele lat.

1.       „NIE JEST DOBRZE, BY CZŁOWIEK BYŁ SAM” (Rdz 2,18).

Stąd dzisiaj obchodzimy już XXXII Światowy Dzień Chorego, którego temat brzmi: „Nie jest dobrze [οὐ καλὸν εἶναι], by człowiek był sam”.

Jest sprawą oczywistą, że w sensie bezpośrednim te słowa z Księgi Rodzaju (2,18) nie odnoszą się do sytuacji człowieka chorego na ciele lub duszy, dotyczą one przymierza małżeńskiego. Po stworzeniu mężczyzny Bóg stwierdził, że „nie jest dobrze, aby był on sam”, zauważył bowiem, iż mężczyzna - mimo wielkiej roli, jaką otrzymał - nie czuł się szczęśliwy. Jak stwierdził autor natchniony, bo „nie znalazła się pomoc odpowiednia [βοηθὸν κατ᾿ αὐτόν] dla mężczyzny”. I wtedy Bóg podarował mężczyźnie kobietę; dla mężczyzny stworzył mężatkę (Cylkow).

Mężatkę stwarza w sposób wyjątkowy. O ile dotąd stwarzał wszystko z prochu ziemi, a więc z materii nieożywionej, to teraz stwarza z materii ożywionej – obrazowo mówiąc wyjął kobietę spod serca mężczyzny. Mężczyzna odkrył to natychmiast, bo kiedy tylko ją zobaczył powiedział: „Ta dopiero jest kością z moich kości i ciałem z mego ciała! Ta będzie się zwała mężatką, bo z męża została wzięta”. I tak mężczyzna zdecydował się na zawsze związać swoje życie z kobietą. Znalazł równą sobie towarzyszkę życia. Ten fragment biblijny mówi nam, że mężczyzna i kobieta są sobie równi co do ludzkiej godności. Że zostali stworzeni, aby pomagać sobie wzajemnie, uzupełniać się i ubogacać. Że w życiu małżeńskim winni dążyć do doskonałej jedności.

To biblijne wydarzenie powtarza się nieustannie na naszych oczach. Pan Bóg stawia najpierw na ludzkich drogach różnych ludzi: rodziców, rodzeństwo, krewnych, znajomych, kolegów i przyjaciół i do pewnego momentu człowiekowi to wystarcza. Ale serca młodych pozostają dalej niespokojne i otwarte na znalezienie tego jedynego i tej jedynej. W końcu drogi dwojga krzyżują się i - po pewnym czasie - odkrywają, że są dla siebie przeznaczeni. Opuszczają dom rodzinny, czyli to, co dotąd było dla nich największą wartością, i stają się jednym ciałem – małżeństwem, rodziną. Tworzą nowe relacje, w których na pierwszym miejscu będzie mąż i żona.

Znany niemiecki poeta Reiner Maria Rilke - w jednym ze swoich utworów - napisał: „Miłość to dwie samotności, które się spotykają i wspierają”. Tak bywa w życiu małżonków. Choć każde z nich jest odrębnym światem, bo posiada inną osobowość i charakter, to jednak mostem łączącym te odrębności będzie miłość. Miłość pozwoli im akceptować to, w czym się różnią oraz sprawi, że te różnorodności staną się ich wzajemnym bogactwem i dopełnieniem. Miłość sprawi, że w cień odejdą stwierdzenia „ja” oraz „moje”, a pojawią się „my” oraz „nasze”. Dwie obce samotności spotkają się w miłości i staną się czymś jednym (por. ks. Dariusz Kwiatkowski, Nie jest dobrze, żeby człowiek był sam - Rdz 2, 18-24).

2.       W CZASIE CHOROBY

Po w Światowy Dzień Chorych zaczynam od opowiadania o stworzeniu małżeństwa, tej wyjątkowej i niepowtarzalnej Bożej i ludzkiej rzeczywistości. Powodem tego jest fakt, iż słowa „Nie jest dobrze, by człowiek był sam” (Rdz 2,18) - w kontekście Światowego Dnia Chorego - mogą też znaczyć coś innego. Mogą wskazywać na to, że chociaż więź, relacja jaka istnieje między małżonkami małżeństwa jest niepowtarzalna, to jednak sytuacja człowieka chorego na ciele lub duszy woła o zadzierzgnięcie z nim więzi, która nie jest identyczna z więzią małżeńska, ale jest analogiczna.

a.       Życie cielesne bowiem - poprzez swoją tymczasowość, która staje się szczególnie widoczna w chorobie i cierpieniu - również pozwala nam zrozumieć, iż „nie jest dobrze, aby człowiek był sam”. Że „potrzebna jest pomoc odpowiednia pomoc dla niego”.

Potrzebna jest odpowiednia pomoc, ponieważ człowiek chory doznaje cierpienia fizycznego, ale także cierpienia psychicznego, duchowego i moralnego. Oprócz przerażająco rozległego obszaru cierpienia fizycznego istnieje przecież także obawa przed niebezpieczeństwem śmierci, śmierć własnych dzieci, ale również bezdzietność, prześladowanie i wrogość otoczenia, szyderstwo i wyśmiewanie cierpiącego, samotność i opuszczenie, wyrzuty sumienia, trudność zrozumienia, dlaczego złym się powodzi, podczas gdy sprawiedliwi doznają cierpień, niewierność i niewdzięczność ze strony przyjaciół i bliskich, wreszcie nieszczęścia własnego narodu i tęsknota za Ojczyzną. Szczególną kategorią ciepiących są dzieci, i wprawdzie każde cierpienie woła o pomoc, to jednak woła o to w szczególności cierpienie bezbronnego małego dziecka. W każdym przypadku w osobie chorego dotknięta jest bólem także rodzina. „Choroba bowiem i cierpienie są doświadczeniem, które dotyczy nie tylko ciała, ale całego człowieka w jego jedności duszy i ciała. Choroba jest czymś więcej niż faktem klinicznym, który może być opisany w sposób medyczny. Jest zawsze stanem człowieka jako chorego” (Karta pracownika służby zdrowia, 53).

b.       W sytuacji cierpienie i choroby byt człowieczy wprost woła o pomoc. Dzieje się tak dlatego, bo „Jesteśmy stworzeni - mówi Papież Franciszek - aby przebywać razem, a nie samotnie. I właśnie dlatego, że ów projekt komunii jest tak głęboko wpisany w ludzkie serce, doświadczenie opuszczenia i samotności przeraża nas i okazuje się dla nas bolesne, a nawet nieludzkie. Staje się ono jeszcze bardziej dotkliwe w czasie słabości, niepewności i poczucia braku bezpieczeństwa, często spowodowanych wystąpieniem jakiejś poważnej choroby.

Tu Papież wspomina np. tych, którzy byli przerażająco samotni podczas pandemii Covid-19: pacjentów, którzy nie mogli przyjmować odwiedzających, ale także pielęgniarkach, lekarzach oraz o personelu pomocniczym, wszystkich przeciążonych pracą i odizolowanych na oddziałach zamkniętych. I oczywiście nie zapomina o tych, którzy musieli samotnie stawić czoła godzinie śmierci, wprawdzie pod opieką personelu medycznego, ale z dala od swoich rodzin.

Jednocześnie, ze smutkiem dzieli cierpienie i samotność tych, którzy z powodu wojny i jej tragicznych następstw, znajdują i się bez wsparcia i pomocy. Wojna jest najstraszniejszą z chorób społecznych, a osoby najsłabsze płacą za nią najwyższą cenę.

Ale nawet w krajach, które cieszą się pokojem i większymi zasobami, czas starości i choroby jest często przeżywany w samotności, a niekiedy wręcz w opuszczeniu. Ta smutna sytuacja jest przede wszystkim konsekwencją kultury indywidualizmu, która wychwala wydajność za wszelką cenę i kultywuje mit efektywności, stając się obojętną, a nawet bezlitosną, gdy ludzie nie mają już siły, by dotrzymać kroku. Staje się wtedy kulturą odrzucenia, w której „ludzie nie są już postrzegani jako podstawowa wartość, którą należy szanować i chronić, szczególnie jeśli są ubodzy lub niepełnosprawni, jeśli ‘nie są jeszcze potrzebni’ – jak dzieci nienarodzone – lub ‘nie są już potrzebni’ – jak osoby starsze” (Fratelli tutti, 18).

Niestety, ta logika przenika również niektóre wybory polityczne, które nie potrafią w centrum umieścić godności osoby ludzkiej i jej potrzeb, oraz nie zawsze sprzyjają strategiom i zasobom niezbędnym do zapewnienia każdej istocie ludzkiej podstawowego prawa do zdrowia i dostępu do leczenia. Jednocześnie, porzucanie osób słabych i ich samotność są potęgowane także przez ograniczenie opieki wyłącznie do usług zdrowotnych, bez mądrego wspierania ich przez „przymierze terapeutyczne” między lekarzem, pacjentem i członkiem rodziny.

Warto, abyśmy raz jeszcze usłyszeli te biblijne słowa: nie jest dobrze, by człowiek był sam! Bóg ukazuje nam głęboki sens swego planu dla ludzkości, ale jednocześnie, ukazuje śmiertelną ranę grzechu, którą wprowadzamy rodząc podejrzenia, pęknięcia, podziały, a zatem izolację. Taka izolacja sprawia, że doświadczamy przytłaczającego poczucia samotności w kluczowych etapach życia.

c.       Czego więc oczekuje od nas Chrystus, czego oczekuje Kościół? Bracia i siostry, pierwszą formą opieki, jakiej potrzebujemy w chorobie - mówi Papież - jest bliskość pełna współczucia i czułości. Dlatego opieka nad chorym oznacza przede wszystkim troskę o jego relacje, wszystkie jego relacje: z Bogiem, z innymi – rodziną, przyjaciółmi, pracownikami służby zdrowia – ze stworzeniem, z samym sobą. Czy jest to możliwe? Tak, jest to możliwe i wszyscy przecież jesteśmy wezwani do zaangażowania, aby tak się stało. Spójrzmy na obraz Dobrego Samarytanina (Łk 10,25-37), na jego zdolność stania się bliźnim, na czułość, z jaką łagodzi rany cierpiącego brata.

Pamiętajmy o tej centralnej prawdzie naszego życia: przyszliśmy na świat, ponieważ ktoś nas przyjął, jesteśmy stworzeni do miłości, jesteśmy powołani do komunii i braterstwa. Ten wymiar naszego jestestwa podtrzymuje nas szczególnie w okresach choroby i słabości, i jest pierwszą terapią, którą musimy wszyscy razem zastosować, aby uleczyć choroby społeczeństwa, w którym żyjemy.

Wam - mówi Papież Franciszek - którzy doświadczacie choroby, czy to przejściowej, czy przewlekłej, chciałbym powiedzieć: nie wstydźcie się swojego pragnienia bliskości i czułości! Nie ukrywajcie go i nigdy nie myślcie, że jesteście ciężarem dla innych. Sytuacja osób chorych zachęca wszystkich do zahamowania nadmiernego tempa, w którym jesteśmy zanurzeni, i do odnalezienia siebie.

W tym okresie zachodzących zmian, w którym żyjemy, szczególnie my chrześcijanie, jesteśmy wezwani do przyjęcia współczującego spojrzenia Jezusa. Troszczmy się o tych, którzy cierpią i są samotni, być może zepchnięci na margines i odrzuceni. Z wzajemną miłością, którą Chrystus Pan daje nam w modlitwie, a zwłaszcza w Eucharystii, leczmy rany samotności i izolacji. I w ten sposób współpracujmy, aby przeciwdziałać kulturze indywidualizmu, obojętności, odrzucenia, oraz rozwijać kulturę czułości i współczucia.

Chorzy, słabi, ubodzy muszą być w centrum naszej ludzkiej uwagi oraz duszpasterskiej troski. Nie zapominajmy o tym!

Powierzmy się Najświętszej Maryi Pannie, Uzdrowieniu Chorych, aby wstawiała się za nami i pomagała nam być twórcami bliskości i braterskich relacji z cierpiącymi, chorymi i odrzuconymi (por. Papież Franciszek, Orędzie na XXXII Światowy Dzień Chorego - 11.02.2024 r.).
 

ZAKOŃCZENIE  

Na koniec, módlmy się w intencji chorych, w intencji całej służby medycznej i wolontariuszy:

Ojcze niebieski, Ty z miłości do człowieka posłałeś na świat swojego Syna, który żyjąc pośród ludzi uzdrawiał chorych i pomagał cierpiącym. Przez Twą nieskończoną miłość, prosimy Cię o łaskę zdrowia dla chorych, jeśli taka jest Twoja wola a utrzymane zdrowie nie przyczyni się do ich zguby wiecznej. Prosimy, abyś dał im łaskę zrozumienia sensu cierpienia i choroby, aby krzyż, który dźwigają nie był bezsensownym ciężarem, ale stał się źródłem uświęcenia własnego oraz całego Kościoła. Przede wszystkim jednak prosimy o potrzebne siły do podtrzymywania relacji pełnych więzi z chorymi, szczególnie tymi, którzy są zepchnięci na margines i odrzuceni. Amen.